#26

1.8K 363 96
                                    

Koniec zimowych ferii zbliżał się wielkimi krokami, w związku z czym Yuta i Sicheng większość czasu spędzali w pokoju, wylegując się w łóżku, oglądając filmy i opychając resztkami słodyczy, które Yuta przywiózł z Japonii.

Po powrocie z łaźni zgodnie ustalili, że będą na zmianę doglądać Kuna, który sprawiał wrażenie coraz bardziej przygnębionego i, ku uldze Japończyka, przestał nachodzić ich w akademiku, całkowicie zaszywając się w swojej niewielkiej kawalerce. Krótkie wizyty u przyjaciela miały na celu dopilnowanie, żeby zdrowo się odżywiał, dotrzymanie mu towarzystwa, a przede wszystkim robienie wszystkiego, żeby w jakikolwiek sposób przywrócić mu dobre samopoczucie.

- Wiesz, pomyślałem sobie dzisiaj... Co jeśli to depresja?

Sicheng wrócił właśnie od starszego i zdejmował buty w wąskim przedsionku. Uderzył nimi parę razy o wycieraczkę, chcąc pozbyć się nadmiaru błota, ale ostatecznie uznał, że nie miało to większego sensu i zostawił swoje brudne trepy przy wejściu, żeby nie denerwować Yuty bałaganem.

- Hmmm? - Yuta oparł się o framugę, pocierając stopą o wewnętrzną stronę łydki. - Nie mam pojęcia, to nie moja działka. - Wzruszył lekko ramionami przybierając bardzo sceptyczny wyraz twarzy.

Sicheng coraz częściej sugerował, że Kun nie zachowuje się normalnie, przeczuwając, że może być naprawę chory, a Japończyk za każdym razem próbował go uspokajać. Osobiście badał młodszego i nie stwierdził żadnych objawów, mogących potwierdzać, że cokolwiek mu dolega. Oczywiście nie był w stanie potwierdzić w ten sposób najnowszych podejrzeń Sichenga, ale z każdym kolejnym dniem coraz bardziej go irytowało drążenie tego tematu.

- Aspirujesz na lekarza, nie powinieneś mówić takich rzeczy... - Chińczyk zmarszczył lekko brwi i nadął policzki, dając tym samym znać o swoim niezadowoleniu z podejścia chłopaka do sprawy.

- Dobry boże, Sicheng. Jeśli cokolwiek wpędziło go w depresję to wiadomość o tym, że nie ma już szans, żeby cię zaliczyć. I przykro mi, ale jedyna możliwość wyleczenia go z tego to zerwanie ze mną. Także proszę bardzo, jeśli jesteś takim samarytaninem...

- Nie mów do mnie w ten sposób. - Sicheng przerwał mu tak ostro, że obaj wydali się równie zdziwieni tonem jego głosu.

Przez chwilę między obojgiem zapanowała pełna napięcia cisza, którą Chińczyk przerwał głośnym, zmęczonym westchnieniem.

- Tak ciężko jest cię kochać, Yuta. Naprawdę nic mi nie ułatwiasz - mruknął pod nosem i minął zaskoczonego Japończyka, rzucając się z rezygnacją na łóżko. - Żaden z twoich wybuchów złości i idiotycznej zazdrości nie sprawi, że zostawię przyjaciela w takiej sytuacji. Możesz się pieklić do woli, a ja i tak nie zmienię zdania. Chciałbym, żebyś nauczył się mnie wspierać, bo cholernie mi tego brakuje.

Bezpośrednie wyznanie Chińczyka sprawiło, że Yuta poczuł nieprzyjemny uścisk w żołądku. Nie miał pojęcia, że młodszy odbiera jego zachowanie w taki sposób. Zdawał sobie sprawę z tego, że zdarza mu się wpadać w skrajności, ale przecież za każdym razem miał na uwadzę tylko i wyłącznie dobro Sichenga. Jego i tym samym ich wspólne szczęście.

Wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi i usiadł obok Chińczyka, samemu ciężko wzdychając. Miał dziwną pustkę w głowie i zupełnie nie wiedział co ma mu teraz powiedzieć.

- Po prostu... Kocham cię i wiesz... Chcę dla ciebie dobrze. Serio.

Sicheng obrócił się nieco, żeby móc ułożyć głowę na udach spiętego chłopaka. Uśmiechnął się lekko, sprawiając, że rumieńce wkradły się na policzki obserwującego go chłopaka.

- Jak przyjechałem do Korei ostatnim, czego się spodziewałem było to, że zadurzę się w koledze z pokoju. W koleżance, to jeszcze byłoby okej. Zresztą mam mnóstwo ślicznych dziewczyn na roku... - zaczął obserwując jak Japończyk z każdą sekundą robi się coraz bardziej naburmuszony, nie będąc w stanie nawet tego ukryć. - To było takie krępujące, kiedy pan Nakamoto Yuta patrzył na mój tyłek. Bardzo niekomfortowe uczucie po przyjemnym prysznicu.

Ciało Yuty uderzyła gorąca falą wstydu, kiedy pod nosem próbował nieudolnie odeprzeć te zarzuty. Miał się za naprawdę dyskretnego obserwatora i fakt, że został zdemaskowany zostawił bolesną bliznę na jego szpiegowskim ja.

- A potem wymieniliśmy kilka uśmiechów i zamknąłeś mnie w ramionach i wreszcie poczułem się bezpiecznie, chociaż źle mi było przyznać to przed samym sobą. Nadal jest mi trochę ciężko, szczególnie, że jesteś paskudnym złośnikiem. Dobrze, że nadrabiasz tym głupim uśmiechem. - Pstryknął chłopaka w nos, śmiejąc się cicho z ciemnych plam, które pojawiły się na jego szyi i twarzy.

Yuta nie umiał ukryć wstydu, nawet jeśli zachowywał ten niewzruszony wyraz twarzy. Czasem Sicheng się zastanawiał, czy chłopak zdaje sobie sprawę, że można z niego czytać jak z otwartej księgi.

- Nie chcę, żebyś się męczył dla mojej zachcianki. Sam jutro odwiedzę Kuna. Zamówiłem ciastka w cukierni, na pewno poprawią mu nastrój.

- Takie ładne wyznania zakończone takim brzydkim tematem. - Yuta teatralne przewrócił oczyma i zmierzwił włosy młodszego chłopaka, który akurat podciągnął mu koszulkę, żeby z pieszczotą cmoknąć go w brzuch.

- Nie narzekaj. Chcę zjeść pizzę i do końca dnia nie ruszać się z łóżka. A przed snem pójdziesz zrobić mi kakao. - Starał się znów brzmieć zdecydowanie, ale zamiast tego z ust wyleciał mu tylko półprzytomny bełkot.

Sicheng sam był tym wszystkim zmęczony. Jeśli Yuta nie zauważył tego wcześniej, to teraz wyraźnie dostrzegł zaspane spojrzenie chłopaka, który dzielił swoje życie między naukę, pracę, opiekę nad chorym przyjacielem i znoszenie humorków swojego atencyjnego partnera. Jeszcze raz pogładził go po włosach, nagle pojmując, że Chińczyk poświęca mu każdą wolną minutę swojego czasu. I chociaż czasem ich jedyną okazją do nacieszenia się sobą było parę godzin snu, powinien potrafić to docenić.

Przez chwilę mocno pożałował tego, co zrobił. Przez głowę przebiegły mu hisetryczne myśli, a ciało ogarnęła paraliżująca panika. Ale nie mógł już cofnąć czasu.

- Zamów pizzę. Chcę być dzisiaj już tylko z tobą...

Ciepły policzek Sichenga wtulony w jego brzuch podziałał jak gaśnica na rozpalone do czerwoności nerwy. Wciągnął głęboko powietrze, patrząc z góry na przysypiającego mu na nogach. Pogrążona w błogim spokoju twarz ukochanego była widokiem, którym nie umiał się nasycić.

Nie powinien mieć wątpliwości. Szczęście Sichenga było warte wszelkich poświęceń.

Jak widzę ile Was tu przybywa
z każdym dniem, to jestem wzruszona ;; Wiecie czego tak bardzo żałuje Yuta? Ja wiem. 🙄

Akademik | yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz