Podejrzenia

1.7K 73 12
                                    

- Cóż - powiedziałam ze słodkim uśmiechem, na twarzy pojawiły mi się rumieńce. - Niestety nie doczekanie, bo widzicie jestem już zajęta - mój uśmiech zmienił się w złośliwy, zadowolona z siebie przybliżyłam się do Minho, który z wrednym uśmiechm objął mnie ramieniem i pocałował w policzek.

Newt i Thomas o mało nie zkichali się na widok min większości gapiów, kiedy ręka Minho zjęchała niżej...

- Byłam przez 9 lat w labiryncie i Strefie z samymi chłopakami. To oczywiste, że dwójka z tych pajaców są moimi braćmi, a jeden na 52 został moim chłopakiem. - Uśmiechnęłam się niewinnie.

W końcu przyszedł Szczurowaty, wyczytał kilka osób i wyszedł z nimi.

- Dokąd oni idą? - Zapytał podejrzliwie Minho.

- Daleko stąd - odpowiedział czarnoskóry - na jakąś bezpieczną planetę... Gdzie DRESZCZ ich nie znajdzie.

- Bezpieczna planeta? - Zaśmiałam się - słyszycie jak to niedorzecznie brzmi?

Kiedy posiłek się skończył straże zabrali nas do pokoju, Minho odrazu wskoczył na górną pryczę, pod nim leżał Thomas. Ja i Newt spojrzeliśmy po całości.

- Nie jest źle - powiedział blondyn, a po chwili drzwi zatrzasnęły się na kilka spustów, spojrzałam po ich zaskoczonych twarzach i powiedziałam:

- Mam dziwne złe przeczucie... To nie wygląda jak hotel, to jest jak więźenie lub jakieś dziwne labolatorium i nie wierzę w tę gatkę o "bezpiecznej planecie" - powiedziałam zmartwiona, ale też wkurzona. Newt położył mi dłoń na ramieniu, uśmiechnął się pokrzepiająco:

- Nie martw się. Narazie nic nie wiemy. Oprócz tego, że nas uratowali, nakarmili, zbadali i dali nowe ubrania. Jeśli twoje przeczucie jest prawdziwe, to i tak sobie poradzimy, bo jak nie my to kto? - Następnie wdrapał się na górne łóżko, a ja wzdychając ciężko położyłam się u dołu.

Następnego dnia siedziałam przy stoliku, była kolacja i z gorzkim żalem grzebałam w talerzu, nie miałam apetytu. Czekałam na chłopaków. Straże miały ich przyprowadzić półgodziny po mnie. Nie rozumiem czemu. W pewnej chwili do mojego stolika przysiadło się pięciu innych gości. Miałam głowę zwieszoną, więc poruszałam tylko oczami, spojrzałam na nich spod byka.

- Tu jest zajęte - mruknęłam i nie zwracałam na nich uwagi.

- Co taka księżniczka robi całkiem sama i smutna? - Zapytał jeden.

- Czeka na księcia, którego przyprowadzą za 15 minut... - odpowiedziałam z kwaśnym uśmiechem.

Jeden z nich mocno się do mnie przysunął, tak, że wręcz na mnie siedział. Spojrzałam na niego wściekła jak osa.

- Purwa, wiesz klumpie co to przestrzeń osobosta?! - Warknęłam pod nosem.

- Ej nie denerwuj się tak! - Podniósł rękę i dotknął mojego policzka. Na co wpurwiona chwyciłam mu tą rękę i zrzucając z ławki (ja wstając) wykrzywiłam mu ją na plecy, jednak kontem oka widziałam straże, więc z pierwszym krzykiem chłopaka puściłam, biorąc tackę przeniosłam się do innego stolika.

Od najmłodszych lat... // TrylogiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz