Nowy (part 3)

464 73 24
                                    

- Sherlock! - krzyknęła radośnie mama chłopca, podbiegając do stojącego w korytarzu, naburmuszonego syna i przytulając go, ale brunet wyślizgnął się z matczynego uścisku i odepchnął kobietę od siebie. - Kochanie, co się stało?
- Po pierwsze: nie mów do mnie "kochanie" - warknął i wszedł na schody. - A po drugie, to w ogóle nic do mnie nie mów - syknął i tupiąc ostentacyjnie wdrapał się na górę, do swojego pokoju. Trzasnął za sobą drzwiami z taką siłą, że wstrząsnęło całym domem wraz z fundamentami, po czym wyciągnął z kieszeni klucz, zamknął drzwi, oparł się o nie plecami i wziął głęboki wdech.
Mimo wszelkich starań, nie mógł już tego wszystkiego wytrzymać. Bezradnie osunął się na dół, chowając głowę między kolanami i zatapiając długie palce w swoich ciemnych lokach.
A potem nagle wybuchnął spazmatycznym płaczem.
Nie chciał ich znać, nie chciał ich widzieć, nie chciał mieć z nimi nic wspólnego, nie chciał być uzależniony od ich decyzji!
Nie chciał... Nie chciał być oddzielonym od Johna...
Ale jednak siedział tu teraz sam...
Skulony pod drzwiami...
W kompletnej ciszy przerywanej tylko jego ciągłym pochlipywaniem...
I nie wiedział, co ze sobą zrobić.
* * *
- Dzień dobry, ja z pizzą do państwa Holmes - usłyszał Mycroft, gdy tylko otworzył drzwi wejściowe. Zamarł jednak z ręką na klamce, wpatrując się w dostawcę, który wydawał się być równie zszokowany.
Chłopak był na oko niecałe dziesięć lat starszy od bruneta, miał gęste blond włosy z prostą grzywką wpadającą mu trochę w oczy. W piękne, ujmujące oczy koloru płynnej, mlecznej czekolady, o ciepłym spojrzeniu, głębszym niż studnia bez dna, i radosnych iskierkach tańczących w tych niesamowitych tęczówkach. Mycroft nawet nie zwrócił uwagi na jego luźny, letni strój. Nie mógł oderwać oczu od tej szczupłej, opalonej twarzy o łagodnych rysach i tych niecodziennych oczu. Zrobił to dopiero wtedy, gdy dostawca odchrząknął znacząco, bo poczuł się strasznie niezręcznie w zaistniałej sytuacji. Holmes spuścił głowę, nieco zawstydzony swoim zachowaniem, i zaczął przeszukiwać kieszenie pod względem gotówki. Gdy w końcu podał starszemu chłopakowi należność za pizzę, ten schował pieniądze do portfela i podał Mycroftowi jedzenie.
- Jestem Greg - przedstawił się z uśmiechem, wyciągając rękę do "klienta". Brunet złapał ją niepewnie i potrząsnął czując lekkie mrowienie w palcach.
- Mycroft - odparł, ze strachem zauważając, że jego zimny głos traci obojętną barwę. Greg posłał mu tajemniczy uśmiech, po czym zostawił go z pizzą i wsiadł na motor, znikając Holmesowi z pola widzenia.
A on, zamykając drzwi wejściowe, zorientował się, jak właśnie opisał mężczyznę. Starszego, wydawało by się, o jakieś siedem lat. I jęknął w duchu, wchodząc po schodach z zamiarem pozostawienia pizzy u młodszego brata.
Gdy przekładał pizzę do jednej ręki, żeby zapukać do drzwi Sherlocka, poczuł, że ma coś przyklejone do wnętrza dłoni. Spojrzał na nią i zauważył wydartą w pośpiechu kartkę z notesu i zapisany na niej, lekko rozmazany ciąg dziewięciu cyfr.
Numer telefonu... - pomyślał Mycroft i zarumienił się mimowolnie, chowając skrawek papieru do kieszeni. Jednak już po chwili otrząsnął się i przyłożył rękę do drzwi, z zamiarem zapukania.
Powstrzymał go płacz. Spazmatyczny, żałosny, dziecięcy płacz.
Mycroftowi nagle serce pękło na milion kawałeczków.
To był płacz Sherlocka.
A on wiedział, dlaczego jego brat płacze.
Zranił go.
To jego wina.
Nie wybaczy sobie, jeżeli czegoś z tym nie zrobi.
W jednej chwili zapukał do drzwi, ale nie napotkał innego znaku życia niż nieustanne pochlipywanie młodszego brata. Powtórzył gest, tym razem skutecznie, ale nie do końca tak, jak to sobie zaplanował.
- WYNOŚ SIĘ STĄD! MAM WAS WSZYSTKICH DOSYĆ! - krzyk Sherlocka prawdopodobnie doszedł do uszu wszystkich mieszkańców tłocznego Londynu. Sam Mycroft musiał zasłonić uszy, żeby nie uszkodziło mu błony bębenkowej.
- Sherlocku... - zaczął spokojnie, kładąc rękę na klamce.
- POWIEDZIAŁEM SPIEPRZAJ STĄD, MYCROFT! - wydarł się ponownie jego młodszy brat.
- Wyrażaj się! - oburzył się starszy Holmes, przekładając pizzę do drugiej ręki, bo ciasto zaczęło przesadnie grzać go w odrętwiałe palce. - Skąd ty w ogóle znasz takie słowa?! John cię nauczył?!
- DO JASNEJ CHOLERY ODCZEP SIĘ OD JOHNA!! ON NIE JEST NICZEMU WINIEN! - wrzasnął z przynajmniej potrójnie skumulowaną złością. - A te przekleństwa to z internetu - burknął przez drzwi, a Mycroftowi momentalnie zrzedła mina.
- Przyniosłem ci pizzę - powiedział w końcu. - Otworzysz?
- Nie jestem głodny! - fuknął Sherlock.
- Dobrze, w takim razie dobranoc - stwierdził zrezygnowany i odsunął się nieco od drzwi, ale po chwili namysłu pozostawił obok nich pudełko pizzy i dopiero wtedy skierował kroki do swojego pokoju.
Rzucił się na łóżko i sięgnął leniwie po telefon. Spojrzał na ekran i powoli wpisał numer, który pozostawił mu dostawca pizzy. Wahał się przed chwilę, aż w końcu wcisnął zieloną słuchawkę.
Pierwszy sygnał.
Cisza.
Drugi sygnał.
Cisza.
Trzeci sygnał.
Ci...
- Halo? - Mycroft od razu rozpoznał w słuchawce ten jakże znajomy, a jednocześnie kompletnie obcy głos.
- Umm... dzień dobry, czy mam przyjemność z Gregiem? - zapytał brunet, modląc się w duchu, żeby język mu się nie zaplątał.
- Tak, to ja. Z kim rozmawiam? - Holmes rozmasował sobie nasadę nosa i w końcu odezwał się.
- Mycroft Holmes - przedstawił się. - Zostawiłeś mi dziś swój numer, mogę spytać, dlaczego?
- Eee... nie wyglądasz na kogoś, kto ma wielu kumpli, ja z resztą też ich nie mam... pomyślałem, że może wyskoczylibyśmy jutro na kawę czy coś? - zaproponował bez ociągania mężczyzna w słuchawce.
- Jasne, czemu nie - Mycroft z trudem przełknął ślinę. Czy on się denerwował?
- Pasuje ci o trzeciej w Luci&Mason?
- Tak.
- No to na razie.
- Do jutra - po tych słowach brunet czym prędzej rozłączył się i cisnął telefonem przez cały pokój. Miał tyle szczęścia, że urządzenie wylądowało na krześle i tam się zatrzymało, nie wyrządził mu więc większych szkód.
W tym momencie dręczyła go jedna, głupia myśl.
Czy on, do cholery ciężkiej, właśnie umówił się z kompletnie obcym facetem?!
* * *
- Harry... - jęknął John, ładując się siostrze na kolana. - Masz numer do pana Mycrofta...?
- Po co ci numer do niego? - zdumiała się blondynka.
- Chciałem go spytać, czy Sherlock dzisiaj wyjdzie - sześciolatek wygiął usta w podkówkę.
- Ale przecież pada!
- No i co z tego? Jak na morzu pada to też wszyscy biegają po pokładzie!
Dziewczyna potarła skroń.
- Dzisiaj nie mogę z tobą wyjść. Ale jeśli pogoda będzie ładna, zapytam go jutro, okej? - zaproponowała, błagając w duchu, żeby John to zaakceptował.
Blondyn stanął jej na kolanach, zrobił groźną minę i spojrzał na Harriet z góry.
- Zgoda - uśmiechnął się szeroko, po czym zeskoczył jej z kolan ze szczerym śmiechem. - Tylko nie zapomnij! - krzyknął jeszcze, wybiegając z pokoju siostry z naręczem samochodzików.
~
Coś mi się wydaje, że skiepściłam sprawę ;-;
No, ale przynajmniej Myc poznał w końcu Grega. Teraz tylko liczcie na to, że w następnym rozdziale choć trochę odpuści Sherlockowi >:3
Szykuje się jeszcze kilka skromnych wydarzeń, a to opowiadanko pewnie skończę na piątej/szóstej części i zacznę Wam serwować one-shoty, zgodnie z planem... poważnie, nawet "Nowy" miał być one-shotem, ale za namową dwóch osób powstał ciąg dalszy xd
Tylko powoli kończą mi się pomysły :v

Dziękuję za wszystkie te pozytywne komentarze i gwiazdki, które tu zostawiacie, to dla mnie wielka motywacja do dodawania kolejnych rozdziałów <3

A teraz, do następnego! xD

My turn, Sherlock || Kidlock [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz