Rozdział 10

537 33 4
                                    

Szkolenia uczniów pochłonęły mój czas bez reszty. Na dodatek po tym jak Aron wyznał mi miłość zaczął mnie całkowicie unikać. Nie mogłam zrozumieć jego zachowania. Sama niestety nie czułam tego co on. Nie mogłam się oszukiwać. Po skończonej lekcji walki z kołkiem byłam wykończona. Trzynastu nowych, nieogarniętych łowców. Trzynastu, którzy nie byli jeszcze na żadnej misji. Nic nie wiedzących o strategii. Po prostu jak dzieci.

Nauka takich wojowników wymaga dużych zdolności. Jednak każdy z nich słyszał już o mnie stąd nie było wątpliwości, że potrafię bardzo dużo. Szkolenia ciągnęły się i tego dnia. W moje osiemnaste urodziny. Dzieciaki uczyły się powoli, ale pośpiech w tej dziedzinie nie mógłby przynieść niczego dobrego. Kiedy wreszcie poszli do swoich pokoi mogłam na moment odetchnąć. Rozumiałam przez to uderzanie z całą siłą w worek treningowy. To było dla mnie niczym relaks, choć właściwie to już nie wiedziałam czy potrafię odpoczywać.

Do sali wszedł Aron. Dłonie trzymał za plecami. W jasnym jesiennym świetle słonecznym wpadającym przez ogromne okna jego jasne włosy lśniły niczym złoto. Zwykle kasztanowe, a zdało by się nawet, że czarne teraz przybrały odcień blondu i miedzi. Uśmiechnął się blado. Niepewnie. Jakaś nowość. Zobaczyć u niego uśmiech. W ogóle go zobaczyć. Zbliżył się do mnie i wyciągnął przed siebie dłoń z małym zawiniątkiem.
- Wszystkiego najlepszego- powiedział i podał mi prezencik.
- Co to?-zapytałam zaskoczona tym, że wiedział o moich urodzinach.
- Sama zobacz- powiedział i czekał, aż rozpakuję zawiniątko.
Rozerwałam błyszczący czarny papier i zobaczyłam  złoty naszyjnik z łukiem i strzałą.
Uśmiechnęłam się. Był piękny. Aron wziął naszyjnik z mojej dłoni i stając za mną delikatnie odsunął moje włosy i zapiął ten piękny prezent na mojej szyi.
- Dziękuję- powiedziałam odwracając do niego.
- Czemu mnie unikasz Aron?-zapytałam, a on westchnął
- Sam nie wiem, po prostu... Nie wiem co myślisz o moim wyznaniu, a jeśli nic do mnie nie czujesz, chyba wolałbym... Właściwie to sam nie wiem, co bym wolał- tłumaczył.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć Aron- wyszeptałam.
- Może prawdę?-zapytał.
Już miałam wyznać, że jest dla mnie ważny, bo się przyjaźnimy, ale do sali wkroczył Kira.

Jego czarne włosy lśniły jak obsydian, a szare oczy zdawały jakieś jaśniejsze.
- Musiałem przyjść i złożyć życzenia tak pięknej, przyszłej walczącej- powiedział od progu.
Cóż, wyglądało na to, że przejrzał mnie na wylot.
- Chcesz zostać walczącą?-zapytał Aron.
Wiedziałam, że on nie ma takich zdolności w walce, by kiedykolwiek zostać kimś takim, za to Kira już teraz był młodym walczącym. To dlatego tak często przebywał w skrzydle dla walecznych i wyższych rangą wojowników. Spojrzałam na Arona i skinęłam głową
- To od zawsze było moje marzenie- przyznałam.
Kira podszedł do mnie i podał mały pakunek. Otworzyłam go i zobaczyłam małą bransoletkę z czymś przypominającym trochę pokrowiec na sztylet. Kira podszedł bardzo blisko mnie. Spojrzałam mu w oczy, a on jednym ruchem palca przekręcił ozdobę na łańcuszku i z metalowej maleńkiej pochwy wysunął się srebrny sztylet. Zaśmiałam się, a Kira zakładając mi bransoletkę lekko pocałował mnie w policzek.

Uśmiech jaki pojawił się na mojej twarzy szybko zniknął, kiedy zobaczyłam jak Aron zmierza do wyjścia.
- Hej Aron jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać-powiedziałam mając nadzieję, że się nie obraził.
- To mi wystarczy- powiedział wskazując lekko na Kirę.
-Poczekaj- poprosiłam, ale powstrzymał mnie ruchem ręki.
- Baw się dobrze, to twoje święto- odparł i zniknął za drzwiami. Westchnęłam i usiadłam na skrzyni do ćwiczeń.
- Zrobiłem coś nie tak?-zapytał, a ja pokręciłam przecząco głową.
- Nie, to ja zrobiłam coś źle- powiedziałam.
Kira chciał coś powiedzieć, ale do sali wpadła Lea
- Hej gołąbeczki mamy misję- powiedziała.
Spojrzałam na nią zaskoczona
- Dzisiaj? Przecież miała być za tydzień- powiedziałam z pretensją. Wiedziałam, że moi podopieczni nie są na to gotowi.
- Decyzja góry- powiedziała ponuro.
Wiedziała, że młodzików nie zdołamy uratować. To było kolejne podłe zagranie mojej matki i to w moje urodziny.

Dipendenza Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz