Rozdział 26

351 27 10
                                        

Lea jak zwykle siedziała na sali treningowej. Zawsze tam mogłam ją odnaleźć. Tym razem więcej kłopotu sprawiło mi trafienie na daną salę ćwiczeń. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że w podziemiach jest tyle przeróżnych pomieszczeń.
Kiedy z pomocą jednego z łowców o imieniu Marco dotarłam na salę Lea trenowała z młodym chłopakiem o urodzie latynosa. Znałam Leę i widziałam właśnie jak daje z siebie wszystko.

Jednak...Nawet to nie wystarczyło, by pokonać młodziaka. Lea tym bardziej wkurzyła się, że przegrała, gdy dostrzegła, że  się temu przyglądam. Mimo wszystko podeszła do mnie i obie patrzyłyśmy jak młody triumfuje wśród reszty.

-Kto to?

- Najmłodszy wnuk pani inkwizytor, Diego- odparła, a ja wciąż patrzyłam na niego badawczo.

-Moja kolej, żeby go trochę sprawdzić-odparłam, a Lea wręcz zaklaskała w dłonie.

-Albo skopiesz mu tyłek albo on skopie tobie. Obie wersje przyjemnie będzie zobaczyć- odparła, a ja ruszyłam w stronę chłopaka.
Kładąc dłoń na jego ramieniu zaskoczyłam wszystkich. Diego odwrócił się do mnie i uśmiechnął z rozbawieniem.

-Może ze mną teraz się zmierzysz?-zapytałam, a on zaśmiał się mi prosto w twarz.

-Kolejna dziewczyna? Serio myślisz, że dasz mi radę?-zapytał, a ja skinęłam głową biorąc broń do ćwiczeń w dłonie.

-Dokładnie tak myślę- odparłam i rzuciłam mu jedną z broni.

-To będzie zabawne-odparł.

-No dla mnie napewno- stwierdziłam z uśmiechem.

Zaatakował jako pierwszy. Bez najmniejszego problemu zrobiłam unik i zamach uderzając kijem ćwiczeniowym w jego ramię. Młodzi łowcy zaczęli bić brawo. Diego wściekł się i zaatakował impulsywnie. Strasznie przypominał mi Arona z dawnych lat. Odskoczyłam i uderzyłam go kijem w plecy. Szybko odzyskał równowagę i ruszył na mnie z wyciągniętym przed siebie kołkiem. Przewróciłam oczami i przewróciłam go szybkim kopnięciem w klatkę piersiową, a gdy wylądował na plecach koniec kija oparłam na jego piersi.

-Nie żyjesz- oznajmiłam, a grupa młodych łowców zaczęła wiwatować i bić mi brawo. Podałam mu rękę i pomogłam wstać.

-Kim ty do cholery jesteś?-zapytał oburzony- Nikt jeszcze ze mną nie wygrał, a już napewno nie kobieta- powiedział z lekkim zawodem.

-Już ci mówię, nazywam się Lena Wilson- przedstawiłam się podając mu dłoń.

-Pppani kapitan, ja...

-Spokojnie Diego byłeś naprawdę świetnym przeciwnikiem, ale brak ci jednego-odparłam

-Czego pani kapitan?-zapytał

-Pokory i odrobiny samokrytyki, zawsze bądź gotowy na porażkę- odparłam.
Moja uwaga chyba mu się nie spodobała. Jednak skinął mi głową i ruszył w stronę grupy.

Podeszłam do Lei. Ta od razu zaczęła udawać, że bije mi brawo.

-Wow, jesteś jeszcze lepsza niż dawniej- stwierdziła.

-Lata praktyki?

-A gdzie ty miałaś praktykę? Podczas zabijania ludzi?-zapytała, a ja spojrzałam na nią chłodnym okiem. - No dobra, sorry, przecież wiem, że twoja matka miała, znaczy ma świra na twoim punkcie.

-Bingo. Trafiłaś w sedno sprawy o której chcę z Tobą pogadać. Co prawda miałam Cię sprawdzić w walce, ale już ją widziałam i wiem, że jesteś jedną z najlepszych tutaj, będę potrzebowała twojej pomocy i ...tego Diega, jeśli można mu ufać- odparłam z wahaniem. Nie mogłam opierać się na gdybaniu. Musiałam być stu procentowo pewna, że mnie nie zawiedzie.

-Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, co do Diega to nie wiem, ale w końcu to wnuk inkwizytorki, a cholera wie z kim tamta trzyma- te słowa dały mi do myślenia.

Może i nie miała racji rzucając takie podejrzenia, ale nie byłam przekonana czy wszyscy tu obecni faktycznie są zbuntowani.

Zamyślona ruszyłam korytarzem.

-Pani kapitan?-usłyszałam za sobą wołanie. Odwróciłam się i ujrzałam Diego.

-Lena- poprawiłam go ze znudzeniem.

-Chciałem zapytać czy będzie nas pani trenować?

-Zobaczymy- stwierdziłam nie wiedząc co mu powiedzieć. Patrzyłam w oczy Diega i po chwili dodałam.- Jeśli się postarasz będę miała dla ciebie pewną propozycję.

- Propozycję? Jaką?

-Wszystko w swoim czasie, musisz się starać i trenować, dużo trenować Diego. Czasy jakie się zbliżają będą bezwzględne. Nie chciałabym stracić tak dobrego łowcy- przyznałam i poklepawszy  go po ramieniu ruszyłam dalej przed siebie.

-Cieszę się, że panią poznałem, pani Leno!-krzyknął za mną

-Lena! Po prostu Lena!!!-wrzasnęłam mu w odpowiedzi, na co usłyszałam ciche prychnięcie.

Diego był młody. Miał góra siedemnaście lat. Sądziłam, że zasługuje na szansę, ale mimo wszystko chciałam zobaczyć lepsze walki.

Kiedy wpadłam na Caroline postanowiłam skorzystać z jej pomocy pomocy. Mimo, że wciąż miałam do niej lekki żal.

-Lena to z twoją matką, ja chciałam Cię przeprosić i wyjaśnić..

-Daj spokój dobrze?-odparłam- To nie jest dla mnie już ważne. Mam za to pytanie. Czy tutaj trenują już tylko tacy młodzi?-Caroline uśmiechnęła się do mnie.

-Co? Nie masz konkurencji? Jest jeszcze inna grupa, jak to zawsze było w instytucie. Ci bardziej zdolni są dwa korytarze dalej na prawo.

Ruszyłam tam szybkim tempem wraz z Caroline i oparłam o framugę drzwi oglądając łowców w wieku około dziewiętnastu, dwudziestu lat. To mi się podobało.

-A waleczni?

-Z tego co wiem wszystkich twoja matka odesłała do Campusu.

-Że co?

-Ponoć nie byli potrzebni- stwierdziła.

-Waleczni umieli bez problemu wyczuć wampiry, a nawet sam ich jad- stwierdziłam. -Szlag. Ta moja matka to faktycznie przebiegła suka- stwierdziłam.

-Nie da się ukryć- przyznała mi rację Caroline i ruszyła korytarzem w prawo najprawdopodobniej kierując do pomieszczeń dla wampirów.

Stałam więc przyglądając dalej interesującym walką. Tu dopiero było na co popatrzeć. Najbardziej zaskakujące było to, że Diego już dorównywał im poziomem. Czułam, że przydadzą mi się jego zdolności.

Poza tym nikogo takiego kto pokonałby Leę jeszcze nie spotkałam...Czułam, że coś jest w tym chłopaku wyjątkowego.

#Od Autorki

Kolejny rozdział. Tym razem trochę poszalałam sama. Jednak akcja toczy się dalej i już w kolejnym rozdziale więcej Chrisa i Arona... mam nadzieję, że chłopcy się nie pozabijają...

Dawajcie gwiazdki i komentarze

Pozdrawiam

Roxi

Dipendenza Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz