Piłeczki (part 1)

229 39 19
                                    

Sherlock przystanął tuż obok wejścia do dalszej części marketu, zauważywszy istną piramidę szklanych pojemników z piłeczkami kauczukowymi. Odczekał chwilę, aż rodzice i Mycroft zniknęli mu z pola widzenia, po czym przeszukał kieszenie w poszukiwaniu drobniaków. Gdy w końcu wyciągnął absolutnie wszystko, co miał, stwierdził, że to bez sensu wrzucać prawdziwe pieniądze. Postanowił się trochę zabawić; wybrał trzy najcięższe żetony do wózków sklepowych, te wielkości dwuzłotówek, które rano zabrał matce z portfela, po czym umieścił jeden z nich w otworze na monety i przekręcił "dźwignię". Usłyszał ciche kliknięcie i otworzył klapkę, z której wysunęła się przeźroczysta piłeczka z miniaturowym jeżykiem umieszczonym w środku. Uśmiechnął się do siebie, wkładając zabawkę do kieszeni, po czym wrzucił następny żeton, a potem kolejny.
W rezultacie dostał trzy kauczukowe kulki: jedną z jeżem, jedną z flagą Wielkiej Brytanii i jedną całkowicie niebieską. Upchnął je po kieszeniach i ruszył za kasy, wiedząc, że powinien w końcu znaleźć resztę rodziny, aby uniknąć późniejszego szlabanu za "odłączanie się od grupy". Nie było to trudne, bo Mycroft (jak to zwykle na zakupach bywa) znów pokłócił się z mamą o to, jakie ciasto powinni wziąć, i w rezultacie ich krzyki słychać było chyba na kilometr.
Brunet przystanął na chwilę tuż obok ojca, który tylko z kwaśną miną przyglądał się tej zażartej dyskusji, łagodnie rzecz ujmując.
- Zostawimy ich tu? Powinniśmy chyba zrobić PRAWDZIWE zakupy, zamiast patrzyć jak kłócą się o słodycze - zapytał Sherlock, a cień chytrego uśmiechu przemknął mu przez dziecięcą twarz.
- Masz rację, synku - stwierdził pan Holmes. Potargał trochę loki najmłodszego członka rodziny, po czym zabrał koszyk stojący obok założycielki rodziny i razem z Sherlockiem zniknął wśród różnokolorowych alejek.
Aż trudno sobie wyobrazić, jaką minę miała pani Holmes i starszy z jej synów, gdy w końcu stanęło na eklerkach i zorientowali się, że nigdzie nie ma koszyka ani dwóch pozostałych członków familii.
Biegiem ruszyli do wyjścia ze sklepu, a gdy w końcu stanęli za drzwiami marketu, obydwoje dostrzegli Sherlocka, który właśnie demonstrował ojcu swoje zdolności w żonglerce piłeczkami kauczukowymi. Jednak każda sztuczka w końcu przestanie wychodzić artyście. Tak też było w tym wypadku; mały brunet za mocno podrzucił jedną z kulek, która wyleciała do tyłu i uderzyła prosto w nos Mycrofta, który syknął i spiorunował brata nienawistnym spojrzeniem.
- Uważaj co robisz, Sherlocku! - warknął, rozcierając sobie bolący nos.
- Nie zamierzam, jeżeli skutki mają być tak fantastyczne - Sherlock pokazał bratu język i schował dwie piłeczki do kieszeni, podczas gdy trzecia, niebieska, potoczyła się w siną dal.
~
Nadal nie jestem pewna co do publikacji tego rozdziału, ale mam nadzieję, że poprawiłam Wam nim humor na dzień dobry ^^
(ja właśnie wstałam :d)

Z racji tego, że ostatnio się trochę opuściłam w "pilności" pod względem dodawania rozdziałów, i to głównie z powodu mojego bezgranicznego lenistwa (przyznaję się ;-;), dzisiaj lub jutro postaram się wynagrodzić Wam to maratonem!

No to do następnego! C;

My turn, Sherlock || Kidlock [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz