#15 Klątwa

559 46 2
                                    

Gdy byliśmy już z powrotem w posiadłości Mikaelsonów w Nowym Orleanie od razu po wejściu do mojego pokoju wyczerpana to tej ciągłej jeździe z ostatnich dni rzuciłam się na łóżko.
Szkoda tylko, że najwyraźniej nie dane było mi zasnąć.
Myślałam po prostu chyba o wszystkim o czym tylko się dało, ale najbardziej o tym, że trochę się zawiodłam...
Zawsze coś mnie ciągło do tego miasta i oczywiście w pierwszych chwilach przebywania tutaj czułam, że wkońcu! Nareszcie to tu, znalazłam swoje miejsce na świecie.
Ale w życiu niestety nie byłam w zbyt wielu miejscach, nie widziałam praktycznie niczego co zobaczyć warto, a może właśnie o to chodzi? Nie mam jednego miejsca na świecie bo może wszędzie mogłabym znaleść to miejsce?
Muszę się dowiedzieć, chociaż też nie chcę opuszczać pierwotnych, tyle dla mnie zrobili...
Po niecałych dwóch godzinach rozmyśleń wreszcie usnęłam, to dobrze. Lepiej nie myśleć za dużo...

**Rebekah**

- POWIEDZIAŁEM NIE REBEKAH! Musi być jakiś inny sposób i my go znajdziemy!
Krzyczał jak zwykle zdenerwowany Klaus.

- Nik, posłuchaj mnie choć przez chwilę! Możemy zniszczyć Esther raz na zawsze. Nawet jeśli się nie uda w najgorszym razie zostanę w ciele śmiertelnika...

- Więc jesteś skłonna przegrać?

- Jestem skłonna zaryzykować Nik.

Staliśmy chwilę w ciszy, po chwili podeszłam do brata i chwyciłam go za
obie dłonie.

- Klaus spójrz, ja wierzę, że to może się udać po prostu zaufaj mi bracie.

Na jego twarzy wyraźne było zmieszanie i...strach?

-Dobrze...

** Liz **

Obudziłam się gdy za oknem słońce było już wysoko na niebie.
Spojrzałam na telefon.
O rany 11...
Może nie była to jakoś wybitnie późna godzina, ale nigdy nie lubiłam spać do późna. Miałam zwykle potem uczucie zmarnowanego dnia.
Wstałam z łóżka i poszłam żwawym krokiem do łazienki aby mieć za sobą jak najszybciej prysznic i poranną toaletę.
Po 20 minutach pozostało mi jeszcze tylko pytanie w co się ubrać?
Na szczęście nie miałam dzisiaj wyjątkowo dużego problemu z doborem stroju, po 5 minutach wybrałam kurtkę moro, biały podkoszulek, czarne legginsy, a do tego czarne, sportowe buty na koturnie. Zeszłam do pustej kuchni.
Mimo, że jako wampirowi wystarczy mi w sumie tylko krew to z chęcią zjadłabym naleśniki, jajecznice czy chociażby najzwyklejsze płatki kukurydziane. Niestety w lodówce była tylko krew w torebkach i to też nie dużo jakoż iż większość mieszkańców tego domu preferuje jednak picie prosto z żyły.
Wlałam płyn do szklanki i usiadłam przy stole delektując się i myśląc nad przyszłością.
Nagle ktoś uderzył mnie lekko w ramię więc instynktowanie szybko złapałam jego ręke. Na szczęście okazało się, że to tylko Rebekah więc natychmiast odpuściłam.

- Przepraszam, byłam zamyślona i przestraszyłam się.

- Właśnie widzę, zwłaszcza, że witałam się z tobą jakieś trzy razy.
Nad czym tak rozmyślasz?

- Nic ważnego, nie chcę cię zanudzać.     Powiedziałam lekko uśmiechając się.

- Mam czas.                                                    No mów, zrobi ci się lepiej.
Przekonywała mnie starsza wampirzyca.

Maybe there is a God after all...  Rodzeństwo Mikaelson ✔ ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now