[Special 200 🌟] Cytadela (part 3)

221 31 69
                                    

Sherlock obudził się nagle i niespodziewanie. Poderwał się do pionu... i z hukiem zleciał z łóżka, zapomniawszy, że zasnął na samej krawędzi, budząc tym hałasem siedzącego pod ścianą blondyna, którego ręka wystrzeliła w górę, rozsypując przy tym wokół karty z talii, którą chłopiec trzymał.
- Ugh, co robisz? - syknął ospale, strzepując siebie rekwizyty do gry i mierząc podnoszącego się z podłogi bruneta wściekłym spojrzeniem.
- Wstaję - fuknął tamten, pocierając bark, na który upadł.
- Nie musisz od razu oświadczać tego całemu domowi - odgryzł się John, mierzwiąc sobie jasne włosy.
- To, że przegrałeś wczoraj cztery paczki, nie znaczy jeszcze, że od rana masz się na mnie wyżywać - mruknął Holmes, otrzepując ulubiony niebieski szlafrok. Blondyn nie odpowiedział, jedynie rozmasował obolały kark i przytulił się do poduszki, ignorując nieustannie krzątającego się po pokoju Sherlocka, który raz po raz trącał go w ramię, każąc mu wstawać i ogarnąć się. W końcu tylko brutalnie zepchnął go z mebla, powodując, że Watson zderzył się z podłogą i jęknął, niemrawo wyciągając jedną rękę do góry, a następnie opuszczając ją na ziemię.
- I kto tu mówi o wyżywaniu się? - sapnął z wyraźną nutką irytacji w głosie.
- Siedź cicho. Za siedem sekund wejdzie tu moja matka - burknął, rozpłaszczając się na łóżku i zamykając oczy. - Cztery. Trzy - podczas jego odliczania rozległo się pukanie. - Dwa. Jeden - W drzwiach stanęła niespecjalnie wysoka, blondwłosa kobieta.
- Już nie śpicie? - zapytała z tym swoim łagodnym, matczynym uśmiechem.
- Czy to pytanie retoryczne? - mały Holmes stłumił ziewnięcie, a John parsknął śmiechem.
- Nie bądź niegrzeczny, Sherlocku! - skarciła bruneta matka, wznosząc oczy ku sufitowi. - Mamy gościa. Zgubił się, zostanie więc u nas kilka dni, dopóki nie uda mi się ustalić, gdzie powinien wrócić.
Chłopiec zamarł i spiorunował kobietę bystrym wzrokiem, tym mówiącym "zaraz wszystko będę o nim wiedział, nawet, jeśli nigdy nie widziałem go na oczy".
- To nikt z rodziny - stwierdził i przepchnął się w drzwiach, a zdenerwowany i zaciekawiony Watson nattchmiast pobiegł za nim.
Brunet zamarł na ostatnim stopniu schodów, gdy drzwi wejściowe uchyliły się.
- Nie było ziarnistej, wziąłem czarną! - krzyknął dziecięcy, a może nie taki znowu dziecięcy głos, który wywołał u Sherlocka dreszcze. Z rozchylonymi ustami zmierzył przybysza wzrokiem. To był Jim Moriarty, a jedyną w nim różnicą od ich poprzedniego spotkania była jego potargana fryzura. Całkowity nieład, który sprawiał, że chłopak wydawał się być zupełnie inną osobą. Na twarzy szatyna zagościł chytry uśmiech, gdy zauważył Holmesa na schodach. Natychmiast jednak przywrócił potulną minkę, gdy na horyzoncie ukazała się matka bruneta.
- Och, no trudno - uśmiechnęła się, biorąc od niego opakowanie kawy. - Sherlocku, poznaj Jima. Pomieszka u nas kilka dni, dopóki nie uda nam się namierzyć jego domu - dodała, po czym zniknęła w kuchni, zamykając za sobą drzwi.
Moriarty ściągnął buty i kopnął je w kąt, strzelił donośnie kręgami szyjnymi, przeciągnął się i zlustrował ubranego tylko w szlafrok i piżamę domownika przenikliwym, morderczym wzrokiem ciemnych oczu.
- No, Sherlocku, znów się spotykamy - klasnął w dłonie i zrobił krok naprzód. Brunet nie drgnął, za to John stojący za nim z trudem powstrzymywał się przed doskoczeniem do Jima i zrobieniem mu z twarzy jednego wielkiego kisielu.
- Najwidoczniej - odparł chłodno chłopiec, splatając blade dłonie za plecami.
- To będzie wspaniałe "kilka dni" - uśmiechnął się sadystycznie, po czym skręcił do salonu. Watson zaciągnął przyjaciela na górę, żeby czym prędzej móc wyładować swoją złość... no cóż, niekoniecznie na Holmesie, ale nikt nic nie mówił o jego ulubionym szlafroku.
* * *
Następnego dnia Sherlock obudził się czując dziwne pieczenie pod nosem. Potarł nerwowo przestrzeń tuż nad górną wargą i dokładnie obejrzał palec, ale nic nie zauważył. Wzruszył więc tylko ramionami, wygrzebał się z pościeli i poczłapał do łazienki. Oczywiście nim mógł do niej wejść, siedział tuż obok drzwi przez równo dwadzieścia trzy minuty i czterdzieści dwie sekundy, bo nowy współlokator był łaskaw zablokować pomieszczenie na niemal cały ranek.
Gdy w końcu chłopiec stanął przy umywalce ze szczoteczką do zębów w buzi, podniósł wzrok i spojrzał w lustro. Niemal natychmiast zachłysnął się miętową pastą, którą czym prędzej musiał wypluć, bo byłby się udusił tą białą pianą. Następnie wypłukał usta, odkaszlnął porządnie i jeszcze raz zerknął spode łba na swe odbicie, jednak nic się nie zmieniło.
Pod nosem ktoś domalował mu dwa typowe, "francuskie" wąsiki czarnym markerem permanentnym.
* * *
Drugi dzień pobytu Moriarty'ego w Musgrave wcale nie był lepszy od poprzedniego. Tym razem mały Holmes nie mógł znaleźć swojego drugiego ulubionego szlafroka, tego w kolorze czerwonym. Drugiego ulubionego, bo ten najlepszy nie przeżył ostatniego napadu złości Johna, Sherlock powiesił resztki ukochanego ubrania w centralnym miejscu na ścianie swojego pokoju. Cóż, Watson przynajmniej miał honor i przeprosił (zarówno bruneta, jak i to, co zostało z jego szlafroka).
Jak się później okazało, Jim przerobił czerwony szlafrok na fartuszek kuchenny, bo ten fartuch, którego do tej pory używała pani Holmes podczas gotowania został cudem znaleziony w strzępach na północnym krańcu ogrodu za domem.
* * *
Trzeciego dnia kolejna katastrofa dopadła małego Sherlocka, który posolił sobie herbatę, gdyż jakiś kretyn podmienił cukier w cukiernicy na drobnoziarnistą sól, a Holmes był zbyt zaspany, aby zasmakować czy powąchać surowiec przed dodaniem go do napoju. Natychmiast po pierwszym łyku wylał bawarkę do zlewu i uznał, że na przyszłość musi być o wiele ostrożniejszy.
Nadal oczywiście nie zgłosił żadnej z tych afer kochanej mamusi ani ojcowi, którego z resztą i tak większość czasu nie było w domu przez wzgląd na czasochłonną pracę w branży politycznej. Zależało mu na jak najdłuższym obserwowaniu swojego nemezis, oczywiście nawet John nic o tym nie wiedział.
* * *
Czwarty dzień pobytu szatyna w rezydencji Holmesów przebiegł nader spokojnie. Sherlock jednak miał dosyć... mieszane uczucia jeśli chodziło o dzień następny. Już nie tyle przewidywał, co wiedział, że Moriarty szykuje coś większego. Cały dzień chodził za przybyszem na palcach, obserwując, próbując wysunąć jakieś głębsze wnioski, śledząc każdy jego najmniejszy ruch.
Nic nie dostrzegł, nic nie znalazł, nic nie wydedukował. Mimo to nie porzucił swoich podejrzeń, był stanowczy, uparty, a przede wszystkim pewien swoich racji w tej konkretnej kwestii.
~
No dobra. Ten rozdział Cytadeli wyszedł co najmniej dziwny, a następne dwa mogą przyprawić Was o zawał, nie że coś xd

I hope u enjoy it :3

W mediach macie mnie z samego rana (😂), a teraz obrazek motywacyjny dla tych, którzy czytają ten rozdzialik przed odrobieniem swojej pracy domowej (i drugi dla wszystkich, wstawiam go, bo mnie rozwalił):

W mediach macie mnie z samego rana (😂), a teraz obrazek motywacyjny dla tych, którzy czytają ten rozdzialik przed odrobieniem swojej pracy domowej (i drugi dla wszystkich, wstawiam go, bo mnie rozwalił):

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Pozdrowionka! XD

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Pozdrowionka! XD

My turn, Sherlock || Kidlock [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz