Minął tydzień odkąd Jimin wyjechał do Chin. Jungkook i Taehyung mieli więcej czasu, aby spędzić go ze sobą i lepiej się poznać oraz trochę polepszyć relacje. Właśnie leżą po dwóch stronach kanapy, oglądają razem jakiś film i jedzą pianki.
-Tae...
-Hm?
-Tak pomyślałem sobie, że może byśmy coś o sobie powiedzieli, bo tak serio to nic o sobie nie wiemy.
-Hm okej. Możesz zacząć.
-No więc... Urodziłem się w Busan. Od początku miałem ustawione życie ze względu na to, że moi rodzice mają własną firmę, jedną z największych w Korei. Mimo tego, że mieli mało czasu przez natłok pracy zawsze znajdywali go dla mnie. Kiedy potrzebowałem pomocy zawsze mogłem na nich liczyć, zresztą nadal tak jest. W każdej chwili mogę zadzwonić, a oni mi pomogą. Miałem z nimi idealne życie i wspierali mnie w spełnianiu moich wszystkich marzeń. Niczego mi nigdy nie brakowało. Do szkoły chodziłem w Busan. Miałem świetnych przyjaciół i nawet dziewczynę...
-Dziewczynę?
-Tak, ale potem stwierdziłem, że w ogóle mnie nie kręci. Nie ważne... No więc miałem wspierających mnie przyjaciół, z którymi szalałem wieczorami, chodziłem na piwo, paliłem papierosy i ogólnie łamałem zasady. Byłem niegrzecznym i chamskim nastolatkiem. Musisz się zgodzić, że coś mi z niego zostało, ale to po prostu przez to, że w moim życiu nigdy nie zaznałem żadnej krzywdy i nie wiedziałem jak to jest cierpieć lub nie dostać tego co się chce, więc czasami bywam chamski, bo u nas w szkole, kiedy ktoś był taki i odważny był uznawany za lepszego. Wiesz jak to jest w świecie nastolatków. Po prostu teraz zostało mi coś z mojego dziecinnego zachowania i nawet trudno mi to kontrolować. Uwielbiałem cię denerwować, bo robiłeś się tak śmiesznie czerwony. -Zatrzymał się na moment i uśmiechnął na niedalekie wspomnienia. -Ale stwierdziłem, że muszę się ogarnąć, bo to było naprawdę kiepskie zachowanie. Przepraszam... Ale kontynuując... W szkole miałem świetne stopnie i byłem faworyzowany przez nauczycieli. Lubili mi się podlizywać ze względu na to, że moi rodzice są bogaci. Pamiętam, że już w podstawówce interesował mnie detektywistyczny świat i często wtrącałem nos w nieswoje sprawy udawając detektywa. Zostanie nim było moim marzeniem i udało mi się! To jest moje największe osiągnięcie w życiu i jestem niezmiernie szczęśliwy, że udało mi się to osiągnąć samemu. Przeprowadziłem się z Busan do Seulu i przyjęli mnie tu jako detektywa. Hm... To chyba tyle takich szczególnych rzeczy. Może teraz ty powiedz coś o sobie?
(Od aut. Tu polecam włączyć piosenkę wyżej tak do nadania klimatu^ XD)
-Ja... Miałem zupełne przeciwieństwo ciebie... Kiedy miałem pięć lat matka mnie zostawiła samego z ojcem, bo znalazła sobie kogoś innego. Byłem mały, ale pamiętam kiedy zniknęła. Ojciec po tym się załamał. Zaczął się nade mną znęcać, bić mnie z całej siły, wyżywać się na mnie. Mówił mi jak bardzo beznadziejny jestem i że jestem nikim. Nienawidził mnie całym sercem. Byłem tylko jego problemem, wspomnieniem o kobiecie, która kopnęła go w dupę i zostawiła na głowie marne, niepotrzebne nikomu dziecko. Ciągle pił i palił... Zostawiał mnie samego w domu bez względu na to ile miałem lat. Kiedy wychodził rano do pracy, czułem ulgę, że mam chwilowy spokój i mogę odpocząć, ale kiedy zbliżał się wieczór żyłem w strachu, bo wiedziałem, że zaraz przyjdzie do mnie pijany i zacznie się terror. Kiedy słyszałem, że wchodzi do domu, chowałem się w różnych kątach mojego pokoju. W szafie, pod łóżkiem czy gdziekolwiek indziej... On zawsze mnie znajdywał. Wyżywał się na mnie, a ja krzyczałem i błagałem, żeby przestał, ale to nic nie dawało. Zapomniał co to uczucia i że jestem tylko niczemu winnym dzieckiem. Kiedy ktoś go odwiedzał, na przykład jakaś ciotka... Udawał wspaniałego, przykładnego ojca, a tak naprawdę był potworem bez uczuć i łezki współczucia. Przytulał mnie na ich oczach, a ja brzydziłem się nim i jego dotykiem. Miałem ochotę się rozpłakać i wyrwać z jego uścisku... Ale gdybym tak zrobił, wieczorem czekałaby na mnie jeszcze większa kara. Nie mogłem pokazać, że się go boję i chcę być od niego jak najszybciej zabrany...
Kiedy zaczęły się lata szkolne w oczach rówieśników byłem kozłem ofiarnym. Dręczyli mnie, bili, w późniejszych latach zatapiali głowę w kiblu. Wyzywali od śmieci i chorych psychicznie, przez to że ciągle byłem zamknięty w sobie i nie odzywałem się do nikogo. Nawet nauczyciele mnie nienawidzili. Widzieli we mnie nieudacznika tak samo jak ojciec. Ludzie mnie po prostu nienawidzili. Pewnego dnia, kiedy płakałem w kącie szkoły poczułem pukanie w ramię. Bałem się podnieść głowę w strachu przed kolejną falą wyzwisk czy uderzeń w twarz, ale usłyszałem miły, wysoki głos pytający co się stało. Odważyłem się i spojrzałem w górę. Zobaczyłem nieznajomego mi słodkiego chłopca, który patrzył na mnie ze zmartwieniem w oczach. Kiedy zobaczył, że się popatrzyłem usiadł obok mnie i po prostu mnie przytulił. Powiedział, że wszystko będzie dobrze i żebym przestał płakać. Przedstawił mi się. Powiedział, że nazywa się Park Jimin. Dopiero przeprowadził się do Daegu z ciotką. Od razu go polubiłem. Kiedy w kolejne dni w szkole byłem dręczony, on stawał po mojej stronie i mnie bronił. Nieraz tak bardzo denerwował się na moich prześladowców i zamachnął się na nich, przez co zaczynali płakać, a ja uśmiechałem się, kiedy po załatwieniu kogoś Jimin odwracał się w moją stronę i przytulał mnie z uśmiechem, abym się uspokoił. Był ze mną zawsze. Nigdy nie dostrzegał moich wad. Zawsze widział tylko pozytywy. Uwielbiał się ze mną widywać i spędzać ze mną czas. Zabierał mnie do siebie po szkole i bawiliśmy się razem. Jego ciotka zawsze dawała nam dużo słodyczy. Nie żałowała nam nigdy, bo wiedziała o tym, że je kochamy. Chciała być dla nas jak matka, której oboje nie mieliśmy. W gimnazjum, kiedy mieliśmy nasze pierwsze problemy sercowe, ona zawsze nam pomagała.
Kiedy miałem szesnaście lat zakochałem się. To nie było zauroczenie jak wcześniej. Naprawdę się zakochałem. Szedłem sobie schodami i tak się na niego zapatrzyłem, że prawie spadłem, ale on w ostatniej chwili mnie złapał. Zakochałem się w jego oczach. Kiedy się poznaliśmy i zaczęliśmy się w sobie coraz bardziej zakochiwać zostaliśmy parą. Zawsze dostawałem od niego białe róże na pocieszenie, kiedy miałem zły dzień. Raz nawet chciałem popełnić samobójstwo przez to, że moje problemy z ojcem i rówieśnikami zlały się ze sobą i w dodatku miałem depresję, ale Jongsuk i Jimin powstrzymali mnie od tego. Najgorszy był dzień, kiedy pokłóciliśmy się pierwszy raz. To była głupia sprzeczka o jakąś drobnostkę. Poprosił mnie w końcu o spotkanie, bo chciał mnie przeprosić. Stwierdziłem, że nie mogę już bez niego wytrzymać, więc zgodziłem się. Widziałem już jak biegnie do mnie po pasach z bukietem białych róż. Widziałem jego uśmiech. I widziałem... Jak uderzyło w niego auto. Kiedy przeleciał przez jego maskę i wylądował z powrotem na drodze. Podbiegłem do niego i płakałem, powiedziałem, że go kocham, a on na ostatnim tchu powiedział to samo i... I umarł... -Taehyung nawet nie wiedział, kiedy zaczął płakać i tak bardzo się trząść. Nie wiedział też od kiedy wtula się w Jungkooka, który gładzi go po plecach i po którego policzkach spływają pojedyncze łzy na myśl jak bardzo Taehyung cierpiał. On nie wiedział jak to jest przeżyć coś takiego. Jego życie było zbyt idealne, aby wiedział, ale mógł przysiąc, że czuł teraz ból w sercu.
CZYTASZ
rival || taekook [zawieszone]
Fanficgdzie Taehyung to doświadczony i ceniony detektyw, a Jungkook to początkujący, który chce wygryźć go z jego fachu AU, angst, fluff, smut Początek: 24.06.2017 Koniec: #108 ff 171205