Rozdział 8.

2K 227 114
                                    

- Samotności.

Zaskoczony, poczułem nagle jak moje serce zaczyna uderzać niezwykle mocno. Bo Jungkook powiedział coś, co już dawno było ukryte głęboko w moich myślach. Nie chciałem przyznać sam przed sobą, ale miał rację. 

Szatyn patrzył na mnie bardzo długo, a gdy pochylił się żeby złapać moją rękę w swoją, cofnąłem się do tyłu. Nie mogłem już dłużej ciągnąć tej gry. Stawała się coraz bardziej niebezpieczna. 

- Może...wracajmy już.- powiedziałem, starając się brzmieć zwyczajnie.- Jestem głodny.

Jungkook skinął głową, a potem ruszył za mną. Wahałem się czy to co robię jest właściwe, ale nie mogłem dłużej go zwodzić. Musiałem dać mu jasno do zrozumienia, że nigdy mi się nie podobał. A ja nigdy nie byłem gejem. Ale to może zaczekać do jutra.

***

W drodze powrotnej byłem w tak paskudnym nastroju, że nawet piękna pogoda nie była w stanie mnie pocieszyć. Zastanawiałem się co mi się tak nagle stało. Dlaczego zaczynałem myśleć o tak niepoważnych rzeczach? To wszystko wina tego chłopaka. To przez niego taki się stałem.

Jungkook nic nie mówił gdy zaparkowałem motocykl tuż przed jakimś barem. Spojrzałem na chłopaka, a gdy spotkał się ze mną wzrokiem, oznajmiłem:

- Chodź ze mną, postawię ci obiad.

Szatyn uśmiechnął się, lekko rumieniąc. Posłusznie poszedł moimi śladami, a gdy weszliśmy do środka, znalazłem przytulne miejsce w rogu i spojrzałem na kartę dań.

- Na co masz ochotę? - zapytałem, aby przerwać tą długą ciszę jaka zapanowała między nami.- Może być pizza?

Jungkook zgodził się szybkim skinięciem, a potem poprosił jeszcze o sok pomarańczowy. Zachodziłem w głowę czy on w ogóle pije alkohol, ale sądząc po jego zachowaniu to pewnie nie.

- Brałeś swoje witaminy? - zapytałem nagle, karcąc się w myślach. Co mnie to w ogóle obchodziło?

- Zapomniałem.- wyznał, sięgając do plecaka w poszukiwaniu niebieskiej tabletki. Łyknął ją pospiesznie, patrząc na mnie trochę onieśmielony.- Dziękuję, hyung.

Poczułem jakieś drgnięcie w sercu, ale skutecznie to zignorowałem. Nie potrzebowałem martwić się nieistotnymi rzeczami.

Gdy kelnerka przyniosła zamówienie, skupiłem się na jedzeniu. Byłem niemal pewny, że jutro ta cała farsa dobiegnie końca. Nie chciałem już się czuć w ten sposób. Po prostu...byłem jakiś inny. Jakbym się zaczął zmieniać w kogoś zupełnie przeciwnego. A przecież musiałem pozostać sobą.

Ukradkiem patrzyłem na jedzącego Jungkooka, ale tym razem zachowywał się kulturalnie. Nie spodziewałem się, że ktoś w jego wieku nie potrafi przykładnie jeść, dlatego wolałem kontrolować jego poczynania. Czasem było mi wstyd, że w ogóle się z nim zadaję.

Chłopak popatrzył na mnie z lekkim rumieńcem, a potem chwycił szklankę i wypił trochę soku. Czułem, że coś się zaraz stanie.

Nie pomyliłem się, a gdy szatyn nagle zaczął kaszleć, poszukałem chusteczek. Czułem lekkie poirytowanie. Gdybym mu wygarnął jak się zachowuje to może dałby mi spokój.

- Jungkookie, wytrzyj się.- podałem mu chusteczkę, patrząc jak sok ścieka po jego koszulce. Doprawdy, żałosne.- Może idź to łazienki? - zaproponowałem spokojnie, wskazując jego ubrudzone ubranie.

Chłopak popatrzył po sobie, kiwając głową. Wstał nieporadnie i ruszył w kierunku toalet. Odetchnąłem gdy tylko zniknął z pola mojego widzenia.

DNA/ love yourselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz