Złamanie (part 5)

303 54 20
                                    

- Mamy mnóstwo czasu - na te słowa Sherlock otworzył oczy i spojrzał na Johna, który właśnie w tej chwili uśmiechnął się przebiegle. - Więc chętnie posłucham.
Brunet obiecał sobie, że na przyszłość będzie bardziej uważał w kwestii łamania sobie kończyn. W tej chwili jednak, znając życie i upartość blondyna, nie miał innego wyjścia, jak tylko podnieść odrobinę to cholerne szpitalne łóżko i zacząć opowiadać.
* * *
Spojrzałem na elektroniczny zegarek stojący na komodzie. Wyświetlał on cztery zielone cyfry układające się w wyjątkowo wczesną godzinę, albowiem była dopiero druga dwadzieścia siedem. Wtuliłem twarz w poduszkę, ale w tej samej chwili poczułem nagły, niewyobrażalny głód. To było dziwne, bo zazwyczaj wcale nie odczuwam potrzeby dożywiania mojego organizmu, chociaż rodzice ciągle upierają się, że powinienem jeść co najmniej dwa razy więcej.
Jęknąłem i zwlokłem się z łóżka, narzuciłem na siebie swój drugi ulubiony szlafrok i po cichu wyszedłem z pokoju. Swoje kroki skierowałem do kuchni na dole. Oczywiście na schodach pamiętałem, aby trzymać się jak najbliżej ściany, bo tam skrzypią najmniej. Gdy tylko wszedłem do wcześniej wspomnianego pomieszczenia, poczułem pod bosymi stopami lodowatą powierzchnię twardych płytek podłogowych i natychmiast pożałowałem, że nie wyszedłem z pokoju w kapciach.
Jednak czasu cofnąć się nie da, więc na palcach podszedłem do lodówki. Gdy tylko otworzyłem jej stosunkowo ciężkie drzwi, oślepiło mnie białe światło, zmuszając mnie do zamknięcia oczu. Zamrugałem kilkakrotnie i uważnie przejrzałem zawartość lodówki. Na górnej półce stał niewielki kawałek ciasta, który wczorajszego wieczoru mama odłożyła dla Mycrofta. Uznałem, że nie mam ochoty na nic innego, więc zwyczajnie wyjąłem ze środka zimny talerz z szarlotką, zamknąłem drzwi i po cichu pobiegłem do swojego pokoju.
Usiadłszy na swoim własnym łóżku, zakopałem zmarznięte nogi pod kołdrą i postawiłem sobie talerz na brzuchu, półleżąc i głowę opierając o stertę poduszek ułożonych przy oparciu. Udało mi się zjeść cały placek, ale chwilę później zmorzył mnie sen.
Obudził mnie czyjś zdenerwowany krzyk. Nie otworzyłem oczu i nie poruszyłem się, a już po chwili usłyszałem, o co chodzi.
- KTO ZJADŁ MOJĄ SZARLOTKĘ?! - z dołu dobiegł mnie wrzask brata, więc automatycznie się wzdrygnąłem, jednak zignorowałem zaistniałą sytuację i zapadłem w płytki sen.
Nie dane mi było długo nacieszyć się spokojem, bo wbrew moim założeniom (mówiącym, że Myc zacznie poszukiwania winowajcy od naszego ojca), drzwi do mojego pokoju otworzyły się gwałtownie. Zaraz potem usłyszałem pełen oburzenia krzyk.
- SHERLOOOCK!! - auć. To zabolało. Otworzyłem leniwie jedno oko i spojrzałem w kierunku wejścia, gdzie stał poczerwieniały ze złości Mycroft. - To ty!
- Co ja? - spytałem sennie. Chciałem przewrócić się na drugi bok, żeby nie musieć dłużej obserwować wkurzonej gęby mojego łakomego braciszka, jednak w jednej chwili zorientowałem się, że jestem w ubraniu, a z mojego brzucha właśnie coś się zsunęło i z brzdękiem tłuczonego szkła upadło na podłogę. Spojrzałem w dół i dostrzegłem stłuczony talerz... z którego wczorajszej, a w zasadzie dzisiejszej nocy jadłem szarlotkę.
Szarlotkę Myca.
Słysząc paskudne obelgi, którymi zaczął mnie obrzucać brat, zerwałem się z łóżka, wyminąłem go w drzwiach, po czym tupiąc zszedłem na dół. On jednak poszedł za mną i nie zaprzestał wyzywania mnie od kompletnych idiotów.
- MYCROFT DO CHOLERY, PRZESTAŃ MNIE OBRAŻAĆ, TO TYLKO CIASTO!! - krzyknąłem w końcu, ze złością stając na środku korytarza.
- TO BYŁO MOJE CIASTO, TY SKRETYNIAŁA WYDRO!! - wrzasnął Myc.
Tym razem przesadził.
W ciągu dwóch sekund miałem już na nogach buty. Złapałem parasol brata i otworzyłem drzwi, po czym, nie zważając na kiepską pogodę, wybiegłem na dwór.
* * *
Obaj chłopcy usłyszeli, że do sali Sherlocka ktoś wchodzi. Po chwili na krześle obok łóżka siedział Mycroft, jednak mały Holmes już właściwie spał. Na koniec usłyszał tylko jak John i Myc przedstawiają się sobie, a potem dwa zdania wypowiedziane przez Johna.
- Jeśli znów przez twoją głupotę mojemu przyjacielowi coś się stanie, dopilnuję, żeby moja siostra osobiście połamała ci wszystkie kości. Fatalny z ciebie brat.
~
I tym oto wspaniałym akcentem kończymy serię "Złamanie" ;D
621 słów, ostatnie na literę "b", czyli udało mi się zrealizować mój cel (+100 słów do każdej kolejnej części Złamania)! Za to, że zakończenie widzicie jeszcze dziś, możecie serdecznie podziękować NekoWikitoria C:

Mam nadzieję, że podobał się Wam zarówno ten jeden rozdział, jak i wszystkie poprzednie z tego ciągu :3

Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze pod moimi opowiadaniami, jesteście naprawdę niesamowici! To dla mnie wielka motywacja, bo wiem, że ktoś jednak to wszystko czyta. Gdy publikowałam pierwszy rozdział "My turn, Sherlock", spodziewałam się naprawdę wszystkiego, ale nie tego, że aż tak ciepło przyjmiecie moje shoty <3

No, ale nie przeciągając, do następnego! :*

My turn, Sherlock || Kidlock [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz