Spacer (part 5/Epilog)

162 32 28
                                    

John śmiało wyciągnął rękę przed siebie i zapukał do drzwi. Nie minęła minuta, a zobaczył w przejściu znajomą burzę ciemnych loków.
- John! - uradowany brunet klasnął w dłonie.
- Emm... chciałem spytać, czy masz dziś chwilę, bo – zaczął, jednak nawet nie dokończył myśli, bo Sherlock już w pośpiechu zakładał trampki na nogi.
- Oczywiście, że mam! - krzyknął siedmiolatek. - Rudobrody! - przywołał swojego pupila, który po chwili radośnie lizał blondyna po twarzy. Razem z psem obydwaj chłopcy ruszyli przed siebie.
- Znalazłem ostatnio takie fajne miejsce, chciałbym ci je pokazać – Watson uśmiechnął się tajemniczo.
Dla Sherlocka ten dzień nie mógł zacząć się lepiej.
* * *
- Możesz mi wytłumaczyć jedną rzecz? - spytał John, oblizując palce z dżemu pomarańczowego.
- Hmm? - mruknął brunet, siadając obok przyjaciela i sięgając ręką do słoika.
- Jak to możliwe, że tamtego wieczoru, kiedy Rudobrody mnie do ciebie przyprowadził, twoich rodziców do następnego ranka nie było w domu? - zapytał, kładąc się wygodnie na zielonej trawie.
- Pojechali szukać psa – mały Holmes zaśmiał się nerwowo.
- I nie było ich tak długo? - blondyn zabrał Sherlockowi słoik.
- Poprzednim razem gdy Rudobrody uciekł, przebiegł sto pięćdziesiąt kilometrów. Rodzice z doświadczenia wiedzą, że tego psa szukać to długo i daleko – powiedział tamten, oblizując palce z resztek dżemu.
- A propos, gdzie on jest? - Watson zmarszczył brwi i usiadł, rozglądając się wokół. Brunet także zaczął szukać pupila wzrokiem, aż w końcu obaj go dostrzegli. Stał przy brzegu strumienia i radośnie obszczekiwał coś, co z daleka wyglądało jak kamień. Chłopcy zerwali się z ziemi i podbiegli bliżej. I wtedy zobaczyli, czym tak naprawdę był ten „kamień".
Małe, najeżone zwierzątko, w panice zwinięte w kulkę, trzęsło się nieznacznie, podczas gdy wielki pies obwąchiwał je ze wszystkich stron, merdając ogonem.
- To jeż! - krzyknął John, podczas gdy Sherlock złapał Rudobrodego za obrożę i odciągał go od zwierzątka. Następnie przypiął mu smycz, przywiązał do jednej z gałęzi drzewa i wrócił do przyjaciela, który ostrożnie kucnął przy przerażonym stworzonku.
- Poczekaj – rzucił brunet i cofnął się. Podniósł coś z trawy i podał Johnowi.
- A scyzoryk masz? - spytał tamten, podrzucając czerwone jabłko do góry.
Po chwili ostrożnie wyciągnął dłoń z kawałkiem owocu w stronę jeża. Z iskierkami w niebieskich oczach obserwował, jak zwierzę powoli podnosi do góry spiczasty pyszczek, a następnie nieufnie podchodzi do jego dłoni. Zamknął oczy i zamarł w kompletnym bezruchu, czekając na następny ruch jeża.
Ośmielił się otworzyć je dopiero wtedy, gdy poczuł ciepły języczek zwierzęcia, które ochoczo zajęło się zlizywaniem z jego ręki soku jabłkowego.
- Chyba ci zaufał – Holmes uśmiechnął się półgębkiem, patrząc jak młody jeż wdrapuje się na dłoń jego przyjaciela.
- Też mi się tak wydaje – stwierdził blondyn, delikatnie obejmując stworzenie obydwiema rękami, po czym wrócił na górkę, gdzie razem z Sherlockiem zostawili słoik dżemu. Holmes w międzyczasie zdążył odwiązać psa, licząc na to, że ten nic nie zrobi mniejszemu zwierzęciu.
- Weź nie jedz tego tak ostentacyjnie, bo John II pewnie zrobił się głodny! - skarcił Watsona brunet, wyrywając mu słoik.
- John II? - zdziwił się tamten.
- A czemu nie? Obaj dużo jecie, śpicie i jesteście leniwi – ciemnowłosy wzruszył ramionami, a po chwili oberwał łokciem w żebra. - Ała! Za co?!
- Ja wcale nie jestem leniwy! - burknął blondyn, odbierając dżem i zbierając palcem jego resztki ze ścianek słoika. Holmes tylko prychnął na te słowa, obserwując jak Rudobrody biega wokół już nieco bardziej ośmielonego jeża, który zdążył się zorientować, że pies – choć większy – nie zrobi mu krzywdy.
- I obaj jesteście odważni – dodał po chwili namysłu.
- On też? - spytał John, kiwając podbródkiem w stronę jeża, który powoli dreptał z powrotem w ich stronę.
- Nie zszedł na zawał, kiedy Rudobrody zaczął go obszczekiwać. Musi być odważny, drogi Johnie.
~
Tak oto wreszcie udało mi się skończyć tą serię.
Pamiętajcie, nigdy nie ufajcie moim obietnicom kiedy jestem chora, ten rozdział miał się pojawić dwa dni temu, ale kaszel tak mnie dobił, że nie miałam siły niczego napisać ;-;

Mam nadzieję, że jednak nie zawiodłam Was takim epilogiem. No i ten, jutro dostaniecie Cytadelę. Już ją napisałam, tylko chciałam skończyć „Spacer", żeby Wam nie mieszać zbytnio :')

I hope u enjoy it... i do następnego! x3

My turn, Sherlock || Kidlock [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz