Sznurówki (part 2)

169 29 117
                                    

John wybiegł w podskokach z domu z szerokim uśmiechem na opalonej twarzy. Popatrzył błyszczącymi z podniecenia oczami koloru głębokiego oceanu na biegnącą przed nim ścieżkę. Następnie zacisnął prawą rękę na małej butelce wody, lewą zwinął w pięść i sprintem ruszył naprzód.
Słońce było już prawie w zenicie, gdy blondyn dostrzegł na horyzoncie znajome, niewielkie wzniesienie. Z radością przyspieszył tempa biegu, by po chwili wykonać wysoki skok i wylądować w miarę stabilnie około pół metra wyżej. Jednak przez czysty przypadek uścisk jego ręki na plastikowej butelce zelżał, a ta wypadła mu i potoczyła się na lewo, lądując w pobliskim rowie. John westchnął i już chciał zbliżyć się do dołu, by poszukać zguby, ale nagle krzyknął, gdy ta wyleciała w powietrze i z charakterystycznym hukiem zderzyła się z jego głową.
Syknął, upadając na ziemię. Ściągnął brwi w zdziwieniu, patrząc z niedowierzaniem na toczącą się po ścieżce butelkę, a aktualnie także potencjalną broń, której ktoś użył przeciwko niemu. Szybkim ruchem złapał swoją własność i położył ją w bezpiecznym miejscu na trawniku. Następnie małymi krokami, niepewny, co zastanie w rowie, zbliżył się do jego krawędzi, uklęknął na ziemi i spojrzał w dół.
Strach rozpłynął się tak szybko, jak się pojawił, ustępując miejsca niedowierzaniu. Na dole wyjątkowo głębokiego dołu siedział skulony chłopiec. Kolana i ręce miał poocierane w wielu miejscach, a drugą rękę dodatkowo niemiłosiernie posiniaczoną, i wyglądało na to, że z jakiegoś powodu nie może nią ruszać, bo leżała bezwładnie obok niego.
- Hej! - krzyknął John, by zwrócić na siebie uwagę obcego. Chłopczyk podniósł na niego zapłakane, jasne oczy. - Nic ci nie jest? - zapytał, wpatrując się w bruneta z lekką troską.
- Chyba złamałem rękę - odparł. Jego głos drżał, podobnie jak on sam. - Kim jesteś?
- Nazywam się John - przedstawił się blondyn. - Chodź, pomogę ci stąd wyjść... em...
- Sherlock - podpowiedział nowemu przyjacielowi ranny.
- Pomogę ci, Sherlock - zreflektował się z ciepłym uśmiechem Watson i wyciągnął rękę do chłopca, który wstał i zbliżył się do krawędzi. Zdrową kończyną chwycił dłoń blondyna, a ten zaczął go ciągnąć do góry.
Po około półtorej minuty wysiłku, obydwaj chłopcy opadli na trawę.
- Dzięki - wydusił z siebie Sherlock.
~
Jak obiecałam, nowy rozdział co tydzień we wtorek lub środę, no i oczywiście ten dłuższy od poprzedniego o całe 100 słów ^-^

Mam nadzieję, że nie zawiodłam Was tą częścią, no i że pokusicie się o skomentowanie mojego... dzieła, tak, dzieła, uznajmy, że to dzieło, a nie zbitek pojedynczych fragmentów z całego zeszłego tygodnia XD

Miłego wieczoru, mordki! ;*

My turn, Sherlock || Kidlock [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz