Perspektywa Shiro
Dzielnica Biedoty (zachód)Gdy tylko chłopak znalazł się na bezpiecznej odległości. Shiro przystąpił do ataku. Jednak Flejmia topiła jego ataki jeden za drugim.
- Zastanawia mnie dlaczego to akurat ciebie tu przysłali. Twój nędzny lód nie ma najmniejszych szans z moim ogniem.
Shiro nie zwracał uwagi na docinki kobiety. Chociaż sam zastanawiał się nad tym faktem dlaczego akurat on a nie Mikleo został wysłany właśnie do tej walki. Nie miał czasu jednak na długie rozmyślenia, musiał atakować wszystkim co miał mimo to musiał również atakować z wielką rozwagą oszczędzając swoją energię. Shiro zachowywał ciągłą czujność pomimo, że Flejmia stała w miejscu i nie wyglądała jakby miał przypuścić jakiś atak.
- Zrobisz coś w końcu? - kobieta spojrzała z oburzeniem na chłopaka - Na wielkiego Dera ależ ty nudny. Zero zabawy...
Mówiąc to kobieta ruszyła powolnym tempem w jego kierunku. Shiro poczuł jak jego ciało dopada nieznana do tąd siła. Uczucie które go przeszyło, nigdy do tej pory nie czuł czegoś takiego. Strach w połączeniu z poczuciem bezradności i jeszcze ten paraliż który ogarnął całe jego ciało.
- Widzę, że powoli odczuwasz skutki. - usta kobiety złożyły się w dziwny grymas - Masz jedyna i niepowtarzalną okazję aby poznać drugą stronę mojej magi.
Chłopak z trudem podniósł głowę i spojrzał na kobietę.
- Co to za wzrok? Wasz wywiad nie powiedział ci ze specjalnością mojej ognistej magi jest duchowe spętanie?
Shiro poczuł jak jego zmysły stają się coraz słabsze. Obraz Flejmi stawał się rozmyty, jej słowa coraz mniej zrozumiałe... Jedyne co funkcjonowało bez szwanku to jego umysł. Ten świetnie radził sobie z dostarczaniem negatywnych emocji oraz poczucia rychłej śmierci. Shiro czuł z coraz większą siłą osłabienie. W końcu padł na ziemię nieprzytomny.
- To ma być magia lodu? Już moja antymagiczna babcia lepiej to robiła!
- Ale ja...
Młody pięcioletni chłopak spojrzał w górę w na twarz stojącego nad nim mężczyzny.
- Znowu beczysz?
- Prze...przepraszam...
- Nie przepraszaj. STAŃ SIĘ LEPSZY!
Mężczyzna odwrócił się i ruszył w kierunku ledwo widocznej w oddali małej wioski.
- Tak... tak jest.
Chłopczyk otarł rękawami łzy z oczu i przystąpił ponownie do próby tkania lodu.
- Czy to ja? - Shiro spojrzał na młodego chłopca a następnie na odchodzącego mężczyznę - Ale kim jest ten mężczyzna? Co to wszystko ma znaczyć?
- Jak było na treningu kochanie?
- Tak jak zwykle...
Chłopak poczuł jak jego dziecięca wersja przez niego "przenika".
- Chwila co tu się stało?
- Oj na pewno nie mogło ci pójść tak źle.
- Poszło mu jeszcze gorzej, dzisiaj nawet nie stworzył lodu.
- Ale.. bardzo się starałem...
- To jest najważniejsze synku. W końcu ci się uda.
Kobieta pocałowała chłopca w głowę.
- Staraniami nie ochronisz wioski. Tu są potrzebne umiejętności.
- Toryg...
Kobieta spojrzała na mężczyznę siadającego do stołu. Ten odpowiedział jej milczącym spojrzeniem.
- Shiro, idź umyj ręce i siadaj do stołu.
- Dobrze mamo.
- Mamo? Kim jest ta kobieta, i dlaczego nazwałem ją matką?
Nagle do uszu chłopaka dotarł dźwięk wybuchu.
- Co się dzieje?
Shiro wybiegł przed dom.
- Wioska....
Zaraz za nim wybiegł z domu Toryg.
- Lio zabierz Shiro i schowajcie się.
- Co się stało?
- Północne Plemie...
Po tych słowach mężczyzna pobiegł do centrum wioski gdzie duża część budynków stała już w płomieniach.
- Shiro zostań tu. Schowaj się gdzieś. Jeżeli usłyszysz kogokolwiek w domu natychmiast uciekaj tylnim wyjściem. Biegnij co sił w nogach i nie oglądaj się. Rozumiesz?
- Tak, co się dzieje mamo?
Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i ponownie pocałowała syna w głowę.
- Kocham cie.Po tych słowach kobieta również ruszyła do wioski. Z oczu chłopaka mimowolnie zaczęły lecieć łzy. Stracił przytomność, widział tylko jedynie obrazy ginących ludzi, spalonych domów, uciekającego siebie a potem odczuwał pustkę, zimną, ciemną pustkę. Czuł jakby szedł tunelem bez końca. Nagle zobaczył małe światełko. Zaczął biec w jego kierunku co sił w nogach. Gdy w końcu światło było w jego zasięgu chłopak wyciągnął w jego kierunku rękę a to rozjaśniło cały korytarz. Shiro obudził się na chodniku w dzielnicy biedoty. Dokładnie w tym samym miejscu w którym stracił przytomność. Ostatni obraz jaki miał w głowie to uśmiechający się Toryg oraz Lio. Z jego oczu dalej lały się strumienie łez.
- Wyrwałeś się? Ale jak?!
Kobieta z pewnego chodu zaczęła stawiać nie pewne kroki w tył. Shiro podniósł się powoli z ziemi i otarł łzy.
- To... To niemożliwe! Powinieneś tkwić w swoich najboleśniejszych wspomnieniach!
- Wspomnieniach? Chcesz powiedzieć, że to wszystko co widziałem było prawdziwe?
- Oczywiście, że tak! Ale to nie możliwe, ty nie możesz. To niemożliwe!
Kobieta zrobiła duży krok w tył, w jednym momencie jeden z jej obcasów pękł a ona padła na ziemię uderzając głową w gruzy zniszczonego budynku. W tej samej chwili wszyscy "ludzie" chodzący po dzielnicy biedoty zniknęli. Shiro stał jak wmurowany, nie wiedział co się właśnie stało. Czy Flejmia zginęła? Podszedł do jej ciała i sprawdził puls. Ten był nie wyczuwalny. Chłopak miał duży mętlik w głowie, wspomnienia z dzieciństwa których nigdy wcześniej nie posiadał oraz jakże żenująca śmierć jego rywalki. Jednak chłopak wiedział, że jego priorytetem jest zdanie raportu. Nie myśląc długo ruszył wolnym tempem w stronę głównej bramy gdzie wszyscy mieli się spotkać po wygraniu swych walk.
Gdy Shiro przekroczył próg bramy i wszedł do małego obozu spostrzegł, że wszyscy jego towarzysze już tu są. Oznaczało to, że jako ostatni dotarł na miejsce i jego "potyczka" trwała najdłużej.
- Shiro!
Chłopak poczuł tylko jak ktoś mocno przytula go od tyłu. Gdy uścisk stracił na sile Shiro odwrócił się i zobaczył uśmiechniętą i zapłakaną Ame.
- Ame.
Jego usta ułożyły się w uśmiech, po czym tym razem to on przytulił dziewczynę z całej siły.
- Tak się cieszę, że wróciłeś. Gdy tylko dotarł tu ten chłopiec Fres chciałam ci ruszyć z pomocą. Niestety rannych było zbyt dużo, nie mogłam ich zostawić...
- Już spokojnie, jak widzisz jestem cały i zdrowy. A co z tym chłopcem, nic mu nie jest?
- Wszystko ze mną dobrze.
Shiro usłyszał za sobą cichy głosik. Fres stał tuż za nim.
- To prawda, co prawda ma kilka zadrapań, ale to nic poważnego.
- Ja.. ja chciałem panu bardzo podziękować.
- Nie ma za co młody.
Shiro poczochrał chłopca po głowie.
- Ależ jest, gdy nie pan, ta wredna pani pewnie zabiła by i mnie. A pan uratował mi życie! I uratował pan tych wszytskich których ona zabiła. Jest pan Bohaterem!
Chłopiec przytulił się w pasie do Shiro, który poczuł lekkie zawstydzenie. Jednak z tego stanu wyrwał go znajomy głos dochodzący z głębi namiotu.
- Musimy tam iść!
- Omen spokojnie na pewno nic im nie jest.
- Anne gdyby nic im nie było już dawno by się tutaj zjawili!
- Uspokójcie się oboje! Omen w tej chwili wracaj do łóżka musisz odpoczywać. Ty tak samo Anne.
- Ame ale ty nie rozumiesz im na pewno potrzebna jest pomoc, a ci twoi zwiadowcy nie wracają!
- Powiedziałam wracaj do łóżka. Poczekamy na powrót zwiadowców wtedy podejmiemy działanie.
W tym samym momencie do namiotu wbiegł mężczyzna ubrany w skórzaną zbroję.
- Panienko Ame, odnaleźliśmy ich.
- No na reszcie! Ile można czekać!
- Omen uspokój się. A ty zdaj raport.
- Znaleźliśmy Panicza Yuto i Panienkę Lucy nieprzytomnych w wielkim kraterze. Napastnika nigdzie ni było. Zabezpieczyliśmy teren i od razu przystąpiliśmy do pomocy. Paniczowi nic się nie stało, na jego nie widać nawet najmniejszego zadrapania i wszystkie funkcje życiowe są w porządku. Panienka natomiast...
- Coś stało się Lucy?? Gadaj szybko!
- Cóż Panienka była na wylot przebita ogromną skałą...
Wszyscy w pomieszczeniu zbledli.
- ... Jednakże wszystkie funkcje życiowe są kompletne.
- Co masz na myśli?
- Nie wiem jakim cudem, ale Panienka Lucy wciąż żyje.
- Trzeba tam wysłać najlepszy odział medyczny, natychmiast.
- Tak jest!
Mężczyzna w pośpiechu opuścił namiot mijając w wejściu kulejącą Hisko.
- Chodźcie Generał Gis będzie przemawiał.
Wszyscy zebrali się i ruszyli za Hisko, dotarli do malutkiej prowizorycznie zbudowanej z kilku palet sceny.
- Drodzy przyjaciele. Zgodnie z doniesieniami z frontu udało nam się odeprzeć w roga w niektórych miejscach. Udało nam się również ochronić naszą Stolicę! Jest to powód do wielkiego świętowania. Jednak, nie mamy na to czasu. Wróg dalej naciera i wojna trwa nadal. Wielu naszych jaki i wrogów poległo i zapewne wielu jeszcze polegnie. Nie wolno nam się jednak poddawać! Musimy stawić czoła naszemu najeźdźcy czoła. Jak również wiecie nie możemy osiągnąć tego celu i odbudować naszego państwa bez Króla. Niestety nasz władca jest martwy. Dlatego pragnę wam przedstawić mojego kandydata na ten tytuł. Jest to człowiek, który swą wiarą postawił wojska do pionu. Były Wielki Mistrz oraz mój serdeczny przyjaciel. HRABIA JULIUSZ DE REGHT!
- Witajcie moi drodzy! Niestety z powodu panujących obecnie stanów rzeczy nie możemy sobie pozwolić na demokratyczne wybory. Dlatego ja pragnę objąć stanowisko Tymczasowego Króla Celaly do momentu w, którym takowe wybory będą możliwe. Zapewne nie wszystkim z was się to spodoba. Jednak obiecuje wam, dołożę wszelkich starań aby odbudować całe nasze państwo silniejszym! ZA CELALYE!!
- ZA CELALYE!Wiatr poniósł te słowa wypowiedziane przez setki osób, zwiastując nadejście wielkiej regularnej bitwy oraz nowego początku dla wszystkich mieszkańców Celaly. Tworząc tym samym nową historię, którą kiedyś będą wspominać pokolenia.....
![](https://img.wattpad.com/cover/89764048-288-k732432.jpg)
CZYTASZ
Celalya
AdventureMłody chłopak podąża za swoim marzeniem aby zostać potężnym Łowcą jak jego zmarła matka. Po przekonaniu ojca a następnie zdaniu egzaminu nasz bohater powraca do domu wraz z nowo poznany przyjacielem, tam też zaczyna objawiać się "choroba" jego noweg...