Rozdział 18

881 36 0
                                    

PoV Paul

Kurwa, po co ja jej w ogóle mówiłem o tym Aronie?!
Teraz daje mi wykład o swoim życiu, ale muszę przyznać jej całkowitą rację.

Nagle wstała. Z jej nosa zaczęła lecieć krew, a na bladej twarzy pojawiło się przerażenie. To było tak gwałtowne.

Krew, pełno krwi.

Wymiotowała i męczyła się. Najgorsze jest to, że nie mam jak jej pomóc, chociaż jestem lekarzem, ona sama musi przez to przejść. Chemioterapia i całe leczenie. W ostatecznym wypadku przeszczep. W ostatniej chwili chwyciłem dziewczynę, ratując ją przed upadkiem na mokry chodnik. Deszcz trochę nalżył. Podniosłem Laure z ziemi i zaniosłem do mojego auta, którym pokierowaliśmy się prosto do mojego mieszkania.

Dwadzieścia minut później Laura leżała przebrana pod grubym kocem na łóżku w mojej sypialni. Na jej czole położyłem zimny okład. Powinna się zaraz obudzić. W innym przypadku będę musiał zawieźć ją do szpitala.

I wykrakałem.

- Witamy w świecie żywych księżniczko—zaśmiałem się i puściłem jej oczko.

- Paul? Ale, co, jak?—mówiła.

- Tak to ja. Zemdlałaś, dlatego przywiozłem cie do mnie—wytłumaczyłem.

- Okej dzieki, ale teraz muszę iść. Mam bardzo dużo spraw do załatwienia. Jeszcze raz wielkie dzieki Paul, mam u ciebie dług wdzięczności.

- Hola, hola księżniczko. Nigdzie nie idziesz. Nie w takim stanie—pokazałem na nią palcem i przerwałem ubieranie butów—idziemy coś zjeść do kuchni.

- Nie ja naprawdę muszę iść. Naprawdę— jęknęła żałośnie.

- Okej wypuszczę cie jak zjesz—powiedziałem.

-Ale ja nawet nie jestem głodna. Poza tym jadłam na mieście.

- Bez żadnych wymówek. A co takiego jadłaś?

- No lody. Dużo lodów—zaśmiała się— No i jeszcze ciastko. Wiesz ostanie w moim życiu.
Delektowałam się.

- No dobra, nie wnikam—również się zaśmiałem— Ale...

- Alee?—zapytała.

- Ale i tak coś zjemy. Powiedzmy, że wykorzystuje swoją przysługę—puściłem jej oczko.

- Skoro tak chcesz—westchnęła.

- No i nie można było tak od razu?—klasnąłem w ręce.

- Dobra dobra, co dzisiaj w menu, panie szefie kuchni?

- Więc tak. Zaraz będzie jedzenie. Ja nie gotuje, bo nie umiem.

- No dobra. To co dobrego zamówiłeś?—zatarła ręce.

- Pizza. Może być?—zapytałem.

- W sumie dawno nie jadłam. Jakieś trzy lata temu ostatnio?—podłapała się po głowie. Wow. Trzy lata?!

- Okej koniec tego— zadzwonił dzwonek do drzwi— idę po żarcie.

Siedzimy w salonie i jemy pizzę. Poprawka. Siedzimy w salonie i ja jem pizzę, bo Laura zjadła tylko połowę kawałka. Oglądamy jakiś film. Muszę przyznać, że jest nawet niezły.

- Dobra. Zjadłam. Dzieki Paul jeszcze raz—powiedziała zakłopotana.

- Nie ma za co. Taki mój zawód—zaśmiałem się.

- O czyli jesteś superbohaterem mdlejących niewiast?—podniosła jedną brew do góry.

- No jeżeli tylko chcesz? Ale tak naprawdę to jestem lekarzem.

- Lekarz powiadasz. No narazie to ja mam ich dosyć, ale dzieki. Będę wiedziała, gdzie się zgłosić w razie W. —puściła mi oczko— ja się już zbieram.

- Ej, jest dwudziesta pierwsza. Nigdzie nie idziesz. Nie chce mieć cie na sumieniu—powiedziałem stanowczo.

- Ejjj, ja muszę iść. Naprawdę. Mam jeszcze coś do załatwienia. Możemy się jeszcze kiedyś spotkać, jak chcesz.

- No i to rozumiem. Prawidłowa propozycja—zaśmiałem się

- Ej, bo się rozmyślę—tupnęła nóżką jak mała dziewczynka—Cześć— przytulia się do mnie, co odwzajemniłem i poszła.

- Do jutra—krzyknąłem jeszcze na odchodne. Podniosla mi rękę i zniknęła za ścianą na klatce schodowej.

Muszę przyznać, że Laura jest taka jak myślałem. Nawet lepsza. Zabawna, inteligentna i rozsądna. Dokładnie tak wyobrażałem sobie moją dziewczynę. Nie chodzi mi o wygląd tylko charakter, bo co mi z jakiegoś plastika, skoro mogę mieć diament, nawet taki nieoszlifowany, ale jednak. Czuł bym się wtedy dowartościowany i dumny. Jednak wątpię, że ona chciała by być akurat ze mną. Nie mam jej nic do zaoferowania, oprócz uczuć.

Ugh, dlaczego to życie jest takie do dupy?!

ALONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz