R.18

25 10 0
                                    

Późnym wieczorem przyjaciele opuścili karczmę i udali się w kierunku małej pobliskiej górniczej wioski. Po około godzinie drogi znaleźli się na skraju kanionu na którego dnie znajdowała się kopalnia i wioska. Powoli i ostrożnie zeszli wąską ścieżką w dół. Gdy tylko dotarli do wioski szybko schowali się za jednym z domów.
- Słyszycie to?
Zapytała niepewnie Lucy
- Tak.
- Zdaje się że to z kopalni... ale o tej godzinie nikt nie powinien już pracować.
- Pójdę to sprawdzić a wy zostańcie tutaj, na wszelki wypadek.
Lucy prześlizgnęła się do kopalni. Szła ostrożnie, uważając na każdy krok. Z każdą chwilą slyszala wyraźniej charakterystyczny dźwięk kilofa uderzającego w kamień oraz jęczenia górników. Po kilku minutach drogi tunelem dotarła do wielkiej sali pełnej złóż węgla, żelaza i złota. Udało się jej spostrzec około 10 górników i jeszcze 3 mężczyzn ubranych w czerwono czarne szaty z białym symbolem wiru na prawym ramieniu. Gdy tylko któryś z górników przestał kopać jeden z mężczyzn podchodził do niego i uderzał z całych sił batem. W tym momęcie Lucy nie wytrzymała nie mogła patrzeć na krzywdę bezbronnych ludzi. Wiedziała że powina wrócić do Omena i Yuta i zdać swego rodzaju raport, ale nie była w stanie zostawić tych ludzi nawet na taki krótki momęt...
- Hej wy zostawcie ich!
Lucy zeskoczyła do sali.
- He? Kim ty do cholery jesteś?!
- Nie odpowiadasz? Zgrywamy twardą, co? Haha brać ją chłopaki.
Mężczyźni rzucili się na dziewczynę, Lucy z łatwością zrobiła unik wybijając się w powietrze a następnie londując zgrabnie na drugim końcu sali.
- Teraz moja kolej..
Lucy położyła dłonie na ziemi i skierowała cała moc w palce. Nagle spod ziemi wyłoniły się trzy wielkie korzenie które oplątały ciała mężczyzn po czym wciągły ich pod ziemię. Wszyscy górnicy nie wiedzieli co się właśnie stało. Stali koło siebie i trzęśli się ze strachu.
- Spokojnie nic wam nie zrobie...
- Kim... kim jesteś?
- Jestem magiem. Nazywam się Lucy i jestem tu żeby wam pomóc.
- Pomóc?
- Tak, razem z przyjaciółmi przybyliśmy żeby uratować was z tyrani tych ludzi.
- Uratować? Nas? Dla nas nie ma ratunku...
- Nie rozumiem, oczym mówisz.
- Widzisz moje dziecko - odezwał się stary mężczyzna stojący styłu - Od wybuchu wojny nasza wioska stała się narażona na ataki bandytów, zawsze sobie z nimi jakoś radziliśmy prędzej czy później. Ale z tymi ludźmi jest innaczej...
- Wybuchu wojny? O czym ty mówisz? I co jest z tymi ludźmi?
- Jak to nie wiesz o wojnie? Gdzieś ty była przez ostnie półtora roku? Celalya jest w stanie wojenym z państwem Rei.
- Rei? Ale przecierz Król podpisał z nimi traktat pokojowy.
- Owszem obowiązywał on przez jakieś sześć miesięcy. Potem nas zaatakowali..
- Jak to zaatakowali?
- Aby nawiązać sojusz Król rozwiązał szeregi Zakonu. Co bardzo nas osłabiło, ludzie z Rei to wykorzystali i zaatakowali nas łamiąc pokój.Ludzie plotkują że to był ich plan od początku. Cudem udało nam się wytrzymać ten rok i odbierać większość ich ataków.
- To okropne... co teraz z nami będzie...
- Obawiam się że nic dobrego a co do tych ludzi. Przybyli oni od strony granicy z Rei. I są bardzo nie bezpiecznie a szczególnie ich szef...
- Słyszałam o nim. Ale nie bójcie się pomożemy wam. Obiecuję, a teraz wybaczcie musze wracać do przyjaciół. Odpocznijcie tu troche.
- Dziękuję ci dziecko. Ale pamiętaj ten człowiek nie jest byle kim uważajcie na siebie.
- O nas sie nie martwcie!
Lucy wybiegła z kopalni.
- W końcu...
- Omen co tu się...
- Zauważyli nas. Yuto ruszył za trójka która zdążyła uciec, najprawdopodobniej jest tam też ich szef. Musimy biec za nim.
Lucy kiwnęła głową. Oboje ruszyli co sił w nogach w pogoń.
- Omen, a tak właściwie skąd wiesz w którą stronę mamy biec?
- Gwiazdy.
- Gwiazdy?
- Tak wskazują mi drogę. Widzisz przez ten rok zostałem Władca Gwiazd.
- Niesamowite! Dlaczego wcześniej o tym jie powiedziałeś?
- Przecierz pisałem wam w listach...
- Nie możliwe zapamiętał bym.
- Może ci gdzieś umknęło.
Twarz Lucy nagle spoważniała.
- Mam do ciebie pytanie.
- Hm?
- Dlaczego nam nie powiedziałeś że w kraju jest wojna?
- Co? Skąd o tym wiesz?
- Od górników wszyskto mi o niej powiedzieli. Więc, dalczego?
- Chciałem wam powiedzieć ale później.
- Dlaczego nie powiedziałeś nam odrazu?! Zamiast wykonywać zadania ruszyli byśmy na front!
- Właśnie dlatego nie chciałem żebyście wiedzieli. Nie możemy ruszyć na front.
- Co niby dlaczego?!
- Daj mi skończyć, nie możemy ruszyć na front. Przynajmiej nie w tym momęcie. Gdybyśmy teraz ruszyli wszystko poszło by na marne.
- Co masz na myśli?
- Opowiem ci potem. Musimy przyspieszyć bo ich nie dogonimy.
Omen i Lucy biegli co sił w nogach żeby dogonić Yuta i trójkę bandytów. Po około 10 minutach udało im się dogonić przyjaciela, który zachowywał się jakby nie koniecznie mu się śpieszyło.
- Yuto!
- Omen, Lucy w końcu jesteście.
- Dlaczego idziesz zamiast biec?
- Ci ludzie przed nami, oni nawet nie próbują mnie zgubić. Po prostu idą jakby nigdy nic...

W tym samym czasie...

- Szefie...
- Wiem, spodziewałem się że w końcu przyjdzie dla niego wsparcie.
- W takim razie co robimy?
- Musimy jak najszybciej dotrzeć do Stolicy, nie mam czasu się z nimi bawić...
- Czyli uciekamy?
W tym momęcie mężczyzna w czarnym ubraniu z brazowymi wykonczeniami staną w miejscu i odwrócił się w stronę podwładnego.
- Ja nigdy nie uciekam, nazwijmy to odwrotem. W tym momęcie powrót do Stolicy jest najważniejszy.

------------------------

- Przyśpieszyli?
- Próbują nas zgubić.
- W takim razie trzeba dotrzymać im towarzystwa.
Cała trójka ruszyła w bieg. Przeciwnicy migali im tylko w odali przed oczami znikając co jakiś czas za drzewami.

--------

- Uparci są... Ter zajmij się nimi.
- Tak jest szefie!

--------

- Jeden z nich się zatrzymał?
Wsyscy na raz zatrzymali się w miejscu. Przed nimi stal mężczyzna w  długiej czarnej szacie.
- Uparte z was dzieciaki... ale tu kończy się wasz pościg.
- Jeżeli się nim zajmiemy reszta nam ucieknie!
- Idzcie. Ja się nim zajme...
- Jesteś pewna Lucy?
- Tak, idzcie.
Omen i Yuto wyskoczyli w powietrze.
- O nie, nie uciekniecie mi!
Mężczyzna odwrócił się w kierunku chłopaków i sięgnął ręką po zwój znajdujący się na jego plecach. Zdawalo się że już ma zaatakować kiedy spod ziemi wyłoniły się ogromne korzenie, uniemożliwiając mu atak.
- Powiedziałam, to ja będę twoim przeciwnikiem...

CelalyaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz