[Special 100 🌟] Cytadela (part 1)

320 53 19
                                    

Kochani, dzięki Wam ten fanfik zyskał aż 100 gwiazdek! Jesteście naprawdę niesamowici, a dla mnie setka głosów jest naprawdę życiowym sukcesem! Oto więc i Wasz obiecany bonus z tej okazji!
~
Było samo południe. Las powinien był być pogrążony w ciszy przecinanej spokojnym szumem drzew i śpiewem odpoczywających ptaków.
Ale nie był.
Wśród wiekowych drzew raz po raz rozlegał się trzask ostentacyjnie łamanej gałęzi bądź zwykłego kija. Ptaki zupełnie zamilkły, a wiatr niósł na swych skrzydłach słowa głośno wyśpiewywanych przez dwóch chłopców szant.
- Z Genu i do Rzymu droga wiodła morzem! - krzyknął blady brunet, zachowując oczywiście rytm morskiej piosenki, po czym złamał na kolanie kolejny przydługi kij.
- W ładowni muszkiety, złoto oraz noże! - kontynuował równie głośno blondyn, łapiąc rzucone przez drugiego chłopca patyki i związując je razem z innymi, a następnie opierając wiązankę o szkielet potężnego szałasu zrobiony z brzozowych gałęzi.
- Trzystu nagich galerników rytmicznie w mozole! - podtrzymywał piosenkę blady chłopiec. Jego loki podskakiwały słodko, gdy łamał kolejne gałęzie, następnie rzucając je krótko ostrzyżonemu blondynowi.
- Pracowało w pocie wiosłami na dooole! - zakończył zwrotkę tamten, łapiąc bez trudu lecące w powietrzu drewno i kontynuując budowę szałasu.
Następnie po lesie poniósł się echem refren szanty, wyśpiewany jednocześnie na całe gardło przez obydwu chłopców.
- BARBAROSSA, BARBAROSSA! KOCHA CIEBIE PIEKŁO, BOJĄ SIĘ NIEBIOSA!
Po tych słowach dało się słyszeć już tylko perlisty, dziecięcy śmiech.
- John! Jak dobrze pójdzie, to jeszcze dziś skończymy! - brunet klasnął w swoje szczupłe dłonie i uśmiechnął się szeroko. W odpowiedzi blondyn rzucił okiem na zegarek wokół swojego nadgarstka.
- Za pół godziny mamy obiad - skrzywik się nieco. - Zdążymy wrócić? - spojrzał na przyjaciela, a ten tylko wzruszył ramionami, na co John ostentacyjnie przewrócił oczami. - Sherlocku, zbierajmy się. Wrócimy tu po obiedzie, dobrze?
Sherlock nadął policzki i wbił ręce w kieszeń bluzy.
- Jasne - burknął. - No to chodźmy. I tak będziemy musieli podbiec spory kawałek.
* * *
Wieczorem szałas zbudowany przez chłopców był nie tyle piękny, co jeszcze szczelny, zabezpieczony, na wpół wyposażony i zdolny pomieścić co najmniej siedem osób w ich wieku.
Sherlock stanął na starym, trójnogim stole z blatem niemal zupełnie pozbawionym okleiny, poprawił kapelusz piracki, w którym paradował od co najmniej trzech godzin, po czym wyciągnął do góry rękę zaciśniętą wokół dość długiego, masywnego kija i wydał z siebie tryumfalny okrzyk, po czym usiadł na krawędzi mebla i machając nogami w powietrzu, przybił z Johnem piątkę.
- To jest teraz nasza piracka cytadela! - ogłosił z dumą.
- Jak ją nazwiemy? - spytał blondyn, a Sherlock spojrzał na niego ze zdziwieniem. - No wiesz, są fortece pirackie jak na przykład Forteca Rozbitków, albo porty jak Tortuga...
- Będzie się nazywać Kor - brunet uniósł dumnie brodę.
- A może lepiej Dhun-Kor? - John przekrzywił nie co głowę.
- Rzeczywiście, brzmi lepiej - uśmiechnął się szeroko Sherlock, po czym zwinnie zeskoczył ze stolika, minął dwa na wpół połamane stołki, po czym chyląc nieco głowę, wyszedł z szałasu. - Do Dhun-Kor wrócimy jutro. A teraz mam ochotę na budyń czekoladowy - rzucił przez ramię, schował swój "miecz" w pustym pniaku i pobiegł ścieżką w stronę wsi, w której on i John spędzali wakacje. - Ostatni pod domem sprząta po kolacji! - krzyknął na całe gardło.
I wtedy właśnie John zaczął gonić go co sił w nogach.
* * *
Następnego dnia rano chłopcy przedzierali się przez krzaki, żeby dotrzeć do swojej cytadeli. Kaleczyli sobie dłonie na dzikich malinach, ale mieli to gdzieś.
Już z oddali usłyszeli czyjeś poirytowane krzyki.
- Mówiłem ci, Seb, że miał być truskawkowy, nie malinowy!! I CZEMU NIE MA BITEJ ŚMIETANY?! - powiedział jeden, chłopięcy głos. John i Sherlock zamarli w bezruchu, schowani bezpiecznie w pobliskich krzakach.
- Nie mieli bitej śmietany ani smaku truskawkowego!! - odparł ze złością drugi głos, należący chyba do kogoś starszego.
- TO TRZEBA BYŁO IŚĆ GDZIE INDZIEJ!!
Mały Holmes rozsunął gałęzie krzewu i spojrzał w stronę doskonale już widocznej cytadeli Dhun-Kor. Dostrzegł tam siedzącego na stoliku chłopca w jego wieku. Miał przylizane, czarne włosy, częściowo schowane pod złotą koroną i ciemne, niemalże czarne oczy. Na ramiona miał zarzucony czerwony, królewski płaszcz, a na jego nogach widniały eleganckie, czarne buty i równie ciemne, długie spodnie w tym samym stylu. Obok niego stał wyraźnie naburmuszony, na oko dziesięcioletni chłopak o włosach koloru ciemnego blondu. W ręku trzymał plastikowe opakowanie wypełnione różowawym płynem, z czarną słomką w pokrywce. Jego oczu Sherlock nie mógł dostrzec, ale śmiało stwierdził, że ten tu jest co najmniej o głowę wyższy od swojego poprzednika.
Nagle zauważył, że obydwaj chłopcy wpatrują się w niego, mrużąc chytrze oczy.
- Chodź, John - powiedział głośno Sherlock, po czym śmiało wyciągnął przyjaciela z krzaków, poprawił swój piracki kapelusz i jaskrawoczerwoną chustkę na szyi, po czym dumnym krokiem zbliżył się do dwójki obcych. John tylko powoli dreptał za nim, wyraźnie spięty.
Holmes stanął wyprostowany naprzeciwko szatyna i jego wysokiego kolegi.
- Kim ty do cholery jesteś i co robisz w moim Dhun-Kor? - syknął, krzyżując ręce na piersi.
- Nazwałeś tą kupę chrustu tak ładnie? - czarnowłosy uniósł brwi.
- Kim. Jesteś. - powtórzył Sherlock, ograniczając się do dwóch słów.
- Jim Moriarty - wyszczerzył się w chamskim uśmieszku. - Czeeeść - pomachał mu prowokacyjnie ręką przed nosem, na co stojący obok niego blondyn wybuchnął śmiechem.
I zarobił cios w twarz od małego Watsona.
~
HA!
I tutaj Was mam! Uwielbiam urywać opowieści w kultowych momentach 😏
No dobra, oficjalnie przyrzekam dawać rozdziały "Cytadeli" co 50 gwiazdek :d

A teraz czekam na opinie!
Tak, kochani, ten special za 100 gwiazdek to jedno z chyba lepszych opowiadań kidlockowych jakie tu prezentuję. No, i macie naszego kochanego Jim'a-przerobię-cię-na-buty, oraz tak rzadko ukazywaną postać Sebastiana :3

To do następnego shota, mordki!

My turn, Sherlock || Kidlock [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz