Rozdział 2

775 49 2
                                    

Minęło trochę czasu odkąd straciłam ojca. Pogrzeb wśród łowców to po prostu honorowe palenie ciała. Po pogrzebie ogłoszono nowym przywódcą moją matkę. Już wtedy jej nienawidziłam. Coraz więcej czasu spędzałam na sali treningowej. Dążyłam do perfekcji. Chciałam, by tato był ze mnie dumny.

Skończyłam szesnaście lat. Ten wiek zobowiązywał dowódcę do przydzielenia partnera na misje. Ubrałam się na czarno. Czyli jak zwykle odkąd zginął tata. Kolory jakoś straciły dla mnie znaczenie. Weszłam do wielkiej sali, gdzie ujrzałam moich rówieśników. Oni także mieli otrzymać partnera. Nie chciałam partnera. Wolałam działać sama. Moja matka wkroczyła dumnie do sali. Nawet na mnie nie spojrzała. Z resztą, większym uczuciem obdarzyłaby muchę na parapecie niż mnie, własną córkę.

Kolejno wyczytała nazwisko młodego łowcy, wśród których byłam i wymieniała partnera, a ten wchodził do sali i stawał na przeciwko swojego przypisanego towarzysza. Kiedy usłyszałam
- Lena Wilson - wyprostowałam się i czekałam na przydział.
- Twoim partnerem będzie... - na sali na moment zapadła grobowa cisza.
- Aron Denzer - odparła, a kiedy do sali wszedł mój partner zmierzyłam go zimnym spojrzeniem. Nie widziałam go od dawna. Specjalnie wybierałam te misje na które on nie chodził. Zmienił się. Jego kości policzkowe były ostre i idealnie wyprofilowane, oczy lśniły czernią, a długie włosy miały tak mocny czarny kolor, że pod światło zdawały się fioletem.
- Zabijcie mnie - wymamrotałam tak, że nikt tego nie usłyszał.

Po ceremonii wyszłam z sali wściekła. Nie mogli mi dać kogoś innego? Jakiegoś w moim wieku? Moja matka na pewno zrobiła to specjalnie. Musiała. Zanim zdążyłam wyjść z sali zwróciła się bardziej do Arona niż do mnie. Myślałam, że to jakiś wredny kawał.
- Dzisiaj wieczorem wasza pierwsza misja, będziecie szukać wampirów w knajpie o nazwie,, Rude". Zgłaszano tam zaginięcia kilkunastu młodych ludzi - wyjaśniła i odeszła z dumą. Korciło mnie, by podłożyć jej nogę. Spojrzałam wkurzona raz jeszcze na Arona i wyszłam z sali wściekle trzaskając drzwiami.

Pierwsze co ruszyłam do sali treningowej. Zaczęłam trenować i tak opanowane do perfekcji wykopy i ciosy z pół obrotu. Musiałam odreagować. Nagle do sali wszedł Aron.
- No no... Idealna jak zawsze, co? - spojrzałam na niego z irytacją
- Wyzywasz czy zarywasz? - zapytałam trenując teraz rzuty z wyskoku.
- Wiem, że nie zadowala cię taki partner jak ja, ale mamy zaraz misję i działamy razem- schowałam swój srebrny kołek za pas i podeszłam do niego
- Wyjaśnijmy coś sobie, ja działam sama - odparłam zimnym głosem i szturchnąwszy go w ramię wyszłam z sali.

Wieczór nadszedł szybciej niż tego chciałam. Czekałam na kartę z dokładnymi wskazówkami od zwiadowców, kiedy z góry zszedł po schodach Aron.
- Mam te informacje - odparł podając mi teczkę. Byłam trochę wkurzona, ale zachowałam fachową minę pokerzysty.
- Idziemy - odparłam rozkazująco.
- Nie zmieniasz butów? - zapytał widząc moje kozaki na wysokim korku.
- Martw się lepiej, żebyś za mną nadążył- wycedziłam.

Dotarliśmy do lokalu i zakradając się do środka poruszaliśmy się bezszelestnie. Wiele razy udowodniłam, że na wysokim obcasie można walczyć i to równie dobrze co w sportowym obuwiu. Poza tym to nie były zwykłe buty. Korki były zamaskowanymi srebrnymi kołkami. W każdym momencie mogłam oderwać korki i bronić się nadal. Dodatkowo wyglądałam świetnie w butach na wysokim obcasie.

Aron wypalił do przodu jak strzała. Dlaczego musiałam trafić na takiego wariata? Cud, że on jeszcze żyje. Usłyszałam znajomy szmer za plecami i szybko odwróciłam się patrząc w oczy wampira. Z całą swoją siłą wbiłam kołek w klatkę piersiową, nieco po lewej stronie, przebijając mostek i żebra i trafiając prosto w serce. Wampir tylko syknął i padł definitywnie martwy płonąc od srebra. Wyszarpnęłam kołek z niego i kopnięciem powaliłam na ziemię. Chwilę później usłyszałam krzyk Arona. Rzuciłam się biegiem w stronę skąd dochodził jego głos. Nie potrzebnie się z nim rozdzieliłam. Kiedy dotarłam do pokoju wampir właśnie stał nad półprzytomnym chłopakiem z wyszczerzonymi kłami. Zrobiłam trzy salta w przód i zaatakowałam z wyskoku. Kołek trafił w plecy dokładnie w srodek serca. Dobrze wiedziałam, że mi się udało. Wampir zapłonął i upadł. Niestety krew Arona ściągnęła kolejne. Wampirzyca umazana ludzką krwią rzuciła się na mnie z synkiem. Wyjęłam zza pasa srebrny miecz i odcięłam jej głowę. To również był sposób na zabicie wampira. Trzecim był ogień, a czwartym słońce. Kolejno odcinałam im głowy lub wbijałam kołek w serce. Nie sądziłam, że trafimy na gniazdo. Aron obficie krwawił. Czułam się winna. Pierwsza zasada wśród łowców to nie zostawiać partnera samego. Złamanie zasad będzie mnie wiele kosztować, ale zasłużyłam na karę. Teraz najważniejsze było to, by się wydostać z tamtej meliny. Gdy zabiłam ostatniego z atakujących wampirów ostrożnie i szybko sprawdziłam teren. Nie mogłam na długo zostawiać Arona samego. Zwłaszcza, że był ranny. Udało mi się najwyraźniej zabić wszystkie potwory.

Wróciłam do Arona i dotknęłam delikatnie jego policzka
- Aron? Słyszysz mnie? - zapytałam, a on  na moment otworzył oczy.
- Wstań, musisz dać radę, wracamy do jednostki - odparłam i obejmując go, by pomóc mu wstać powoli ruszyłam z nim do siedziby.
Z trudem udało mi się dźwigać go taki kawał drogi, ale nie poddałam się. Dochodząc do siedziby uzyskałam pomoc. Ze środka wybiegli łowcy biorąc szybko Arona i niosąc szybko do środka budynku. Mogłam nareszcie usiąść i odpocząć. Mimo, że udało mi się zlikwidować wszystkie wampiry czułam gorzki smak porażki. Siadając na ławce przed salą dla rannych spuściłam głowę. Wiedziałam, że gdy Aron opowie co się wydarzyło w Rude matka da mi nauczkę i to dużą.

Wielka przywódczyni wyszła z rozmowy z dopiero co dochodzącym do siebie Aronem.
- I co? - zapytałam.
Nie dbałam o karę, chciałam wiedzieć co z nim.
- Nic mu nie będzie, świetnie się spisałaś - odparła oschle i bez jakiegokolwiek uczucia.
Odeszła zanim zdążyłam zrozumieć co do mnie powiedziała. Weszłam do Arona. Stanęłam w drzwiach i opierając się o framugę uśmiechnęłam nieco przepraszająco - Jak tam kaleko? - zapytałam
- Będę żył, wiem... Możesz być rozczarowana - wycedził. Podeszłam do jego łóżka i pochylając nad nim pocałowałam go w czoło.
- Przepraszam, nawaliłam - odparłam szczerze i odwracając się ruszyłam do drzwi
- No proszę Lena Wilson ma uczucia - odparł z rozbawieniem.
- Nie przyzwyczajaj się - odparłam o wyszłam od niego z sali.
Krył mnie i kto wie może będzie z nas duet- pomyślałam idąc do swojego pokoju.

# Od Autorki

Kolejny rozdział. Myślę, że fajny. Zaskakujące jest to z jaką łatwością mi się to pisze.

A jak wam się czyta?

Dostanę jakiś komentarz z waszą opinią? A może gwiazdkę?

Pozdrawiam wszystkich

Roxi

Dipendenza Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz