#8

2.2K 480 101
                                    

Sicheng był naprawdę zadowolony ze swojej pracy, nawet jeśli teraz nie miał zbyt wiele wolnego czasu. Szef zawsze był dla niego wyrozumiały i póki pozostawał punktualnym i dokładnym pracownikiem, właściwie mu to wynagradzał. Codziennie po zajęciach biegł prosto do niewielkiej restauracji, gdzie starszy mężczyzna pozwalał mu zjeść ciepły posiłek przed kilkoma godzinami obsługiwania klientów i dokładnego szorowania sali. Wypłacanie pensji w postaci dniówek było dla Chińczyka dodatkowym profitem, dzięki któremu wreszcie poczuł się pewnie i stabilnie.

Dobra passa trwała również na uczelni, gdzie szło mu nieco lepiej. Dzięki pomocy Yuty udało mu się skupić na nadchodzącym kolokwium, jednocześnie oddając poprawiony referat w wyznaczonym przez wykładowce terminie. Póki co nie musiał się martwić żadnymi zaliczeniami. Mógł wreszcie odetchnąć i w tym szalonym biegu odnaleźć nieco miejsca dla siebie.

Tego dnia szef wypuścił go godzinę wcześniej, na specjalną prośbę. Sicheng z uśmiechem wszedł do pokoju, zawieszając wzrok na siedzącym przy biurku Japończyku. Oglądał jakiś film, z słuchawkami wetkniętymi w uszy i nawet nie zauważył jego przybycia.

Oparł dłoń na ramieniu starszego, który aż podskoczył zaskoczony.

- Powinieneś być jeszcze w pracy! - Yuta wyciągnął jedną z słuchawek, zerkając na zegarek. - Co robisz w domu o tej porze?

- Wyszedłem wcześniej - odparł z uśmiechem, za którym wyraźnie skrywał jakiś słodki sekret.

Ściągnął z siebie jeansową kurtkę, tylko po to, żeby założyć pod nią cieplejszą bluzę. Yuta zauważył wprawdzie, jak podekscytowany przeskakuje z nogi na nogę, ale nie chciało mu się wierzyć, że przyczyną tej radości jest jedynie wcześniejszy powrót do domu.

- Masz już wyniki z kolokwium?

- Nieee. - Sicheng przeciągnął nieco ostatnią głoskę, nie bardzo rozumiejąc cel tego przyziemnego pytania. - Nie chce mi się na razie o tym myśleć.

- Rozumiem. Więc...?

- Jesteś może głodny?

***

Yuta nie spodziewał się, że jeszcze kiedyś będzie mu dane zjeść na mieście w towarzystwie Sichenga, a jednak życie potrafiło go nieustannie zaskakiwać. Chińczyk był dziś w wyjątkowo dobrym humorze, przez co mówił znacznie więcej niż zawsze, wzrokiem wodząc po szyldach restauracji, z nadzieją znalezienia czegoś naprawdę wyjątkowego. Japończyk wprawdzie często stołował się poza domem, ale dopóki młodszy nie określił, na co dokładnie ma ochotę, ciężko było doradzić mu jakiś lokal.

Nie żeby mu to przeszkadzało. Tak długo, jak Yuta mógł cieszyć się towarzystwem Chińczyka, był w stanie przejść za nim całe miasto, podziwiając jak wesoło przeskakuje przez kałuże czy wlepia wzrok w kolorowe wystawy sklepów. Ten widok wystarczył, żeby przywołać uśmiech na twarzy Japończyka.

- Może tutaj?

Sicheng wskazał na niewielką knajpkę, wciśnietą między aptekę, a sklep obuwniczy. Nie wyglądała wcale zachęcająco, ale Yuta od razu skinął głową.

W środku było duszno. Powietrze wypełniał zapach taniej, palonej frytury i smażonej wołowiny, a dwie niskie kelnerki krzątały się między stolikami, roznosząc klientom dania i zbierając brudne naczynia. Jak na tak nieciekawy lokal jadało w nim naprawdę sporo ludzi. Yuta zazwyczaj unikał takich wietnamskich spelun z jedzeniem niewiadomego pochodzenia, ale jak miałby odmówić Sichengowi?

Ruszył razem z chłopakiem w stronę ostatniego, wolnego stolika i zajął miejsce, biorąc do ręki ubogo prezentującą się kartę dań.

- Smażona wołowina jest tu naprawdę dobra. Nawet, jeśli nie wygląda. -Sicheng musiał zauważyć jego pełną obaw minę, bo momentalnie pośpieszył z wyjaśnieniami.

- W porządku, zdam się na ciebie.

Wymienili jeszcze ciepłe uśmiechy, zanim Chińczyk poszedł zamówić dla nich dwie duże porcje wołowiny. Obserwowanie go tak szczęśliwego, sprawiało, że Yuta czuł przyjemne ciepło na sercu. A jeśli dodać do tego fakt, że młodszy zaprosił go... chyba mógł to nazwać randką, nawet jeśli żaden nie powiedział tego głośno? Uśmiech nie schodził mu z twarzy nawet, kiedy Sicheng wrócił do stolika, oznajmiając, że muszą chwilę zaczekać.

- Dzisiaj ja stawiam - uprzedził od razu, wyraźnie dumny z siebie.

- Daj spokój! Ja za siebie zapłacę, odłóż lepiej te pieniądze i...

- Nie ma mowy. Ostatnio ty płaciłeś, dzisiaj moja kolej. To chyba normalne między przyjaciółmi, nie? - Zaśmiał się wesoło.

Nie zdawał sobie sprawy, że tym krótkim pytaniem ściągnął Yutę bardzo boleśnie ze świata marzeń z powrotem na ziemię.

a/n: Myślę, że już pora przewrócić życie Sichenga do góry nogami, także wyczekujcie kolejnych rozdziałów. :>

Akademik | yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz