Rozdział 25.

1.7K 167 13
                                    

Las był cichy i bardzo ciemny. Mimo to, doskonale widziałem twarz Jungkooka tak blisko swojej własnej. Chłopak oparł się o drzewo, co chwilę przymykając i otwierając oczy, zupełnie jakby coś go bolało. Pochyliłem się w jego stronę, opierając rękoma o korę drzewa. 

Szatyn popatrzył na mnie z szerokim uśmiechem na ustach, a następnie zachęcająco wyciągnął ku mnie ramiona. Bez zbędnych słów zacząłem go całować.

Gdy tylko poczułem jego wilgotne i miękkie usta na swoich, odczułem silny dreszcz na skórze. Otworzyłem oczy, patrząc na ciemne rzęsy chłopaka oraz jego rumieńce na policzkach. Potem odsunąłem się, aby spojrzeć w jego zamglone oczy, a gdy uchwycił się mojego karku, przygryzłem jego wargę, co jakiś czas delikatnie pocierając ją językiem.

Jungkook jęknął cicho, ściśle do mnie przylegając. Wyczułem jego kształtne ciało przez materiał ubrania, a gdy wsunąłem dłoń pod jego bluzę, szatyn przysunął się do drzewa, oddychając gwałtownie.

Nic nie mówił, lecz ja czułem jak bardzo potrzebuje mojego dotyku na sobie. Wystarczyło, że tylko go musnąłem żeby się przekonać ile potrafi znieść.

Nie panowałem nad swoimi dłońmi. Po prostu jakimś cudem tak nagle znalazły się na jego dżinsach. Pociągnąłem za zamek w jego spodniach, a wtedy Jungkook usiłował mnie odepchnąć.

- Przestań, nie chcę.- wyszeptał, lecz mimo to nie protestował gdy szarpałem za jego ubiór.

- Nic ci nie zrobię, obiecuję.- zapewniłem go, wreszcie odpinając jego dżinsy. Nie zdążyłem nic zrobić, bo chłopak nagle potrząsnął głową i siłą popchnął mnie na ziemię.

- Zostaw mnie! - krzyknął, biegnąc przed siebie w głąb lasu.

- Jungkookie, przepraszam! Nie uciekaj, błagam cię!

Mój krzyk rozległ się po całym lesie, a gdy podniosłem się z ziemi, nigdzie nie widziałem postaci chłopaka. Musiał być daleko ode mnie.

Ruszyłem jego śladem, a gdy przebiegłem parę metrów, nagle zaczął padać deszcz. Uniosłem głowę do góry, a woda zaczęła spływać prosto w moje oczy. Zadygotałem z zimna.

- Gdzie jesteś?! - krzyczałem, przedzierając się przez las, starając odnaleźć Jungkooka. Nie było go. Nie mogłem go nigdzie znaleźć. Bałem się, że mnie porzucił.- Jungkookie!!!

Obudziłem się, gwałtownie siadając na łóżku i oddychając jak po długim biegu. Byłem cały spocony, a włosy przykleiły mi się do twarzy. Szybkim ruchem dłoni odgarnąłem je na bok, a potem popatrzyłem po pustym łóżku. 

Jungkooka nie było, a moje serce zaczęło walić jak szalone. Czyżby mój sen okazał się proroczy? Nigdy w to nie wierzyłem, ale teraz mógłbym. Może za bardzo panikowałem?

- Jungkookie...- wyszeptałem cicho, spoglądając w stronę drzwi do mojego pokoju. Były uchylone.

Podniosłem się i na bosaka ruszyłem w stronę kuchni. Moje gardło pragnęło wody, a ja ledwo mogłem oddychać.

W pomieszczeniu panowały zupełne ciemności, a przy oknie dostrzegłem sylwetkę Jungkooka. Chłopak patrzył na zewnątrz, a gdy usłyszał moje kroki, odwrócił się za siebie.

- Przepraszam, nie mogłem zasnąć.- wytłumaczył, wzdychając.- Obudziłem cię?

- Nie..- wyszeptałem, dopadając krzesła. Opadłem na nie ostatkiem sił. Miałem wrażenie jak gdyby moja energia gdzieś się ulotniła.

Chłopak podszedł do mnie, patrząc na moją twarz. Potem pochylił się i dotknął mojego czoła.

- Jiminnie, jesteś chory? - spytał troskliwie, ostrożnie głaszcząc mnie po włosach. Na jego twarzy pojawił się grymas.- Twoje włosy są..

DNA/ love yourselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz