Rozdział 23

790 39 3
                                    

PoV Aron

Od Paula dowiedziałem się, że Laura zaczęła już chemioterapię i jej szanse na zdrowe życie są znikome, dlatego postanowiłem zakopać topór wojenny pomiędzy nami i zacząć z nią normalnie rozmawiać i żyć.

Właśnie miałem już do niej wychodzić, gdy w progu mojego mieszkanie pojawiła się moja matka. Ta to ma wyczucie czasu, nie ma co.

- Wybierasz się gdzieś synku?—zapytała.

- Tak, właściwie spieszę się wiec niestety nie mogę z tobą posiedzieć, ale jak chcesz to zostań. Ja wrócę za jakieś trzy, cztery godziny.

- Oj a gdzie to tak pędzisz, masz jakąś wybrankę? Może to Laura?—przyznaj się.

- Nie żadna randka z wybranką serca. Jadę do szpitala.

- Do szpitala, po co? Jesteś chory synku?

- Nie. Jadę odwiedzić znajomą. Naprawdę muszę już lecieć, bo jeszcze wstąpię do sklepu, a nie chce nachodzić jej późno, bo zapewne będzie zmęczona.

- Ależ oczywiście, jedź. I pozdrów tą koleżankę, niech wraca do zdrowia.

- Dobra, cześć.

Uff. W końcu.

Nie mówiłem matce, że jadę odwiedzić Laure, bo by się zaczęło. Jadę z tobą, co jej dolega, ile będzie leżała w szpitalu...
Matka czasami naprawdę potrafi być wścibska i nad wyraz opiekuńcza. Zrobiłem to tylko ze względu na komfort Laury.

Po drodze wstąpiłem jeszcze do supermarketu, gdzie kupiłem jej jakieś sucharki i wodę, bo Paul powiedział, ze nie może jeść innych rzeczy. Zahaczyłem także o sklep elektroniczny, w którym kupiłem jej telefon komórkowy, bo z tego co wiem go nie posiada, a jak by czegoś potrzebowała to musi się czymś z nami kontaktować.
Odpaliłem jej smartfona, zapisując numery do chłopaków, mnie i matki.

Powoli udałem się na jej sale, ale wchodząc zobaczyłem naprawdę straszny widok. Dziewczyna wymiotowała krwią do pojemnika, a obok niej stała pielęgniarka, która krzyczała coś do niej.
Wkurzyłem się.

- Co tu się dzieje, dlaczego pani na nią krzyczy—zapytałem.

Speszona pielęgniarka popatrzyła na mnie i przewróciła oczami.

- Pańska... znajoma nie chce pójść z innym pacjentami do sali na dole.

- Czy to jest obowiązkowe—zapytałem wkurwiony.

- Nie, ale...

- No właśnie kurwa—krzyknąłem—nie jest obowiązkowe, ale każe pani jej tam iść w takim stanie, przecież ona ledwo co siedzi. Nie widzi pani?!

- Jezu nie stresuj się tak koleś. Zwykła baba, która ma się za nie wiadomo kogo. Ugh. W takim razie wykreślam ją z listy.

- No to kurwa na co jeszcze czekasz ?

- Już przecież, nie pali się.

- Skończyłaś? To spadaj i masz się nie pokazywać w tej sali więcej—powiedziałem dobitnie.

Podszedłem do łóżka Laury i usadowiłem się na krzesełku przy nim.
Wyglądała koszmarnie. Blada cera, wory pod oczami, schudła jeszcze bardziej.

- Cześć Laura— powiedziałem cicho, prawie że szeptem. Ona tylko spojrzała na mnie zmęczonymi oczami i uśmiechnęła się lekko— Przyniosłem ci trochę jedzenia i wodę, a tu masz komórkę— już chciała coś powiedzieć ale jej przerwałem—żadnych ale. Tutaj masz komórkę, w niej są numery do chłopaków, mnie i matki, więc dzwoń kiedy chcesz—dziewczyna lekko pokiwała głową—jadłaś coś dzisiaj?—zapytałem.
- Nie—wychrypiała cichutko
- Jak mogłaś nic nie jeść?! Dochodzi godzina siedemnasta. Nikt u ciebie nie był z jedzeniem?—zapytałem rozgoryczony. Dziewczyna potwierdziła ruchem głowy—Japierdole, co się dzieje w tym szpitalu?—zapytałem sam siebie— dobra Paul powiedział mi co możesz jeść. Pójdę po coś ciepłego do bufetu, a ty odpoczywaj.

Zbiegłem do bufetu i kupiłem jakąś kaszkę z warzywami oraz gorzką herbatę. Sam byłem głodny, więc wziąłem sobie makaron z kurczakiem.

Wróciłem na sale. Laura siedziała na łóżku i patrzyła przez okno. Obróciła głowę w moją stronę, gdy wszedłem i uśmiechnęła się nieznacznie. Podałem jej posiłek, a sam usiadłem po drugiej stornie łóżka i zacząłem jeść.

Posiłek minął nam bardzo przyjemnie. Trochę rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Dziewczyna w pewnym momencie spoważniała.

- Wiesz, muszę ci coś powiedzieć, coś ważnego. I proszę tylko nie wkurzaj się—chwyciła mnie za rękę i popatrzyła w oczy.

- Dobra, zaczynam się bać

- Aron, ja wiem, że zostało mi mało czasu. Był u mnie dzisiaj lekarz. Chemia nie przynosi skutków, a na przeszczep mnie nie stać. I tak muszę zapłacić z oszczędności szpital i leczenie. Chciałabym ci powiedzieć, że to ja...

- Laura co ty?—zmarszczyłem brwi

- To ja cie wtedy przyprowadziłam. Jak byłeś naćpany.

- To ty?—zapytałem z niedowierzaniem

- Tak. Nie miej mi tego za złe, ale bałam się ci powiedzieć. W dodatku zgubiłam u ciebie chyba swój dowód i po prostu tak wyszło. Rozumiem jak nie będziesz chciał mnie znać.

- Głuptasie— zaśmiałem się i przytuliłem ją— Ja jestem ci wdzięczny i naprawdę dziękuje za to. Chciałem znaleźć tę dziewczynę, ale mnie uprzedziłaś.

- Uff, a już się bałam— zaśmiała się— czyli wszystko okej między nami?

- Jak najbardziej— stwierdziłem i jeszcze raz ją przytuliłem. Jest taka kruchutka i słodka, a świadomość, że to może być ostatni taki raz jeszcze bardziej mnie motywuje do pojawienia się uśmiechu na jej twarzy.

- Przepraszam, ale musi już pan opuścić sale, pacjentka musi odpoczywać. Pojutrze chemia— poinformowała mnie pielęgniarka.

- Dobrze niech mi pani da jeszcze chwilkę—powiedziałem do niej,a później zwróciłem się do Laury—trzymaj się. Do zobaczenia—pocałowałem ja w policzek— a i masz jeść. Jak by co to dzwoń o każdej porze dnia i nocy. Cześć.

- Paaa Aron i dzięki. Naprawdę. Mam u ciebie dług wdzięczności bardzo duży—zaśmiała się.

- Nie, nie masz żadnego długu. Przyjmij to jako rekompensatę za pomoc. Dobranoc Kruszynko—pożegnałem się z nią ostatni raz i opuściłem pomieszczenie.

ALONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz