Rozdział 29

914 56 2
                                    

Perspektywa Steva
   Samolotem leciałem kilkanaście godzin. W tym czasie zdążyłem się wyspać. Z samolotu wysiadłem w Gdańsku. Właśnie wychodziłem z lotniska, gdy zauważyłem kogoś. A dokładnie moją córkę.
Perspektywa Julii
   Czekałam na ojca przed lotniskiem. Nie wiem po co on tu przylatywał. To komplikuje wszystkie sprawy. Po jakieś godzinie zauważyłam jak ojciec wychodzi z budynku. On także mnie zauważył i zaczął iść w moją stronę.    Kiedy do mnie już dotarł powiedziałam:
- Cześć.
- Cześć - odpowiedział.
- Dlaczego przyleciałeś? - zapytałam prosto z mostu.
- Dlaczego nie oddzwaniałaś? Martwiłem się o Ciebie - powiedział.
- Ale po co przylatywałeś? - zapytałam ponownie.
- Mówię, że się o Ciebie martwiłem - odpowiedział.
- Słuchaj ja naprawdę mam masę roboty i bardzo ważną rzecz do zrobienia - powiedziałam.
- Może będę mógł Ci pomóc? - zapytał, a ja się zaśmiałam.
- Nie - odpowiedziałam.
- Dlaczego? - zapytał.
- Bo to jest dla Ciebie zbyt niebezpieczne? - powiedziałam bardziej pytając.
   Nie wierzę w to, co powiedział mój ojciec. Może jest silny. Ma dużo umiejętności i jest Avengerem, ale on nie da rady komuś takiemu jak Savitar.
- Dla mnie zbyt niebezpieczne? Nie ma czegoś takiego - powiedział z rozbawieniem w głosie.
- Ach, tak? Dałbyś radę złemu sprinterowi, który jest szybszy ode mnie?
   Mina mojego ojca od razu się zmieniła.
- No właśnie. Nie dałbyś mu rady. Zebrałam już zespół, który prawdopodobnie da mu radę, ale nie wiem czy na pewno. Dlatego nie chciałam, abyś przyjeżdżał. Nie chcę, aby coś Ci się stało. Proszę, abyś jak najszybciej wracał do Nowego Jorku. Gdy już będzie po wszystkim odezwę się - powiedziałam.
- Ale...

Kapitan Ameryka i Speedy [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz