*Narracja trzecioosobowa
mieszkanie Liz i Kola**Od ukarania Eleny Gilbert i zamurowaniu jej w ogrodzie minęło kilka dni podczas, których Liz cały czas biła się zmyślami niewiedząc co powinna zrobić i jak postąpić. Wolałaby nigdy tego nie znaleść.
Z zadumy dziewczynę wyrwał podekscytowany Kol wchodzący do ich sypialni.
Przyglądając się Pierwotnemu podjęła decyzję.(L) Kol mogę cię o coś spytać? To ważne. - zaczęła niepewnie.
(Kol) Jasne, ale nie teraz bo ja także mam do ciebie mega ważną sprawę.
Pójdziesz ze mną na randkę? - zapytał cały czas podekscytowany.(L) Ja... Tak. - odpowiedziała. W pierwszym momencie dziewczyna była zaskoczona, ale po chwili się uśmiechnęła zgadzając.
(Kol) W takim razie bądź gotowa na 19 i ubierz coś wygodnego - rzucił wybiegając szczęśliwy z pokoju.
(L) Ej a co z...
Ahh no tak.
No i w końcu mu nie powiedziałam.
Muszę to zrobić dzisiaj na tej randce.
Właśnie randka! Ciekawe gdzie mnie zabierze? Muszę jeszcze pomyśleć w czym pójdę. - myślała.**Posiadłość Mikaelsonów
kilka godzin później**(Klaus) Freya sprawdź to jeszcze raz tu musi być błąd!
(F) Kazujesz mi to powtarzać już czwarty raz Klaus!
Nie ma mowy o błędzie!
Biały dąb wciąż istnieje,
Czuję go...(Klaus) Więc dlaczego nie możesz go znaleść?! - krzyczał.
(F) Nie wiem! Widzisz, że cała mapa zalewa się krwią, gdy próbuję! I nie drzyj się na mnie to nie moja wina.
(R) Musimy się wszyscy uspokoić.
Freya spróbuj jeszcze raz znaleść ten cholerny kołek, a ja pójdę do lasu poszukać uschniętej lilii. Czytałam kiedyś w jednej z ksiąg matki, że pomaga łamać zaklęcia kryjące.Oznajmniła rodzeństwu Rebekah i po chwili wyszła.
**Perspektywa Rebekah**
Uschnięta lilia, uschnięta lilia, uschnięta lilia - powtarzałam sobie w myślach cały czas szukając kwiatu.
Uschnięta lilia... Hmm, Lilia.
Ładnie. Podoba mi się. Jeśli będe miała córkę nazwę ją Lilia.
Tak bardzo chciałabym założyć rodzinę. Mieć kochającego męża... Gromadkę dzieci. To byłoby cudowne. - myślała pierwotna.Z rozmarzenia brutalnie wyrwał ją straszny ból i krew cieknąca po jej ubraniach. Nie mogła nawet się odwrócić, aby zobaczyć kto podciął jej gardło, ponieważ już upadła na chłodną ziemię. Nie żyła...
**W tym samym czasie
perspektywa Liz**(L) Daleko jeszcze? Serio nie czuję się zbyt komfortowo kiedy nic nie widzę, nie mam pojęcia nawet gdzie mogę być, a ty prowadzisz mnie Bóg wie gdzie. - narzekałam.
(Kol) Właściwie to już tutaj - powiedział po czym zdjął mi opaskę z oczu.
Rozejrzałam się dookoła nie kryjąc zdziwnia.
(L) Jesteśmy w lesie. - stwierdziłam.
(Kol) To nie byle jaki las.
Dziwię się, że nie poznajesz podobno zwykle to kobiety pamiętają o takich rzeczach.Posłałam mu pytające spojrzenie.
(Kol) To miejsce gdzie cię porwałem! - krzyknął uradowany.
(L) Serio tak dobrze to wspominasz?
Zapytałam śmiejąc się.(Kol) Jakby nie patrzeć dzięki temu się bardziej poznaliśmy, zamieszkaliśmy razem i w ogóle.
(L) W sumie masz rację.
Jeśli dłużej pomyśleć to cieszę się, że to się stało, jesteś dla mnie ważny...
- powiedziałam lekko zawstydzona przenosząc wzrok na swoje buty.(Kol) Ty dla mnie też.
Trzeba przyznać, że w oczach świętego "szalony morderca i maniak" Kol Mikaelson jest obcy, ale
mimo tego wszystkiego co się stało i tego jaki jestem zaakceptowałaś mnie. - zrobił przerwę po czym wciągnął głośno powietrze.(Kol) Dziękuje ci za to.
Muszę w końcu to powiedzieć...
Kocham cię.Stałam cały czas wlepiając swoje zdzwione oczy w pierwotnego.
(Kol) Nawet już nie pamiętam kiedy ostatnio mówiłem te słowa... - zaczął, ale przerwałam mu pocałunkiem.
(L) Ja ciebie też kocham - wyszeptałam po czym znowu go pocałowałam.
(Kol) Chciałbym ci jeszcze coś pokazać. - powiedział kiedy oderwaliśmy się od siebie po czym odsunął wysoki krzak, za którym ukazał się zastawiony koc piknikowy oraz świece.
(L) Naprawdę sam to wszystko przygotowałeś. - uśmiechnęłam się.
(Kol) Naciesz się tym lasem bo na następną randkę pewnie pojedziemy na Karaiby. - zażartował.
(L) A właśnie skoro wreszcie mamy moment chciałam ci o czymś powiedzieć. - zaczęłam siadając na przygotowanym kocu.
(L) Znając twoją historię pomyślałam, że powinnam ci to dać. To powinno być twoje. Umarłeś przez to. Kiedy byliśmy w Mystic Falls, byłam po Elenę w pokoju na piętrze, podczas prowadzenia jej do ciebie na dół znalazłam to w jej kieszeni. - powiedziałam po czym wyciągnęłam małą buteleczkę ze szkarłatnym płynem, na którą chłopak patrzył z niedowierzaniem. Po dłuższym momencie ciszy odezwałam się.
(L) Kol, czy to jest to o czym myślę?
(Kol) Nigdy go nie wiedziałem... Ale sądze, że tak.
To lekarstwo na wampiryzm.
Jak...Nie odpowiedziałam przez mój nagły zryw z miejsca, Kol podniósł się praktycznie sekundę po mnie również zaniepokojony.
(L) Czy ty też czujesz...
(Kol) Krew.
Oboje w wampirzym tempie pobiegliśmy do źródła, z którego wydobywał się zapach.
Gdy to zobaczyłam nogi się pode mną ugięły.(L) Rebekah...
************************************
Nareszcie jest rozdział! Mam nadzieję, że się podoba.😀💓
A korzystając z okazji chciałam życzyć Wam wszystkim udanego powrotu do szkoły ( wiem to trudne, ale trzeba być optymistą😂)
Do zobaczenia w następnych rozdziałach.😘
YOU ARE READING
Maybe there is a God after all... Rodzeństwo Mikaelson ✔ ZAKOŃCZONE
FanfictionHistoria 18 letniej Liz Chadwick, która wplątała się w nadprzyrodzone problemy pierwotnej rodziny Mikaelson oraz całego Nowego Orleanu. Jak potoczą się losy bohaterów kiedy w najmniej odpowiednim momencie wrócą do nich echa przeszłości?