PoV Paul
Kurwa, po co ja jej w ogóle mówiłem o tym Aronie?!
Teraz daje mi wykład o swoim życiu, ale muszę przyznać jej całkowitą rację.Nagle wstała. Z jej nosa zaczęła lecieć krew, a na bladej twarzy pojawiło się przerażenie. To było tak gwałtowne.
Krew, pełno krwi.
Wymiotowała i męczyła się. Najgorsze jest to, że nie mam jak jej pomóc, chociaż jestem lekarzem, ona sama musi przez to przejść. Chemioterapia i całe leczenie. W ostatecznym wypadku przeszczep. W ostatniej chwili chwyciłem dziewczynę, ratując ją przed upadkiem na mokry chodnik. Deszcz trochę nalżył. Podniosłem Laure z ziemi i zaniosłem do mojego auta, którym pokierowaliśmy się prosto do mojego mieszkania.
Dwadzieścia minut później Laura leżała przebrana pod grubym kocem na łóżku w mojej sypialni. Na jej czole położyłem zimny okład. Powinna się zaraz obudzić. W innym przypadku będę musiał zawieźć ją do szpitala.
I wykrakałem.
- Witamy w świecie żywych księżniczko—zaśmiałem się i puściłem jej oczko.
- Paul? Ale, co, jak?—mówiła.
- Tak to ja. Zemdlałaś, dlatego przywiozłem cie do mnie—wytłumaczyłem.
- Okej dzieki, ale teraz muszę iść. Mam bardzo dużo spraw do załatwienia. Jeszcze raz wielkie dzieki Paul, mam u ciebie dług wdzięczności.
- Hola, hola księżniczko. Nigdzie nie idziesz. Nie w takim stanie—pokazałem na nią palcem i przerwałem ubieranie butów—idziemy coś zjeść do kuchni.
- Nie ja naprawdę muszę iść. Naprawdę— jęknęła żałośnie.
- Okej wypuszczę cie jak zjesz—powiedziałem.
-Ale ja nawet nie jestem głodna. Poza tym jadłam na mieście.
- Bez żadnych wymówek. A co takiego jadłaś?
- No lody. Dużo lodów—zaśmiała się— No i jeszcze ciastko. Wiesz ostanie w moim życiu.
Delektowałam się.- No dobra, nie wnikam—również się zaśmiałem— Ale...
- Alee?—zapytała.
- Ale i tak coś zjemy. Powiedzmy, że wykorzystuje swoją przysługę—puściłem jej oczko.
- Skoro tak chcesz—westchnęła.
- No i nie można było tak od razu?—klasnąłem w ręce.
- Dobra dobra, co dzisiaj w menu, panie szefie kuchni?
- Więc tak. Zaraz będzie jedzenie. Ja nie gotuje, bo nie umiem.
- No dobra. To co dobrego zamówiłeś?—zatarła ręce.
- Pizza. Może być?—zapytałem.
- W sumie dawno nie jadłam. Jakieś trzy lata temu ostatnio?—podłapała się po głowie. Wow. Trzy lata?!
- Okej koniec tego— zadzwonił dzwonek do drzwi— idę po żarcie.
Siedzimy w salonie i jemy pizzę. Poprawka. Siedzimy w salonie i ja jem pizzę, bo Laura zjadła tylko połowę kawałka. Oglądamy jakiś film. Muszę przyznać, że jest nawet niezły.
- Dobra. Zjadłam. Dzieki Paul jeszcze raz—powiedziała zakłopotana.
- Nie ma za co. Taki mój zawód—zaśmiałem się.
- O czyli jesteś superbohaterem mdlejących niewiast?—podniosła jedną brew do góry.
- No jeżeli tylko chcesz? Ale tak naprawdę to jestem lekarzem.
- Lekarz powiadasz. No narazie to ja mam ich dosyć, ale dzieki. Będę wiedziała, gdzie się zgłosić w razie W. —puściła mi oczko— ja się już zbieram.
- Ej, jest dwudziesta pierwsza. Nigdzie nie idziesz. Nie chce mieć cie na sumieniu—powiedziałem stanowczo.
- Ejjj, ja muszę iść. Naprawdę. Mam jeszcze coś do załatwienia. Możemy się jeszcze kiedyś spotkać, jak chcesz.
- No i to rozumiem. Prawidłowa propozycja—zaśmiałem się
- Ej, bo się rozmyślę—tupnęła nóżką jak mała dziewczynka—Cześć— przytulia się do mnie, co odwzajemniłem i poszła.
- Do jutra—krzyknąłem jeszcze na odchodne. Podniosla mi rękę i zniknęła za ścianą na klatce schodowej.
Muszę przyznać, że Laura jest taka jak myślałem. Nawet lepsza. Zabawna, inteligentna i rozsądna. Dokładnie tak wyobrażałem sobie moją dziewczynę. Nie chodzi mi o wygląd tylko charakter, bo co mi z jakiegoś plastika, skoro mogę mieć diament, nawet taki nieoszlifowany, ale jednak. Czuł bym się wtedy dowartościowany i dumny. Jednak wątpię, że ona chciała by być akurat ze mną. Nie mam jej nic do zaoferowania, oprócz uczuć.
Ugh, dlaczego to życie jest takie do dupy?!
CZYTASZ
ALONE
Gizem / GerilimLaura- młoda dziewczyna, wiedzie samotne życie na londyńskich ulicach. Jest bezdomna, nie ma pracy, ani żadnej rodziny. Wszystko zmienia się, gdy postanawia pomóc pewnemu chłopakowi dostać się do domu.