Rozdział 34

224 7 3
                                    

CLAUDIA

Poczułam się jak w najgorszym koszmarze, z którego chciałam obudzić się jak najszybciej. Nie potrafiłam się ruszyć, a moje ręce zaczęły się trząść. Do mojego mózgu nie doszła jeszcze informacja, że chłopak, który jest dla mnie ważny, właśnie został postrzelony. Ciało Justina zsunęło się z kierownicy na moje kolana, a moim oczom ukazała się rana postrzałowa na wysokości jego serca. Czułam jak fala łez zalewa moje policzki, ale to było najmniej istotne. Włożyłam jedną rękę pod szyję Justina, a drugą umiejscowiłam pod jego kolanami. Byłam gotowa go podnieść, ale jak taka mała, krucha dziewczynka miałaby sobie poradzić z olbrzymią małpą, ćwiczącą na siłowni i podnoszącą stu kilogramowe hantle bez problemu. Nie mogłam się poddać. Spróbowałam po raz kolejny go podnieść, ale na marne. Wyszłam z samochodu i stanęłam na środku drogi, wyczekując na jakąś ludzką istotę, która by mi pomogła, ale jak na złość, nikt nie jeździ po mieście o drugiej w nocy!

Nie było mowy nawet o zadzwonieniu po karetkę, bo mój telefon najprawdopodobniej został zniszczony przez psychola Jasona. Otarłam swoje łzy, które niczym wodospad spadały na drogę i wróciłam do samochodu, naciskając od razu czerwony przycisk zaznaczony trójkątem. Byłam w tej sytuacji bezbronna. Siedziałam, głaszcząc Justina, a moje łzy skapywały na jego włosy, które stawały się mokre.

- Poradzisz sobie kochanie - powiedziałam cicho łkając, oparając się o nagłówek i zamykając oczy, aby ten cały koszmar zniknął raz na zawsze.

Reflektory samochodowe poraziły mnie w oczy, a ja momentalnie zerwałam się z miejsca, wychodząc na drogę, gdzie dojeżdżało niebieskie subaru, które gdzieś już widziałam. Samochód zatrzymał się centymetr przede mną z wyraźnie głośnym piskiem, ale zignorowałam fakt, że mogło mi się coś stać, skoro to Justin leży postrzelony!

Wysoka postać wysiadła z samochodu, a dzięki blasku księżyca mogłam dostrzeć, że tą osobą był Harry.

- Co sie stało? - podbiegł do samochodu, gdzie leżał Justin i podniósł go, prowadząc do swojego subaru.

- Justin się zamyślił i nie widział jak gang Jasona się do nas zbliża, a zanim się zorientował został postrzelony - mówiłam na jednym tchu, gdy Harry ułożył Justina na tylnym siedzeniu.

- Usiądź z nim i zatrzymaj krawienie, a ja pojadę prosto do szpitala! - dodał Harry i wsiadł na miejsce kierowcy, a ja usiadłam obok Justina, jak kazał mi chłopak, po czym ruszyliśmy z piskiem opon.

Chciałabym, aby w tym momencie kąciki jego ust podniosły się, a jego usta uformowały się w szeroki uśmiech

Chciałabym, aby jego uroczy śmiech rozbrzmiał w całym samochodzie

Chciałabym, aby zmarszczki wokół jego oczu powiększyły się, poprzez szczęście

Rozglądałam się wokół w poszukiwaniu czegoś, co pomogłoby mi w zatamowaniu krawienia i spojrzałam na swoją koszulkę.

Pieprzyć to

Jednym mocnym pociągnięciem rozerwałam dół bluzki, a drugim pociągnięciem utworzyłam długi prostokąt. Chwyciłam za koszulkę Justina i szybkim ruchem ją ściągnęłam, aby mieć lepszy dostęp do jego rany.

- Spróbuj wyjąć mu kulkę - odparł Harry, dodając pedał gazu i zmieniając na największy bieg.

- Nie jestem pieprzonym doktorem, aby takie coś wyciągać! - wydarłam się, bo kto mądry kazałby robić coś takiego.

- Jak wolisz, ale jeśli on umrze to nie będę cię pocieszał na jego pogrzebie! - wydarł się równie głośno, spoglądając na mnie przez lusterko.

- Nawet jeśli mu wyciągnę tą kulkę to wda się zakażenie! - chwyciłam za prostokąt z mojej podartej bluzki i zawiązywałam ją ciasno wokół rany.

- Lepsze zakażenie niż śmierć - odparł spokojnym tonem.

- Dupek - szepnęłam cicho, ale niestety Harry to usłyszał i na najbliższym skrzyżowaniu, zadriftował na zakręcie, a ja walnęłam głową o tył fotela.

Spojrzałam groźnym wzrokiem na Harry'ego i walnęłam go w głowę, na co się zaśmiał. Zignorowałam jego gest i wróciłam do mojej poprzedniej czynności.

Harry gwałtownie zahamował co oznaczało, że jesteśmy na terenie szpitala. Kiedy wysiadłam, Harry trzymał Justina i kierował się do izby przyjęć. Wymijając zainteresowane osoby, natrafiliśmy na doktora, który zawołał pielęgniarki i podbiegł do nas.

- Rana postrzałowa - powiedziałam szybko doktorowi, aby uniknąć zbędnych pytań.

Harry położył Justina na łóżku szpitalnym, a pielęgniarki chwyciły za poręcz i zawiozły chłopaka na odpowiedni oddział. Patrzyłam jak sylwetka Justina oddala się i nie zwróciłam nawet uwagi, że doktor również odchodzi. Podbiegłam do niego, lecz szedł bardzo szybkim krokiem, który był dla mnie za szybki.

- Doktorze! Wyjdzie z tego? - wypowiedziałam na jednym tchu, bo powoli brakowało mi powietrza, przez ten bieg.

- To bardzo poważna rana, ale proszę być dobrej myśli i modlić się, aby operacja poszła pomyślnie - powiedział i odszedł, znikając w tej samej sali operacyjnej co Justin.

Usiadłam na plastikowym krzesełku naprzeciwko sali, gdzie Justin walczył o swoje życie. Oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy, z których wypływały łzy. Nadal się dziwię, że niewykorzystałam wszystkich łez. Przypomniały mi się słowa doktora "To bardzo poważna rana, ale proszę być dobrej myśli i modlić się, aby operacja poszła pomyślnie", na które założyłam dłonie w modlitwie.

Panie Jezu, który z własnego doświadczenia wiesz, co to znaczy cierpienie, uzdrów Justina, odmień go, wzmocnij, na ciele, duszy i umyśle. Przybądź Panie Jezu, osłoń go Najdroższą Krwią Twoją i napełnij Swoim Duchem Świętym. Amen.

Powtarzałam modlitwę z nadzieją, że Bóg ją wysłucha i odda mi Justina.

Mojego Justina

Woman's faultOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz