Spacer (part 3)

220 35 22
                                    

Oddech Johna w końcu powoli wrócił do normy. Chłopiec ciągle obserwował leżącego obok, wielkiego psa o rdzawej sierści, który jeszcze chwilę temu był w trakcie naprawdę spektakularnej walki z wilkiem, o której jednak blondynek wolał chyba zapomnieć. Wziął głęboki wdech, po czym jedną ręką wspierając się o drzewo, spróbował wstać.
Bezskutecznie. Z hukiem poprzedzonym bolesnym jęknięciem osunął się na ziemię i zaczął jedną ręką rozcierać kostkę, jednak sprawiło mu to tylko dodatkowy ból, więc przestał. Po chwili poczuł jak coś miękkiego i ciepłego wsuwa mu się pod rękę. Nim się obejrzał, ramię miał przerzucone swobodnie przez kark setera, który powoli zrobił krok naprzód, pozwalając Johnowi oprzeć się na sobie i na jednej nodze bezpiecznie pokonać niewielką odległość. Gdy siedmiolatek dokonał tego, uśmiechnął się pod nosem i wolną ręką podrapał psa za uchem, spotykając się z zadowolonym szczeknięciem z jego strony.
I tak, powoli, krok po kroku, ranny blondyn wraz z Rudobrodym opuścili stary, zielony las. Gdy oczom chłopca ukazało się złote pole, czuł, że gdzieś już je widział, jednak nawet z tego położenia nie był w stanie określić, gdzie jest jego dom. Zgubił się i nawet nie wiedział, dokąd ma iść. Jedynym rozsądnym wyjściem z sytuacji było zaufanie wielkiemu psu, który dzielnie dotrzymywał mu kroku i towarzystwa, oraz dosłownie robił za wsparcie.
Na horyzoncie zarysowały się kontury wręcz kolosalnej budowli; domu, który w oczach Johna wyglądał jak wiekowa, może nawet zabytkowa rezydencja, do której rodzina królewska mogłaby wpadać czasem na wakacje. Zaczął się zastanawiać, czy ktoś w niej w ogóle mieszka. Jego wątpliwości rozwiały się natychmiast, gdy tylko pies zamarł w bezruchu pod samymi dębowymi drzwiami i trącił je nosem, po czym liznął blondyna po dłoni.
- Mam zapukać? - szepnął cicho chłopiec, na co seter zamerdał wesoło ogonem i zwiesił język z ciemnorudego pyska. Watson wziął głęboki wdech, zwinął dłoń w pięść i zapukał trzy razy, po czym ze świstem wypuścił powietrze z płuc.
Po kilku sekundach drzwi uchyliły się nieznacznie. Przez szparę między ich krawędzią a framugą siedmiolatek dostrzegł bystre, jasnoniebieskie oko i burzę brązowych loków. Zaraz potem rozległ się wesoły pisk, a ze środka jak burza wypadł blady, zapłakany chłopiec w wieku Johna. Przytulił się do psa, wylewając z siebie łzy radości, a ten polizał go przyjaźnie po twarzy, wywołując u bruneta szeroki śmiech.
Watson chrząknął zakłopotany. Teoretycznie nie chciał przerywać tej zaiste filmowej, uroczej sceny ponownego spotkania psa z jego (prawdopodobnym) właścicielem, ale w praktyce jego noga bolała coraz bardziej, zarówno ta skręcona, jak i ta na której stał od dłuższego czasu.
- Kim jesteś? - niebieskooki oderwał się od swojego pupila.
- Nazywam się John Watson - przedstawił się blondyn. - Twój pies uratował mnie przed wilkiem, uwolnił moją nogę spomiędzy korzeni, w których utknęła i pomógł mi tu dotrzeć.
Nieznajomy wyprostował się dumnie i pogłaskał czule zwierzę po szyi, po czym podrapał je pod brodą.
- Mądry pies - pochwalił setera, a ten szczeknął radośnie.
- Ja bym powiedział, że niesamowity - John uniósł brew. - Jesteś w stanie pomóc mi z nogą? - zapytał, odczuwając coraz większy ból.
- A co się stało? - zdumiał się brunet.
- Skręciłem ją wpadając między korzenie - wykrzywił się ranny.
- Chyba dam radę coś z tym zrobić - wymamrotał i wpuścił blondyna do środka, biorąc go pod ramię z drugiej strony. W ten sposób wprowadzili Watsona na górę i posadzili na wannie w łazience. Następnie Sherlock wyciągnął z apteczki bandaże i zrobił prowizoryczne usztywnienie z kilku szczoteczek do zębów.
- Raczej nic poważnego - stwierdził, zawiązując razem końcówki białego materiału.
- Nie macie w pobliżu szpitala, albo chociaż przychodni? - zmartwił się John.
- Najbliższy godzinę drogi autem, a ja nie mam prawa jazdy - fuknął brunet, po czym podniósł nagle głowę do góry. - Jestem Sherlock Holmes - powiedział, po czym odsunął się od rannego, przyjrzał się swojemu dziełu, rzucił krótkie "Zaraz wracam" i wybiegł z pomieszczenia, zostawiając blondyna sam na sam ze swoimi myślami.
~
Abrakadabra, 624 słowa naskrobałam, i być może uda mi się napisać dziś jeszcze coś x3
Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z rozwoju wydarzeń, no i mogę wam tylko obiecać ciekawy (przynajmniej moim zdaniem) next, który pewnie już wkrótce będziecie mogli przeczytać 😊

Dziś trochę sobie dogryzaliśmy z młodszym bratem i on nagle stwierdził, że ja na pewno mam obsesję na punkcie Sherlocka, bo nawet "gadam o nim przez sen". Nie wierzę mu oczywiście, ale mimo to zaczynam się bać samej siebie, bo czytam naprawdę różne fanfiki i nie chcę, żeby siedmiolatek usłyszał coś, czego nie powinien XD
Takie pytanko: też macie młodsze rodzeństwo, które 24/h wytyka Wam, że Sherlock jest beznadziejny? ;-;

Ale dobra, już się nie użalam i nie truję, do przeczytania/napisania! xd
-IC

My turn, Sherlock || Kidlock [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz