Rozdział 3

715 42 11
                                    

Dawno nie trenowałam z kimś drugim. Aron był dużo wyższy ode mnie. Znał też  dużo trudnych ciosów o których ja wcześniej nie miałam pojęcia.
- Co jest Lenka, poddajemy się?-zapytał z uśmiechem satysfakcji, kiedy kolejny raz oberwałam od niego w ramię.
- Jesteś wyższy to ci łatwiej- ucięłam.
- Walczyłaś z dużo wyższymi wampirami. Przyznaj, że jestem lepszy -dogryzł mi.
- Przyznaję- odparłam i jednym szybkim ruchem podcięłam go przewracając na podłogę.
Przyłożyłam swój kołek do jego klatki piersiowej w miejscu serca i uśmiechając się dokończyłam odpowiedź
- Że za dużo gadasz- podałam mu rękę i pomogłam wstać.

Aron miał obrażoną minę.
- No co?-zapytałam patrząc mu w oczy.
Widziałam jak zaciska zęby. Tylko o co się wściekał?- zastanawiałam się krótko
- Zawsze musisz być najlepsza?- zapytał.
Wzruszyłam ramionami.
- W tym zawodzie albo jesteś najlepszy albo martwy
- stwierdziłam, a on tylko skinął głową.
- Bo ja jestem ten gorszy, tak?-zapytał.
- Przecież tego nie powiedziałam - odparłam szczerze.
Miał jakiś problem i sama nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Może i nie powiedziałaś, ale wystarczy, że wciąż udowadniasz tą swoją perfekcję i przesadną idealność !- krzyknął.
- Masz do mnie pretensje, bo z tobą wygrałam ?-  nie mogłam go pojąć.
- Jesteś córeczką przywódców, wszystko zawsze miałaś jak na tacy, twoje życie zawsze będzie tu ważniejsze od mojego- warknął.

Miałam dosyć tej rozmowy. Wyszłam z sali bez słowa zostawiając go pogrążonego we własnych myślach. Nie spojrzałam nawet na moment w jego oczy. Szłam do swojego pokoju, kiedy w budynku rozbrzmiał alarm. Pobiegłam do głównego holu, gdzie rozdawane były przydziały na misje.
-Atak wampirów na Long Acre w dzielnicy Covent Garden- ogłaszała moja mama.
- Nie mamy ludzi- odparł Dominik, starszy ze strażników
- Wszyscy są na akcji  na  Backer Street- wyjaśnił.
Wyszłam z tłumu.
- Ja pójdę- odparłam poważnie.
-Nie dasz rady w pojedynkę- odparła matka.
- Nie pójdzie sama tylko ze mną- usłyszałam głos Arona.
- Zgoda, jak tylko nam się uda wyślemy Wam posiłki- odparła matka oficjalnym tonem, a ja ruszyłam po broń do zbrojowni.
  Czułam za plecami obecność partnera. Jednak nie miałam ochoty na rozmowę z nim. Skoro miał na mój temat wyrobione zdanie nie było sensu tego ciągnąć. Musieliśmy tylko razem pracować. Nic więcej.

Wybrałam pas z kołkami oraz miecz. Z zaskoczeniem widziałam jak Aron bierze miotacz ognia i długi srebrny nóż. Pokręciłam tylko głową i ruszyłam do wyjścia. Wiatr z deszczem nie był przyjazny dla nas i misji jaką nam powierzono. Wiedziałam, że świt długo może nie nadchodzić przez gęste deszczowe chmury. Szłam bez słowa. Aron także nie podejmował tematu. Dotarliśmy na Long Acre i od razu dostrzegłam ślady wampira. Wszędzie były drobne plamy ludzkiej krwi. Miałam nadzieję, że wampiry nie poszerzyły właśnie swoich szeregów.
- Trzymamy się blisko. Ty chronisz moje plecy, a ja twoje- wyjaśnił nagle Aron.
Nie sprzeciwiałam się. Nie było na to czasu. Szliśmy ulicą spoglądając w ciemne zaułki. Nagle Aron coś zauważył i rzucił się w tamtą stronę z bronią.
- Aron!- krzyknęłam za nim.
Postąpił zbyt pochopnie. Wiedziałam, że to będzie go kosztować wiele. Ruszyłam za nim. Tak jak myślałam trafił wprost w stado. Wygłodniałe bestie patrzyły na niego czerwonymi oczami. Atakował je ogniem, ale tylko doprowadził tym do ich szału. W jednym momencie zauważyłam jak jakiś wampir atakuje go z góry. Szybko rzuciłam się na potwora powalając na ziemię z dala od chłopaka i jednym szybkim ruchem wbiłam mu kołek w serce. Odskoczyłam pozwalając,by płomień pochłonął ciało. W ten sposób jednak znalazłam się w środku walki. Kołki w ruch jak to mówią- pomyślałam.

Doskoczyłam do kolejnego wampira. Był dwa razy wyższy ode mnie. Szerokie barki sprawiały wrażenie stalowych. Spojrzałam mu w oczy i od razu wiedziałam jak działać. Lekko pochylona czekałam na jego ruch. Wampiry nie spłynęły z cierpliwości. Trochę żałowałam, że nie wzięłam wody święconej, ale cóż. Rzucił się na mnie jak lew. Odskoczyłam chwytając go rozpędzonego za szyję i mocno szarpnęłam odrywając mu głowę. Na wszelki wypadek wzięłam kołek i dobiłam go dokładniej. Aron stracił broń zaatakowany z zaskoczenia. Miotacz ognia leżał na ziemi w kawałkach. Aron cofnął się pod ścianę otoczony przez cztery wampiry. Westchnęłam.
- Hej kreatury, a może także ze mną się pobawicie?!-krzyknęłam, ale te nawet nie spojrzały w moją stronę.
Aron oddychał szybko. Wiedziałam, że nie miał już żadnego planu. Ja miałam. Trochę szalony, ale jednak.

Rozpędzona wbiłam kołek w plecy jednego z wampirów przebijając serce i pchnęłam jego płynące ciało na drugiego, a ten łapiąc go sam zajął się ogniem. Wyjęłam miecz. Aron w tym czasie przebił serce kolejnego z nich i zrobił to samo co ja. Sekundy później mieliśmy przed sobą nie cztery, a dwa i to fajczące się wampirki. Kiedy Aron popchnął jednego na drugiego i te zderzyły się plecami, wybiłam się w powietrze i jednym zamachem obcięłam dwie głowy. Martwe bestie padły, cóż... bardziej martwe.Spojrzałam na Arona, który spoglądając na mnie z zachwytem i ulgą tylko się uśmiechał.
- Miałam chronić Twoje plecy, a nie ratować dupę- wypaliłam. Odwróciłam się i ruszyłam dalej w stronę chodnika, kiedy Aron krzyknął i rzucił się na mnie. Jednym ruchem powaliłam go przez ramię i znalazłam się nad nim trzymając mocno za nadgarstki.
- Rany...-jęknął chyba nie zadowolony z rezultatu.
- Co znowu było nie tak?-zapytał, a ja zaśmiałam się  wesoło i odparłam
- Za dużo gadasz- stwierdziłam.
- Może i tak, ale dzięki temu się śmiejesz, a tak dawno nie wiedziałem cię radosnej.
Szybko wstałam podając mu dłoń.
- Nie mam powodów do radości- odparłam
- Poza tym znasz mnie od miesiąca, jak niby możesz wiedzieć czy się uśmiecham czy nie?-zapytałam.
- Każdy ma swoje sekrety- odparł udając tajemniczego.
Nie przeszliśmy kilku kroków i znowu trafiła nam się grupa krwiopijców.
- No dalej, leć, do boju partnerze- zażartowałam machając kołkiem jak cheerliderki pomponami.
Aron zaśmiał się cicho i ruszyliśmy do ataku. Zapowiadała się długa noc.

# Od Autorki

Kolejny rozdział. Wiecie ile tu się jeszcze będzie działo? Masakra. Nie pisałam jeszcze takiej historii, ale ta po prostu mnie pochłonęła. Co prawda Daniel się niecierpliwi, bo jeszcze nie doszłam do sedna w tej opowieści, ale cóż. Chcę, żeby było ciekawie. I będzie. Słowo Lilith.

Jeśli wciąż Wam się podoba to dawajcie komentarze i gwiazdunie

Pozdrawiam

Roxi

Dipendenza Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz