Zakupy (part 1)

272 49 17
                                    

- Mogę zaczekać na placu zabaw? - zapytał Sherlock, spoglądając z odrazą na wielki market, który zbliżał się w nieubłaganym tempie.
- Nie, synku - odparła stanowczo matka chłopca, łapiąc go za rękę i na siłę ciągnąc bruneta za sobą. Stawiał się jak mógł, łapał się wszystkiego, zapierał się nogami o ziemię, ale to nic nie dało.
- Ale mamo, tam są LUDZIE!! - zaprotestował mały Holmes, łapiąc się barierki przy stojaku na wózki sklepowe.
- Kochanie, nie zgrywaj aspołecznego. W przedszkolu też są ludzie - westchnęła kobieta, pochylając się nad synem i usiłując odczepić jego palce od zimnego metalu.
- Nie chodzę do przedszkola, czyżbyś zapomniała? - syknął ze złością Sherlock, mocniej zaciskając rękę na barierce.
- Nie tym tonem, mój drogi! - zirytowała się matka chłopca i na siłę oderwała go od poręczy, wciągając go do sklepu. Sherlock spanikował. Milcząc szedł za matką i bratem, a gdy oni zatrzymali się przy wędlinach i w końcu stali tyłem do niego, umknął do jednej z bocznych alejek.
Po kilku sekundach biegu postanowił rozejrzeć się wokół. Znajdował się w alejce z herbatą. Z zaciekawieniem rozejrzał się dookoła, rejestrując w pamięci setki, a może i tysiące kolorów zdobiących pudełka herbaty o różnych kształtach i wymiarach. Wprawiły go w nastrój, którego nie czuł od dawna; w zachwyt. Zaczął zdejmować z półek kolejne pudełka, czytać ich składy i odkładać kartoniki z powrotem na ich miejsce, aż w końcu, czytając skład Earl Graya, wpadł na kogoś i zachwiał się. Dopiero wtedy spojrzał przed siebie i dostrzegł równie nadąsanego co on blondyna w jego wieku.
- Może jakieś przepraszam? - fuknął tamten.
- Nie mam w zwyczaju przepraszać ludzi - odparł Sherlock obojętnie, wzruszając ramionami.
- Ale z ciebie świnia - prychnął blondyn.
- Nie świnia, tylko Sherlock - powiedział zirytowany chłopiec.
- Co?
- Sherlock. Jestem S h e r l o c k.
- Aha - mruknął tamten. - A ja John.
- Aha - mały Holmes po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co powiedzieć.
- Jesteś wyższy, podasz mi Earl Graya? Nie sięgam - skrzywił się blondyn. Sherlock tylko skinął głową i podał chłopcu trzymane pudełko, samemu zdejmując sobie drugie. - Dzięki.
- Proszę bardzo - odparł.
Przez chwilę brunet stał w ciszy, aż w końcu w głośnikach rozległ się głos drosłego.
- Siedmioletni Sherlock Holmes proszony jest o zgłoszenie się do kasy numer jeden - powiedziała jakaś kobieta.
- To chyba po ciebie - John uśmiechnął się kpiąco.
- Uciekłem matce. Nienawidzę sklepów - fuknął na to brunet.
- Podobnie jak ja. Zawsze zaszywam się w tej alejce, jak tu jesteśmy - blondyn z niejakim podziwem w błękitnych oczach rozejrzał się dookoła i jednocześnie uśmiechnął się szczerze. - Uwielbiam zapach herbaty.
- Muszę iść. Spróbuj przyciągnąć tu rodzinę za tydzień - Sherlock poczuł, że się uśmiecha, po czym pomachał Johnowi i pobiegł w stronę kas. Przez chwilę szukał wzrokiem kasy numer jeden, aż w końcu dostrzegł ją, a tam także swoją matkę, która przerażona wypłakiwała się właśnie w rękaw koszuli czternastoletniego Mycrofta.
- Sherlock! - krzyknął oburzony starszy brat chłopca. - Zobacz co narobiłeś! - popatrzył z wyrzutem najpierw na zapłakaną matkę, która właśnie oderwała się od jego ramienia, żeby zobaczyć synka, a potem na Sherlocka.
- Kochanie, nigdy więcej mi tego nie rób! - powiedziała rozedrganym głosem mama bruneta.
- Tylko mnie tu nie przytulaj, jesteśmy w miejscu publicznym, tu są LUDZIE - warknął chłopiec, robiąc krok do tyłu. - A teraz zapłaćmy i chodźmy stąd - dodał, kładąc na taśmociągu pudełko herbaty.
Zapłacili za zakupy i wyszli z marketu. Mycroft obejmował ramieniem swoją matkę, która nadal była w ciężkim szoku. Sherlock od zawsze twierdził, że jest nadopiekuńcza, a teraz jeszcze miał na to dowód.
- I przyjdźmy tu za tydzień, dobra? - rzucił mały Holmes, wlokąc się z tyłu. Jego brat i mama obejrzeli się równocześnie i zmierzyli go zdziwionymi spojrzeniami. - No co?
- Na pewno nie jesteś chory? - zapytali w tej samej chwili.
- Możecie mi najpierw odpowiedzieć? - warknął.
- Tak, możemy tu przyjść za tydzień - oświadczyła kobieta, nie kryjąc zdumienia.
- Dziękuję.
- A teraz ty odpowiesz nam?
- To nieistotne - brunet uśmiechnął się tajemniczo i wbił ręce w kieszenie szortów, jeszcze bardziej zwalniając tempa. Nie lubił pokazywać się z rodziną, co nie zmieniało faktu, że za tydzień zrobi wyjątek. Dla Johna.
~
Dzisiaj chyba z kolei przesadziłam z dialogami, ale nie uważam, że wyszło aż tak znowu źle xd
Ale nie będę oceniać sama siebie, czekam na wasze opinie w postaci gwiazdek i komentarzy :d
Pamiętajcie, żeby zawsze pisać mi, czy chcecie ciąg dalszy danego one-shota. Istnieje 83% szans, że jeżeli ktoś zechce czytać dalej daną historię i o tym napisze, w ciągu piętnastu minut wpadnę na jej rozwinięcie, oraz 62%, że opublikuję je w przeciągu trzech godzin C:

Na końcu chcę dodać (chociaż i tak pewnie Was to nie interesuje), że do napisania tego rozdziału natchnął mnie pewien spacer z rodzinką. Nie cierpię sklepów, a oni po przyjemnym spacerze przeczołgali mnie po markecie, chociaż proponowałam, że zaczekam na placu zabaw ._.

Także ten, do następnego rozdziału!

My turn, Sherlock || Kidlock [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz