Rozdział 12

557 40 4
                                        

Tak więc odeszłam ze świata łowców i ruszyłam jako wampir w nowe, trudniejsze życie, a właściwie nie życie. Nie wiedziałam dokąd pójść. W spodniach jakie dostałam od matki Arona znalazłam kartę kredytową oraz karteczkę z pinem do niej. Dzięki temu mogłam w galerii kupić trochę ciuchów. Nikt nie zwracał uwagii na mój kolor oczu. Zawdzięczałam to jakiejś wielkiej produkcji filmowej, która właśnie wrzuciła na ekrany Draculę. Mnóstwo młodych ludzi zmieniało swój wygląd, by pokazać, że są wielkimi fanami wampirów.

Swoją drogą to skąd mogli wiedzieć, że w każdym momencie może je zabić właśnie taki stwór. Na przykład ja. Nie planowałam zabijać ludzi, ale skoro rodzina i bliscy i tak mnie skreślili to dlaczego nie? Nie spodziewałam się, że bujda o tym, iż wampiry nie mogą wejść do domu ludzi bez zaproszenia jest prawdą. Jednak sprawdziłam to i niestety nie był to żaden mit. Szybko jednak znalazłam sposób na ten zakaz. Zawsze pukałam do pierwszych, lepszych drzwi. Zawsze wieczorem.Ktoś otwierał, a ja mówiłam, że się zgubiłam i pytałam o to gdzie się znajduję. Kiedy otrzymywałam informację prosiłam o pozwolenie skorzystania z telefonu i za każdym razem zapraszano mnie do środka. Kolejnego dnia już nie potrzebowałam zaproszenia. Po prostu szłam się pożywić.

Tak też przetrwałam osiemdziesiąt pięć lat. Bez starzenia, bez słońca, bez bliskich. Ukryta w ciemnościach i ścigana, tak ścigana i to przez własną matkę, ale jak do tego doszło opowiem później.
Teraz siedząc w ukryciu czekałam na potencjalną ofiarę. Nie potrafię zliczyć ile osób już zabicłam. Jednak dla mnie teraz to było pożywienie i nic więcej. Prosta sprawa. Wytropić i zabić. Nigdy nie chciałam zostać wampirem, ale stało się i musiałam przywyknąć.

Kiedy zabiłam pięć kolejnych ofiar zauważyłam jakiś ruch na jednym z dachów wysokich budynków. Mężczyzna. Łatwo było to poznać po szerokości ramion i twardej zwartej postawy ciała. Zaskoczył na dół bez problemu. Za to problemy zaczynały się dla mnie. Wiedziałam, że czas na ucieczkę, bo jeśli to łowca to na pewno nie jest sam. Kiedy jego stopy dotknęły brukowej kostki, ja rzuciłam się do biegu skacząc po dachach zaparkowanych ciasno przy sobie samochodów. Mój los właśnie się ważył.

*&*

Mężczyzna zmarszczył lekko brwi patrząc za uciekającą dziewczyną i ruszył za nią w pościg. Tak było za każdym razem. Na początku uciekali, a gdy nie mieli już wyjścia przechodzili do ataku. Wzdychając ruszył w niewyobrażalnym tempie momentalnie doganiając dziewczynę. Złapał ją za ramię ręką odzianą w czarną skórzaną rękawiczkę i obrócił ku sobie.

*&*

Zaskoczona mogłam przyjrzeć się napastnikowi. Chłopak wyglądał imponująco. Miał niemal kruczo czarne włosy, oczy w kolorze nieba i mierzył na oko prawie metra dziewięćdziesięciu. Ponadto co najlepsze miał ostre szpiczaste uszy oraz wystający spod czarnej kurtki fragment tatuażu zdobiącego jego szyję, a mianowicie niezwykły fragment smoczej głowy. Aż była ciekawa jak tatuaż wygląda w całości. Kiedy wreszcie odzyskałam rezon syknęłam gniewnie na atakującego. Byłam już prawna jednego, nie był łowcą.

- Kim jesteś? Dlaczego mnie śledzisz? Bo nie obraź się, ale na łowcę nie wyglądasz- odparłam wciąż stojąc w pozycji bojowej.
-Jeden zły ruch i zagryzę dziada- pomyślałam szybko.

-Owszem, nie jestem łowcą- odparł głębokim, wręcz wibrującym głosem. -Jestem kimś o wiele groźniejszym- po tych słowach machnął dłonią i na moich oczach to co wcześniej wzięłam za tatuaż zaczęło wychodzić z ciała chłopaka i już po chwili na jego barkach siedział smok wielkości całego jego ramienia. Najwidoczniej jednak nie wiele ważył, gdyż po postawie mężczyzny nie było widać trudności z utrzymaniem go.
- Dobra...Czego ode mnie chcesz dziwny...elfie? Uwierz nie pożywiałam się zbyt długo, więc jeśli mnie zdenerwujesz to- w tym momencie mocno wciągnęłam powietrze przez nos i spojrzałam na niego gniewnie szkarłatnymi oczami- Będę gryźć!!- warknęłam pokazując kły.

Dipendenza Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz