#20

2K 416 145
                                    

Sesja zimowa była naprawdę ciężka i zarówno Sicheng, jak i Yuta, czekając na wyniki egzaminów, naprzemian rozładowywali swój stres na sobie nawzajem.

Głównym powodem ich kłótni było oczywiście zbyt częste przebywanie Kuna w ich towarzystwie, co doprowadzało Japończyka do prawdziwej furii. Wciąż starał się przekonać młodszego, że nie jest to dla niego odpowiednie towarzystwo, chociaż nie potrafił udzielić mu jednoznacznej odpowiedzi spytany dlaczego. Sicheng, wykończony egzaminami i pracą, miał serdecznie dość wysłuchiwania niepopartych sensownymi argumentami zarzutów Yuty, w efekcie czego wspólny czas spędzali głównie milcząc, a Chińczyk uciekał do pracy, biorąc nadgodziny, żeby jak najmniej czasu spędzać w domu. Byli zbyt zmęczeni i przytłoczeni ponurą rzeczywistością, żeby zauważyć, jak ich relacje ochładzają się z dnia na dzień.

Yuta potrzebował kilku wyjątkowo samotnych wieczorów, żeby zrozumieć, że skupiając się na walce z Kunem prawie wypuścił Sichenga z rąk. Nie to miał przecież na celu. Znudzony, wsłuchając się w panującą w pokoju ciszę, zrozumiał jak okropną głupotę popełnił, chcąc za wszelką cenę przekonać Chińczyka do swojej racji. Niestety było jeszcze za wcześnie, żeby zdradzić mu całą prawdę. Pozostało liczyć, że jego cierpliwość zostanie wynagrodzona...

Niewiele myśląc wciągnął na siebie pierwsze z brzegu ubrania, przed wyjściem dokładnie owijając szyję ciepłym szalikiem. Nawet jeśli zaczęło się już powoli ocieplać, lepiej nie ryzykować jakiegoś paskudnego przeziębienia.

Po drodze do knajpki, w której pracował Sicheng, wstąpił do kwiaciarni, gdzie kupił niewielki bukiecik świeżo ściętych kwiatów. Nie obchodziło go, co pomyśli o tym pan Yamamoto, dopóki miało pomoc obudować jego nadszarpnięty w oczach Chińczyka wizerunek.

Niewielki dzwoneczek jak zawsze obwieścił jego wejście do lokalu, ale widok jaki tam zastał, wcale go nie ucieszył.

Kun siedział przy jego ulubionym stoliku, chwytając pałeczkami kawałek sushi, który po chwili wylądował w jego ustach. To chyba był jakiś pieprzony żart, bo jak to nazwać inaczej?

- Konbanwa. - Starszy mężczyzna ukłonił mu się nisko, z lekkim uśmiechem zapraszając Yutę do stolika. - Zaraz zamykamy, ale przyłącz się proszę. Na koszt firmy, dla mojego ulubionego klienta.

Normalnie Japończyk pewnie by się zaśmiał, ale okoliczności pozostawiały tę sytuację zbyt napiętą. Oblizując spierzchnięte wargi usiadł naprzeciwko Kuna, który nie spuszczał z niego nieco zblazowanego wzroku. Na pierwszy rzut oka można było powiedzieć, że chłopak był wykończony.

- Co tam? - Lakonicznym pytaniem próbował rozpocząć rozmowę, ale jego rozmówca wydawał się na to równie chętny, co on sam.

Odpowiedziało mu wzruszenie ramionami.

- Przyszedłem odwiedzić Sichenga w pracy, pomyślałem, że odprowadzę go do domu. Poza tym mają tu najlepsze japońskie jedzenie w mieście.

Co ty nie powiesz.

- Fakt. Też lubię tu przychodzić. Ale jeśli siedzisz tu ze zmartwień o Winko, to możesz iść do domu, zostawisz go w dobrych rękach.

- Myślę, że Kun może iść z nami. To chyba nie problem? - Sicheng stanął nad nimi z półmiskiem sushi, który niechętnie postawił przed Japończykiem.

Czujnym wzrokiem powiódł od jego twarzy, aż do dłoni, w której chłopak wciąż ściskał kwiaty i mimo widocznej, wewnętrznej walki, wreszcie przybrał mniej srogi wyraz twarzy.

- Nie wytrzymam z wami... Jest dużo wasabi, tak jak lubisz. Zaraz przyniosę wodę - westchnął ciężko, mijając się w drzwiach kuchni z panem Yamamoto, który przysiadł się do stolika.

- Smacznego chłopcy. Mam nadzieję, że Sicheng przyniósł to bez sezamu.

- Proszę się tak nie martwić. - Yuta starał się przynajmniej udawać, że humor go nie opuszcza.

- Ostatnio ludzie są tacy roztargnieni. Byliśmy z żoną w restauracji i podali mi rybę z orzechami, mimo, że wyraźnie zaznaczyłem, że jestem uczulony. Jeszcze wykłócali się, że to ja wprowadziłem kelnerkę w błąd - mruknął oburzony, z każdej strony przyglądając się kawałkom sushi.

Yuta uśmiechnął się lekko. Starsi ludzie musieli sobie czasem ponarzekać.

- Sicheng też chodzi jakiś nieprzytomny ostatnio. Wczoraj pomylił zamówienia na wynos i dostawca wszystko zwrócił. Same problemy z tym chłopakiem.

- Wie pan... Egzaminy i w ogóle. Ostatnio miał dużo na głowie. - Kun od razu stanął w obronie młodszego, a Yuta leniwie obracał w pałeczkach kawałek hosomaki.

- Egzaminy egzaminami, a w pracy trzeba dawać z siebie zawsze dwieście procent normy. Mam nadzieję, że dzieciak szybko wróci do siebie, bo zaczynam tracić do niego cierpliwość. Gdyby nie sentyment to dawno bym go kimś zastąpił.

Ciekawe kim. Yuta skrzywił się lekko. Przecież zanim Sicheng się tu zatrudnił ten stary cep musiał robić wszystko sam. Nie mógł mu okazać chociaż odrobiny empatii?

- Wróci, wróci. Jak się skończyła sytuacja z tą rybą? - wymamrotał z pełnymi ustami, żeby jak najszybciej zmienić temat i oszczędzić słuchania tych przykrości Sichengowi, który właśnie do nich dołączył, niosąc szklanki i dzbanek z wodą.

Na szczęście strategia poskutkowała i mężczyzna zamiast narzekać na Chińczyka, wrócił do komentowania niekompetencji młodych pracowników renomowanej restauracji.

***

Kaszel Kuna wydawał się tego dnia naprawdę ostry, co wyraźnie zmartwiło Sichenga, który poklepał przyjaciela po plecach.

- Nie przejmuj się. Myślę, że jest po prostu trochę zazdrosny. Chwilami nawet się dogadujecie!

Młodszy Chińczyk starał się wytłumaczyć chłopakowi, że czysta nienawiść to trochę zbyt przesadne określenie uczuć Yuty względem jego osoby. Nawet jeśli bardzo chciał, nie potrafił zmusić tej dwójki do w miarę pokojowej współegzystencji.

Kun znów dostał gwałtownego napadu kaszlu, w momencie, w którym Yuta wrócił z łazienki. Sicheng złapał podirytowane spojrzenie Japończyka i szybko zganił go spojrzeniem, oklepując plecy przyjaciela.

- Trzymaj, bo się udusisz. - Yuta westchnął ciężko, rzucając im niewielki, mały przedmiot.

- Skąd to masz?! - Kun złapał swój inhalator w locie, wyraźnie zdenerwowany. - Jeśli uważasz, że zabieranie mi...

- Przestań jazgotać, Boże. - Japończyk ostentacyjnie włożył palce w uszy, żeby nie musieć go dłużej słuchać. - Mogłem to zostawić w restauracji i pozwolić, żebyś się udusił.

Kun ściągnął wargi w wąska linię, zawstydzony tym, o co właśnie posądził starszego. Szybko wciągnął w płuca dawkę leku i odetchnął z ulgą.

- Dzięki - wydusił, czując na sobie naglące spojrzenie Sichenga.

- Ależ nie ma za co. - Promienny uśmiech pojawił się na twarzy Yuty.

Sicheng szybko zaproponował, żeby coś obejrzeli zanim Kun będzie musiał iść i żaden z nich nie wniósł najmniejszego sprzeciwu. Młodszy Chińczyk jeszcze przez chwilę obserwował swojego chłopaka, ale ten wydawał się całkiem spokojny. Złapał go za rękę, gdy siedzieli już razem przed laptopem, a Yuta delikatnie ścisnął jego dłoń.

Gdyby tylko Sicheng mógł poczuć, jak szybko biło serce Japończyka, kiedy zaczął wprowadzać w życie swój misterny plan.


Akademik | yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz