Rozdział 3/2

1.3K 46 1
                                    

Laura po nieprzespanej nocy wstała razem ze wschodem słońca. Zazwyczaj budził ją jeden choćby najmniejszy promień słoneczny, jednak jej to nie przeszkadzało, bo uwielbiała patrzeć gdy na niebie pojawia się gorąca kula, oświetlająca ziemię.

Kochała to.

W przyszłości chciała zostać astronautą, lubiła patrzeć nocą na gwiazdy, oceniać ich kształt i wielkość, zbierała nawet na profesjonalną lunetę, ale nigdy nie udało jej się kupić wymarzonego sprzętu. Z biegiem czasu porzuciła marzenia i prawdziwe życie. Porzuciła coś co jako jedyne dawało jej nadzieje i wytrwanie, jednak wiedziała, że aby sobie poradzić musi to zrobić, bo nikt inny za nią tego nie zrobi.

Samotna łezka spłynęła po jej brudnym policzku, ale ona nienawidziła swoich łez, uczucia bezsilności. Zawsze dawała sobie radę to teraz tez.

Z cichym westchnieniem zeskoczyła z kontenera i udała się na spacer w kierunku tablicy z ogłoszeniami. Kiedy szła cicho zaburzało jej w brzuchu, no tak przecież ostatnio jedzenie miała w ustach trzy dni temu, albo nawet cztery. Nie dawała już sobie rady, chciała to wszystko zakończyć, ale nie mogła, miała tylko 19 lat i całe życie przed sobą, może los ma dla niej jeszcze jakąś przygodę...

Kiedy dotarła pod tablice w jej oczy rzuciła się żółta kartka, na której napisano, ze w miejscowym przytułku dla bezdomnych będzie można odebrać ubrania i wziąć kąpiel, dziś od samego rana, ale jest ograniczona ilość miejsc.

Po dłuższej chwili wahania i wybierania czy to jest odpowiedni pomysł, udała się do wyznaczonego miejsca.

Po kilku chwilach stała już przy drzwiach budynku. Wzięła głęboki oddech i niepewnie weszła w głąb. Od razu uderzył w nią zapach jedzenia, a oczom ukazała się długa kolejka do recepcji, gdzie można się zapisać na kąpiel i odebrać ubrania. Stanęła na końcu kolejki i z nudów zaczęła odliczać osoby przed nią dwadzieścia cztery,  dwadzieścia sześć, trzydzieści, trzydzieści osiem... pięćdziesiąt pięć, a ona- pięćdziesiąta szósta. Miała nadzieje, że w końcu uda jej się jakoś zacząć od nowa życie, sądziła, że to ogłoszenie to dar od Boga, albo losu, może gdy będę wyglądała jakoś przyzwoicie znajdę prace?. Pomyślała. Jednak jej rozmyślania przerwał głos, jak się okazało starszej, pulchnej kobiety.
- Witaj dziecinko, jak ci na imię?

- Yyyy...Dzień dobry- odpowiedziała zaskoczona miłym tonem kobiety- jestem Laura.

- Oh piękne imię, dziecko, wiesz że jesteś moją imienniczką? - radosny śmiech kobietki rozniósł się po pomieszczeniu.

- Naprawdę? To się cieszę i miło mi pani Lauro.- odpowiedziała
dziewczyna już bardziej pewnym głosem. - Czy jest jeszcze dla mnie miejsce na liście?- zapytała kobiety, po czym speszona i zawstydzona, że jest bezdomna spuściła wzrok.

- Ależ oczywiście dziecinko! - klasnęła w swoje małe, pulchne ręce i szeroko się uśmiechnęła- masz szczęście, bo jesteś przedostatnia na liście. Idź do Mindy, a ona da ci czyste ubrania i pokieruje do łazienki, ale przedtem powiedz mi jak się nazywasz, albo podaj jakiś dowód, czy coś.

- Ah tak oczywiście, już dam dowód- Laura zaczęła przeszukiwać wszystkie swoje kieszenie, ale nie mogła go znaleźć, zaczęła panikować, bo to jej jedyny dokument, który potwierdza tożsamość dziewczyny, ręce zaczęły jej się trząść, a oczy mimowolnie się zaszkliły. Wzięła głęboki oddech i drżącym głosem powiedziała kobiecie potrzebne informacje- No niestety ale chyba zgubiłam gdzieś dowód, jestem pewna ze jeszcze wczoraj go przy sobie miałam, ale może wypadł mi gdzieś, gdzie spałam. A wiec jestem Laura Rod, mam dziewiętnaście lat , od trzech lat jestem w Londynie i dzisiaj przyszłam tutaj pierwszy raz.
- Dobrze dziecinko, tyle mi wystarczy. Mindy jest w pierwszych drzwiach na prawo, idź do niej.

- Dziękuje, dziękuje bardzo, pani Lauro.

- Oh, taka moja rola, trzymaj się Dziecinko. Mam nadzieje, ze do zobaczenia kiedyś.

- Tak, do zobaczenia.

Laura udała się do wyznaczonych drzwi, zapukała drobną rączką w białą powłokę ze srebrną cyferką i weszła do środka. Za biurkiem siedziała kobieta w podobnym wieku do pani Laury, miała brązowe włosy upięte w schludnego koka u dołu głowy, a ubrana była w szarą spódnice, biały golf i niewysokie buty na obcasiku.    

- Umm, dzień dobry pani Laura kazała mi się tutaj zgłosić.

- Oh tak, przepraszam ale mam tutaj taki harmider, że nie wiem gdzie co jest. Chodź wybierzemy ci jakieś ubrania.

- Dobrze i dziękuje.

- Nie dziękuj, bo to jest moim priorytetem pomagać osobą potrzebującym, wiesz kiedyś sama byłam w takiej sytuacji, ale to stare dzieje- Mindy ruszyła ręką i podała Lucy czyste ubrania.- Masz tutaj ubrania, a łazienki są na przeciwko. W związku z tym, że jesteś przedostatnia to możesz pozwolić sobie na dłuższą kąpiel, bo są dwie kabiny. Jedną z nich zajmiesz ty, a drugą ktoś inny.

- Dobrze, dziękuje, Pani Mindo.

Laura udała się do łazienki, powoli rozebrała, a gdy zobaczyła się w lustrze to aż przeraziła. Blada skóra, wory pod oczami, wychudzona, wystające żebra i kości obojczykowe. Nie wierzyła, ze mogłaby się doprowadzić do takiego stanu, a jednak. Nie chcąc dłużej na siebie patrzeć weszła pod prysznic i powoli zmywała z siebie brud. Wymyła  się cała, pierwszy raz od bardzo dawna wymyła swoje blond włosy, które w ciągu trzech lat urosły jej za biodra. Wytarła się i ubrała w przygotowane przez Mindy ciuchy. Czarne dżinsy, podkoszulek z krótkim rękawkiem, szarą bluzę z kapturem zakładaną przez głowę, kurtkę i niskie wychodzone botki.

Rozczesała mokre włosy i dokładnie wysuszyła. Wow dawno nie była taka szczęśliwa. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Już nie pamięta kiedy była taka czysta. To nie do pomyślenia, bo jeszcze kilka lat temu cieszyła by się, gdyby dostała premie, albo kupiła by sobie nowe ubrania, a teraz cieszy się z tego, ze po prostu się wykąpała.

Brudne ubrania włożyła do specjalnego kosza, który znajdował się w pomieszczeniu. Jeszcze raz popatrzyła na swoje odbicie w lustrze i wyszła do głównego pomieszczenia pożegnać się z Laurą i Mindy.
- Jeszcze raz dziękuje pani Lauro i Mindy.

- Dziecko to na prawdę ty?! O kurczę, jakaś ty śliczna. Naprawdę nie ma za co. Leć już. A i mam pytanko.

- Dziękuje- zaśmiała się dziewczyna- wiec jakie to pytanie?

- Wiec pewnie nie masz pracy, a mój syn potrzebuje pomocy domowej, wiesz porządki, obiad, bo ja już nie mam siły chodzić do niego co tydzień, swoje lata mam, oczywiście płacił by ci i może nawet wynajął na początek pokój w mieszkaniu, a później byś coś wymyśliła, zastanów się. Tak na początek może byłabyś zadowolona.

- To, to świetnie, w sumie miałam zamiar się za czymś rozglądnąć ale mnie pani wyprzedziła. Tak zgadzam się ale pani syn chyba nie będzie miał nic przeciwko?

- Nie, Aron nie będzie miał nic przeciwko. - zaśmiała się.
Aron...mam nadzieje, że to nie on.

- Wiec poda mi pani adres jego
mieszkania, czy coś...- dziewczyna zapytała.

- Ależ oczywiście dziecinko, tutaj masz adres jego mieszkania i proszę mów mi po imieniu bo czuje się staro- zaśmiała się i podała dziewczynie małą karteczkę z adresem.

- Dobrze Lauro i naprawdę dziękuje- dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i wyszła z budynku.
Zerknęła na kartkę i aż się zatrzymała, nie to nie możliwe, powtarzała w głowie, będę pracowała u Arona, tego Arona.

Laura szybko schowała kartkę do kieszeni kurtki i udała się pod podany adres mając nadzieje, że mężczyzna będzie w lepszym stanie niż wczoraj i, że znajdzie swój dowód. O kurw..czaki pieczone może ja go zostawiłam u niego?! Jak pisałam mu kartkę, czy coś, nie wiem muszę jak najszybciej do niego iść. Najlepiej teraz.

👇🏻👇🏻👇🏻👇🏻

A więc dochodzimy do tego oto momentu, gdzie akcja będzie się powoli rozkręcała
(Bada bumccc )
Rozdział może dzisiaj, może jutro, kto wie😂😏😘🤔

Do zoba😘😘

1210 słów jestem z siebie dumna(Haha ha)

ALONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz