Kun spędzał z nimi ostatnio dużo czasu, co było bardzo nie w smak Yucie, który beznadziejnie marzył o zostaniu z Sichengiem sam na sam.
- Kun dzisiaj nie przychodzi? - mruknął pod nosem, przeciągając się leniwie.
Sicheng już od jakiegoś czasu się rozciągał, ubrany w luźny dres. Kiedy tylko zauważył, że Japończyk się obudził, przerwał sobie na chwilę i podszedł do jego łóżka, żeby czule musnąć go ustami w nos.
- Przecież mówił, że jedzie gdzieś z kolegami z roku... Poza tym, myślałem, że się polubiliście. Nadal ci przeszkadza? - Zmarszczył lekko brwi i pieszczotliwie przeczesał zmierzwione włosy starszego.
- Sam nie wiem... Coś mi się w nim nie podoba. A ty, na którą masz do pracy? - Zdążył oprzeć dłoń na policzku młodszego i pocałować go na dzień dobry, zanim Chińczyk wrócił do swoich ćwiczeń.
- Na żadną. Chyba w ogóle mnie nie słuchasz, hyung - burknął naburmuszony, pokazując mu język. - Nie warto brać dla ciebie wolnego.
Yuta westchnął ciężko, czując się złapany pod włos. Nie należało prowadzić z nim rozmowy, kiedy starał się wybudzić z sennego transu, który usilnie próbował zmusić go do opadnięcia z powrotem w wygrzane poły pościeli. Za bardzo musiał się skupić na walce z wewnętrznym przymusem kontynuowania snu, żeby kontaktować w jakimkolwiek innym aspekcie.
- Faktycznie... - burknął, obserwując jak Sicheng rozładowuje niewytłumaczalne pokłady energii biegiem w miejscu.
Sam z trudem zwlókł się z łóżka, wciągając z szuflady ręcznik i czystą bieliznę.
- W takim razie możemy wreszcie iść na randkę? Bez przyzwoitki? - dodał złośliwie, co Sicheng natychmiast skomentował wyjątkowo karcącym spojrzeniem. - Tylko żartuję, spokojnie!
***
Leżąc w łóżku, przy świetle stojącej na biurku nocnej lampki, Yuta musiał przyznać przed samym sobą, że dzisiejszy dzień był jednym z najprzyjemniejszych w jego życiu, jednocześnie idealnie otwierającym nowy rok. Chociaż mróz niesamowicie im, doskwierał przenikając przez materiał grubych kurtek, zupełnie jakby były zrobione z papieru, udało im się spędzić bardzo przyjemne popołudnie. Co najważniejsze - spędzili je tylko we dwoje.
Przeszli się po ulubionej galerii handlowej Sichenga, w której już rozpoczęło się noworoczne szaleństwo. Skoczyli do kina na wyjątkowo idiotyczną komedię i Yuta z bólem serca musiał przyznać, że nie dało się na niej nie śmiać, mimo wyjątkowo żenującego poziomu żartu. Obiad zjedli w niewielkiej knajpce, serwującej włoską kuchnie, ledwo pokonując gigantyczne porcje spaghetti. Mimo zimną zdecydowali wracać do domu na pieszo, a Yuta bezwstydnie, cała drogę, trzymał młodszego za rękę. Jeśli ten wieczór mógł być jeszcze lepszy, to wszystko miało się rozegrać w ciągu kilku najbliższych godzin.
Yuta zadbał o nastrój. Na parapecie palił się kominek, a roztopiony w nim wosk wypełnił pokój zapachem czekoladowych ciastek. W czasie, kiedy młodszy brał prysznic, Japończyk przygotował łóżko, popcorn i laptopa, na którym planowali obejrzeć kolejny tego dnia film. Po długiej debacie, stanęło na jakiejś disneyowskiej produkcji, bo Sicheng kategorycznie odmówił filmów grozy czy "tych obrzydliwych, brutalnych thrillerów". Tak więc pozostawało iść na ugodę.
Kiedy Chińczyk wszedł do pokoju, w bladorózowej piżame, którą dostał od Yuty na urodziny, ten leżał na łóżku przeglądając wiadomości w telefonie. Odłożył go dopiero, gdy młodszy usiadł mu na biodrach, ostentacyjnie domagając się jego uwagi.
- Myślałem, że się tam utopiłeś - mruknął tylko, rzucając komórkę na nocną szafkę.
Oparł dłoń na udzie chłopaka i jeszcze raz zatracił się w zachwycie nad tym, jak idealne było jego ciało i jak wspaniałe było móc napawać się jego bliskością w samotności.
- I nie ruszyłeś z pomocą? Tak ci właśnie na mnie zależy.
Yuta wziął sobie te słowa mocno do serca i urażony już zamierzał zaoponować, ale zauważył cień uśmiechu przebiegający przez twarz młodszego.
- Ty mały... - Zmarszczył nos, nie kończąc zdania i skinął głową na stojący obok łóżka komputer. - Oglądamy?
- A chcesz oglądać? - Sicheng odpowiedział pytaniem na pytanie, układając się wygodnie na starszym.
Przesunął nosem po szyi Japończyka, powodując, że ten zadrżał w sposób, którego nie dało się ukryć. Jego serce w jednej chwili gwałtownie przyspieszyło, co sprawiło, że gorący rumieniec oblał mu twarz. W którym momencie jego niewinny, czysty Sicheng stał się tak bezpruderyjny? Bo chyba nie istniał bardziej dosadny sposób na poinformowanie go, o zmianie planów na wieczór.
Yuta szybko pochwycił usta młodszego w dalekim od delikatnego pocałunku, odważnie wsuwając dłonie pod zwiewny materiał piżamy. Plecy chłopaka były nadal lekko wilgotne i ciepłe po gorącym prysznicu, a jego skóra nawet w najśmielszych fantazjach nie była tak gładka i miękka.
Ciche westchnienie brzmiało jak przyzwolenie, na które Japończyk czekał od naprawdę długiego czasu. Od razu ściągnął z młodszego koszulkę, niezdarnie przeciągając ją przez głowę wyraźnie speszonego Chińczyka.
- Nie patrz...
Półnagi Sicheng próbował jakoś się zasłaniać, zupełnie jakby pierwszy raz Yuta widział jego ciało. W sumie było w tym ziarno prawdy, bo z takiego bliska, w tak namacalnie intymnej chwili, nie znajdowali się nigdy wcześniej.
- Jak mam nie patrzeć? Jesteś taki piękny... - Choć te słowa wydawały się banalne, Yuta nie potrafił zdobyć się na nic więcej.
Na łokciach podciągnął się do siadu, żeby zamknąć w objęciach drobnego chłopaka. Gdyby tylko mógł, zostałby w tej pozycji już na zawsze, chłonąc jego bliskość, czując na ramieniu ciepły oddech, wsłuchając się w głośne bicie serca. Chciał smakować tę chwilę jak najdłużej, bo to właśnie o niej marzył, od kiedy pierwszy raz zobaczył Sichenga. Czyż los ich sobie nie zesłał, skoro tak szybko odnaleźli w sobie bratnie dusze?
Yuta musnął czule wargami smukłą szyję chłopaka, opuszkami palców sunąc po lekko zarysowanej talii. Czuł, jak drży od jego dotyku i wyobrażał sobie jak targa nim ekscytacja mieszana ze strachem. Niesamowite było oglądać z takiego bliska rzeczy, które do tej pory rozgrywały się jedynie w jego wyobraźni.
Sicheng pociągnął go lekko za włosy, jednocześnie wplatając w nie palce, żeby móc wpić się ponownie w usta Japończyka. Kiedy tylko wargi starszego rozchyliły się zachęcająco, śmiało wsunął w nie język. Jeknął gardłowo czując jak palce Yuty zaciskają się na jego udzie, a mimo wszystko nie przerwał pocałunku.
Yuta był pewien. Pewien, że Chińczyk czuje, jak jego ciało płonie z pożądania. Czuł, że rozpaczliwie go pragnie, ale podobnie jak on odwlekał tę chwilę. Być może powodem tego były wątpliwości, być może tak samo jak starszy potrzebował na długo zapisać ten dzień w swojej pamięci.
Yuta poczuł uścisk na swoim nadgarstku, kiedy próbował wsunąć palce za gumkę spodni Chińczyka. Sicheng odkleił się od jego ust, pozwalając, żeby jeszcze przez chwilę łączyła ich przypominająca o słodkim zapomnieniu strużka śliny.
Obaj zamarli w ciszy.
- Ja...
- W porządku. - Yuta uśmiechnął się lekko, czując nieprzyjemny skurcz w żołądku.
Sicheng zsunął się z kolan starszego i siedząc na brzegu łóżka naciągnął na siebie kołdrę, ze wstydem wpatrując się w swoje stopy.
- Przepraszam... - mruknął smętnie.
Jego policzki płonęły ciemnym rumieńcem, a wzrokiem wodził po podłodze, szukając czegokolwiek, na czym mógłby skupić uwagę.
Yuta zaśmiał się cicho, obejmując młodszego ramieniem i cmoknął go z pieszczotą w odsłonięte ramię.
- Pozwolisz mi? Nie zrobię nic, na co nie będziesz gotowy... - szepnął, dotykając wargami płatka ucha Chińczyka.
Nie doczekawszy żadnej odpowiedzi, powoli wsunął dłoń za gumkę bielizny młodszego, z uśmiechem patrząc jak ten kurczowo zaciska powieki, przygryzając dolną wargę.
Trochę mnie nie było,
ale nie śpijcie.
Widzę, że śpicie >:-(
CZYTASZ
Akademik | yuwin
FanfictionYuta kompletnie stracił zmysły, gdy poznał swojego nowego współlokatora. yuwin / collage!au / thriller / 18+ 170720~