#27

2.1K 363 96
                                    

Powietrze powoli stawało się coraz cieplejsze, a ostatnie ślady zimy odchodziły w niepamięć, podobnie jak słodkie lenistwo zimowych ferii. Dwójkę zagranicznych studentów coraz częściej budziły przedzierające się przez rolety promienie słońca, a życie wróciło do swojego starego rytmu.

Yuta całymi dniami ślęczał nad podręcznikami, wypisując terminologię, z której zapamiętaniem miał największe problemy i regularnie odwiedzał uniwersytecką bibliotekę, znosząc do pokoju coraz to cięższe tomy. Niemal czuł na karku gorący oddech kolejnej sesji i obrony pracy, nad którą tym razem mieli pracować w grupie.

Nie znosił pracy zespołowej. Banda połgłówków uważających, że można zostawić wszystko na ostatnią chwilę wciąż zbywała go na korytarzach, kiedy tylko próbował zmusić ich do podjęcia jakichkolwiek działań. Idioci,  którzy myślą, że z łatwością prześlizgną się przez kolejny rok studiów. Jakim cudem udało im się dotrzeć tak daleko było dla Japończyka nie lada zagadką, ale czy miał teraz czas, żeby dumać nad takimi rzeczami?

Spojrzał w ekran laptopa, gdzie w otwartym pliku rozpisał podział zadań dla członków swojego zespołu. Jako lekarz będzie przecież zmuszony czasem współpracować z innymi. Trafi mu się też z pewnością niejeden wybredny pacjent, z którym chcąc czy nie, będzie się musiał użerać. Powinien przywyknąć do pracy z ludźmi i w całym nawale materiałów to właśnie wydawało mu się największym wyzwaniem.

Westchnął ciężko, odchylając się leniwie na krześle. Było już grubo po piątej i Sicheng powinien wrócić do domu jakiś czas temu. Miał dzisiaj tylko dwa wykłady od rana, a potem pobiegł prosto do pracy, pomóc panu Yamamoto w przygotowaniu jakiegoś dużego zamówienia na przyjęcie urodzinowe. Dwie godziny spóźnienia zaczynały być trochę niepokojące, dlatego po chwili bezmyślnego wpatrywania się w stos książek postanowił sprawdzić, co zatrzymało chłopaka. Ściągnął wisząca na oparciu krzesła jeansową kurtkę i wyszedł z pokoju, naciagając ją na ramiona.

Ciepłe, wczesnowiosenne powietrze przyjemnie uderzyło go w twarz, niosąc ze sobą zapach kwitnących na drzewach kwiatów. Zaniepokojony rzucił jeszcze raz wzrokiem na telefon, ale schował go z powrotem do kieszeni zobaczywszy, że Sicheng nadal nie dawał znaków życia. Nawet jeśli jego panika była nieuzasadniona, chyba nie szkodziło zrobić mu niespodzianki i odebrać młodszego z pracy? Dawno nie byli na spacerze, więc uznał to za całkiem niezły pomysł, w duszy mając nadzieję, że nie uzna jego zachowania za zbyt osaczające.

Kierując się w stronę parku, który dzielił go od niewielkiej, japońskiej knajpy zastanawiał się, czy znów nie zabrać Chińczyka do łaźni. Ostatnim razem wydawał się zadowolony, więc gdyby znów zwrócił się do Dongyounga o drobną przysługę, zapewne nie miałby nic przeciwko. No tak... Wolałby, żeby dłonie masażysty trzymały się z daleka od jego chłopaka.

Niezliczony raz przywołał się w myślach do porządku.

- A ty coś taki rozmarzony? - Znajomy głos całkiem ściągnął go na ziemię, chociaż nie dało się powiedzieć, żeby wzbudził w nim specjalny entuzjazm.

Jaehyun siedział na oparciu ławki w otoczeniu swojej stałej bandy przydupasów, wzbudzając w Japończyku wstręt i czystą odrazę swoim pogardliwym uśmieszkiem. Najchętniej starłby mu go z twarzy w tej chwili, ale miał ważniejsze rzeczy do załatwienia, więc pozostał na zmierzeniu towarzystwa zniechęconym spojrzeniem i bez zwłoki ruszył dalej przed siebie.

- Ej, głuchy jesteś? Zatrzymaj się jak do ciebie mówię, parobku z importu!

Yuta drgnął nieznacznie i zatrzymał się w pół kroku. Nie mógł znieść zachowania tego gówniarza, który irytował go od naprawdę długiego czasu.

- Czego chcesz, Jaehyun? Spieszę się - wycedził przez zaciśnięte zęby, czym wywołał śmiech Koreańczyka, za którym jak echo zarechotali jego towarzysze.

- Ojej, a gdzie ci tak spieszno? Do twojej chińskiej, spedalonej dziewczyny? Pewnie biegniesz mu pomóc skręcać długopisy, w końcu jakoś musicie zarobić na studia. Ale nie martw się, jakbyście nie mieli co jeść, to przyniosę wam resztki z obiadu!

Przybicie piątki kolejno z czterema przydupasami utwierdziło Yutę w przekonaniu, że Jaehyun nie potrzebuje wiele, żeby czuć się zwycięzcą. Nie zamierzając dłużej marnować czasu na jego zaczepki splunął ostentacyjnie w kierunku siedzącej na ławce bandy i z dezaprobatą pokręcił głową.

Chciał odejść, ale zatrzymało go ostre szarpnięcie za kołnierz kurtki, czego zupełnie się nie spodziewał.

- Nie będziesz pluć mi pod nogi, ty japoński wieprzu.

Przez moment był bliski utraty równowagi, którą odzyskał dosłownie w ostatnim momencie. Wykorzystując impet obrotu, wymierzył po omacku cios z pięści w coś, co okazało się szczęką Jaehyuna. Syknął cicho obserwując twarze jego zaskoczonych kompanów. Ich przywódca wyglądał na nie mniej zszokowanego, jednak ten wyraz szybko zastąpił grymas czystej wściekłości.

- No bierzcie go kurwa, na co czekacie?! - wrzasnął, nadal trzymając się za bolące miejsce.

Yuta nie był może specjalnym geniuszem matematycznym, ale intuicja podpowiadała mu, że jego szanse w starciu z czwórką poddanych Jaehyuna były naprawdę niewielkie. Szybka ocena sytuacji zmusiła go do natychmiastowej ucieczki, jednak okazał sie zbyt powolny. Poczuł jak silna dłoń zaciska się boleśnie na jego nadgarstku i choć cały świat zdawał się na chwilę zwolnić biegu, nie miał nawet szans zareagować.

Uderzenie w brzuch dosłownie pozbawiło go na chwilę tchu, a kopnięcie w nogę wywołało paraliżujący dreszcz, przez który na moment zupełnie stracił władzę w kończynach, upadając na ziemię. Poczuł jak żwir alejki dotkliwie kaleczy mu kolana, jednak zdawało się to niczym w porównaniu z twardą podeszwą buta, która z rozmachem wbiła mu się w plecy. Jęk bólu mimowolnie opuścił jego usta powodując ryk satyfakcji napastników.

- I co, śmieciu? Chyba coś mi się należy? - Jaehyun stanął przed leżącym na ziemi Japończykiem, nie kryjąc satysfakcji.

Yuta próbował podciągnąć się na ramionach, ale jeden z osiłków młodszego znów kopnął go w plecy, przez co poczuł się beznadziejnie bezsilny. Jak można było triumfować wygraną pięciu na jednego? Spojrzał z dołu na wyszczerzoną twarz Jaehyuna i prychnąwszy splunął w jego stronę po raz kolejny. Prosto na te pieprzone, firmowe buty, które miał prosto przed twarzą.

Nie potrafił powiedzieć, czy ta chwila satysfakcji była tego warta. Pamiętał tylko przeszywający czaszkę ból i nie dający się znieść pisk w uszach, zanim przed oczami zrobiło mu się kompletnie biało.

Wasza aktywność tutaj jest taka cudna, że z wrażenia dodaję kolejny rozdział w rekordowym tempie.
💙💙💙

Akademik | yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz