PoV Laura
Właśnie wyszłam od lekarza. Uwaga ogłoszenia parafialne! Zaczynam chemioterapię od jutra. Jeszcze dzisiaj mam się spakować i przyjść do szpitala. Ze względu na zaawansowaną chorobę będę w nim mieszkać. Szanse na wyzdrowienie bez przeszczepu wynoszą około czterdzieści procent, a z przeszczepem jakieś siedemdziesiąt pięć. Więc znając moje szczęście będę bez przeszczepu w tych sześćdziesięciu procentach. I zwyczajnie w świecie umrę. Nie pytałam sie nawet ile to czasu. Miesiąc, dwa, a może rok. Kto wie? Chyba tylko ten tam u góry.
Zmierzam teraz do domu Mirandy po moje ubrania. Nie mam tego jakoś specjalnie dużo, dlatego powinnam się z tym szybko uwinąć. Może zdążę na następny autobus. Deszcz na szczęście przestał padać, więc mogę spokojnie dojść z przystanku.
Wchodząc do środka w oczy rzucił mi się pięknie przyozdobiony stół w jadalni, pewnie pani Miranda ma jakiś gości. Postanowiłam szybkaczem udać się do swojego pokoju żeby się spakować. Ale...
Ale nie udało mi się to, bo zostałam przyłapana i zawołana do stołu. Rozglądnęłam się i nie zobaczyłam nikogo nieznajomego. Dzieciaki rzuciły mi się na szyje i krzyknęły
- Niespodziankaaa!
O mój Boże. To wszystko dla mnie?
- Boziu to dla mnie? Naprawdę?— zapytałam z niedowierzaniem
- Tak. Postanowiliśmy, że jeśli już odchodzisz, to trzeba to jakoś uczcić— Miranda puściła mi oczko— dlatego będzie pożegnalne przyjęcie.
- Dziękuje— uśmiechnęłam się szczerze— a wy? Co tak stoicie, chodźmy świętować. Zwróciłam się do dzieci.
- Taaak!— krzyknęli
Po zjedzonych pysznościach pomogłam posprzątać, spakowałam swoje rzeczy i gdy wychodziłam dzieciaki mnie jeszcze zaczepiły.
- Laula, mamy coś dla ciebie—powiedziała Rose. Ukucnęłam na ich wysokość— chcieliśmy cie pozegnac bo mamusia powiedziała ze jestes baaldzo chola.
- Tak to prawda, ale obiecuje, że wyzdrowieje i jeszcze pójdziemy na lody i watę cukrową, albo do wesołego miasteczka, co wy na to?
- Dobla, ale to od nas. Żebyś o nas nigdy, pze nigdy nie zapomniała—wręczyli mi małe pudełeczko.
Otworzyłam je a moim oczom ukazała się złota bransoletka z wygrawerowanymi literkami R i T oraz serduszko.- Dziękuje, jest piękna. Nigdy o was nie zapomnę. Zawsze będę ją nosiła— przytuliłam ich i pocałowałam.
Dzieciaki pobiegły do salonu, a ja wstałam i dokończyłam się ubierać.
- Lauro, jakie są szanse? —zapytała pani Miranda- tylko szczerze
- Szczerze, to marne. Czterdzieści procent bez przeszczepu, a z siedemdziesiąt pięć.
- O Jezu, Lauro tak mi przykro. Obiecuje że będziemy cię odwiedzać.
- Naprawdę nic się nie dzieje, proszę tylko żeby dzieciaki nie widziały mnie w tragicznym stanie. Jak w ogóle dożyje. Przykro mi ale muszę już iść. Do kiedyś.
- Cześć Lauro.
No to raku idź w cholerę. Pierdole cie.

CZYTASZ
ALONE
Mistero / ThrillerLaura- młoda dziewczyna, wiedzie samotne życie na londyńskich ulicach. Jest bezdomna, nie ma pracy, ani żadnej rodziny. Wszystko zmienia się, gdy postanawia pomóc pewnemu chłopakowi dostać się do domu.