Nowy (part 4)

420 70 19
                                    

Mycroft miał nerwy w strzępach. Siedział przy jednym z bardziej odosobnionych stolików w kawiarni, w której umówił się z dostawcą pizzy.
Jak tak teraz sobie o tym pomyślał, to nawet brzmiało to niewiarygodnie głupio.
Rzucił okiem na zegarek w telefonie, stwierdzając, że jest już za dwie trzecia. Przeczesał włosy palcami, po czym odchylił się do tyłu, prostując plecy i opierając się wygodnie. Przymknął oczy, pogrążając się na chwilę w myślach, jednak nie na tyle, żeby nie zauważyć momentu, w którym Greg przysiadł się do stolika.
Brunet otworzył oczy i spojrzał z zaciekawieniem na mężczyznę, ale nie był w stanie nic z niego wyczytać. To go strasznie, potwornie go denerwowało. W dodatku w roztargnieniu zostawił w korytarzu swoją parasolkę i to także nie dawało mu się skupić.
- Umm... cześć - przywitał się blondyn i opuścił lekko głowę, czując na sobie palący wzrok Mycrofta.
- Witaj - Mycroft automatycznie się uśmiechnął i natychmiast skarcił się w duchu za ten śmiały gest. Spiął mięśnie twarzy, z powrotem przywołując swoją kamienną maskę. Utrzymywanie obojętnego wyrazu twarzy jeszcze nigdy przedtem nie kosztowało go tyle wysiłku co w tej właśnie chwili.
- Niezbyt wiem, od czego zacząć rozmowę... - mruknął niepewnie Greg.
- Jak brzmi twoje pełne imię? - brunet od razu rzucił jakieś proste pytanie, nieświadomie chcąc rozładować napięcie pomiędzy nimi.
- Gregory. Nazywam się Gregory Lestrade - odparł nieco bardziej śmiałym tonem, ciesząc się, że to Mycroft zadaje pytania.
- Ile masz lat?
- Dwadzieścia.
Czyli trafiłem - pomyślał Holmes, powstrzymując się od tryumfalnego uśmiechu.
- Na co masz ochotę?
- Na kawę i herbatniki - uśmiechnął się szeroko Gregory i w tym właśnie momencie do ich stolika podeszła kelnerka.
- Co panom podać? - zapytała, szykując długopis i przykładając go do kartki w firmowym notesie.
- Jedna czarna herbata, jedna czarna kawa i herbatniki - wyrecytował Mycroft.
- Oczywiście - odchodząc, kobieta uśmiechnęła się przelotnie do Lestrade'a, na co Holmes lekko się skrzywił, z kolei mężczyzna nawet na nią nie spojrzał, wbijając spojrzenie tych swoich nieziemskich, czekoladowych oczu w skupioną twarz bruneta.
Tę piękną chwilę przerwał dzwonek telefonu w kieszeni młodszego z panów. Westchnął on i odebrał, widząc, że na ekranie wyświetla się nic innego jak "Nieznany Numer".
- Witam, z tej strony Mycroft Holmes - przedstawił się obojętnym głosem, odwracając wzrok od Grega.
- Eee, cześć Mycroft. Z tej strony Harriet - przywitała się dziewczyna. Brunet kątem oka zauważył, że Gregory pytająco unosi brwi. - Dzwonię, bo John chciał spytać, czy Sherlock wyjdzie dzisiaj na plac. Strasznie mu się nudzi.
- Cóż, może około czwartej, piątej, ale nic nie obiecuję. Obecnie nie ma mnie w domu, więc nie mogę spytać go, czy ma ochotę - odparł.
- Jasne, w takim razie napisz, jak się czegoś dowiesz. Do usłyszenia.
Po tych słowach dziewczyna rozłączyła się, a Mycroft powrócił wzrokiem do dostawcy pizzy.
- Jesteś zajęty? - zapytał w końcu. Holmes spiął się cały.
- Gregory, ja... - nie był pewien, od czego zacząć. Nie był chyba gotowy na takie pytanie, a tak poza tym, przecież tamten był facetem! A brunet nie przypominał sobie, żeby był homoseksualistą...
- Głupku, nie w tym sensie! - roześmiał się Lestrade.
Chociaż, z drugiej strony... - dodał w myślach.
- Chodziło mi o to, czy masz zajęte popołudnie - sprostował z uśmiechem na ustach. Ach, te jego usta... Mycroftowi przez głowę przemknęła myśl, że pewnie wspaniałym uczuciem byłaby możliwość poczucia ich smaku.
I zaraz musiał się gorączkowo powstrzymać od strzelenia sobie facepalm'a. Już nie był wcale taki pewien, co do swojej orientacji. Gubił się w tym wszystkim.
- Nie wiem sam - brunet oparł podbródek na splecionych dłoniach, wbijając wzrok swoich błękitnych oczu w dostawcę. - Pokłóciłem się z młodszym bratem, a przed momentem siostra jego przyjaciela pytała, czy Sherlock może wyjść. Mama nie puści go samego, musiał by iść ze mną, a biorąc pod uwagę naszą wczorajszą awanturę... - uciął nagle i westchnął, chowając twarz w dłoniach. Nagle poczuł dłoń Grega na swoim ramieniu i zdziwiony podniósł wzrok.
- Może ja się nim zajmę? Mogę posiedzieć z nim na placu czy gdzie tam chce iść, żeby nie stracił spotkania - uśmiechnął się szeroko. Mycroft czuł, że może mu zaufać, a jednak coś go tknęło. - Nie patrz tak na mnie, nie porwę ci brata - prychnął z rozbawieniem. - Nie jestem sadystą.
Holmes uśmiechnął się półgębkiem.
- Zgoda - powiedział. Gregory cofnął rękę, a brunet poczuł, jak nagle ciepło znika i zastępuje je chłód.
* * *
- Cześć, Sherlock - dwudziestolatek pomachał z uśmiechem do malucha, który spojrzał na niego spode łba.
- Kim jesteś? - spytał kwaśno, nie ruszając się z korytarza, mimo, że miał mało czasu. Za siedem minut powinien być już na placu. Nie lubił się spóźniać.
- To jest Greg! - krzyknął z kuchni Mycroft.
- NIE PROSIŁEM CIĘ O ODPOWIEDŹ! - krzyknął na całe gardło Sherlock, odwracając się na chwilę plecami do blondyna, ale zaraz potem wracając do poprzedniego ustawienia.
- Idę dziś z tobą na plac, do Johna - powiedział Gregory. - Chyba, że wolisz zostać.
- Nie - uciął szybko, złapał w dłoń czarny kapelusz i wyszedł z domu zamykając drzwi, po czym ruszył biegiem przed siebie, a Greg z rozbawieniem popędził za nim.
Gdy dotarli na plac, John siedział na drabinkach tyłem do furtki i machał nogami w powietrzu. Brunet natychmiast podbiegł do niego ze szczerym uśmiechem na ustach i złapał go za nogę, ciągnąc w dół i o mało nie zrzucając kolegi z drabinek.
- Sherlock!! - wykrzyknął jednocześnie z radością i oburzeniem mały blondyn, po czym zwinnie zeskoczył ze szczebla, na którym siedział i z całych sił uściskał chłopca, któremu mało co gały nie wyszły na wierzch.
- Joo-o-hn... sta-aaa-rczy - wydusił z siebie z trudem, a wtedy sześciolatek puścił go jak gdyby nigdy nic, uśmiechając się tak uroczo, że chyba jednorożce by pozdychały z wrażenia, gdyby go teraz zobaczyły.
- To w co się dziś bawimy? - zapytał, podskakując z entuzjazmem.
- Może w piratów - Sherlock uniósł brew, podając blondynowi kapelusz - kapitanie...? - dokończył, umieszczając znak rozpoznawczy każdego porządnego, pirackiego kapitana na głowie Johna.
A tamten nie mógł już dłużej wytrzymać i znów wyściskał chłopca najmocniej jak umiał. W tej chwili brunet był sobie wdzięczny, że kategorycznie odmówił zjedzenia dzisiejszego śniadania.
Teraz wiedział, że miał rację.
John nie jest jak inni.
John jest jego przyjacielem.
~
No, i tym o to optymistycznym akcentem kończę "Nowego"! :D

Jutro pojawią się tutaj nowe one-shoty, a jeżeli będziecie chcieli, może rozwinę także któryś z nich.
(Nie martwcie się dalszym losem Mycrofta i Grega, bo czeka was jeszcze mała niespodzianka *uśmiecha się tajemniczo*)

To co, do zobaczenia w następnym opowiadanku? :d

My turn, Sherlock || Kidlock [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz