Rozdział 1

802 57 1
                                    

Dawniej

Cóż, urodziłam się w rodzinie łowców. Nie mogłam więc żyć jak normalna dziewczynka. Odkąd tylko skończyłam trzy lata zaczęły się moje treningi. Łowcy musieli być szybcy, zwinni i co najważniejsze dyskretni. Jakoś nie radziłam sobie z tym ostatnim. Jednak mimo to szkolenia sprawiały, że byłam coraz lepsza. W swoje piąte urodziny dostałam od taty w prezencie srebrny kołek. Pierwsze lekcje minęły szybko. Nawet zbyt szybko. Byłam wyjątkiem od każdej reguły.

Mój ojciec dowodził całym klanem łowców. Jedni z najlepszych trenowali mnie w jego obecności. Miałam tak dobre wyniki, że już jako sześciolatka poszłam na swoją pierwszą misję. Wtedy poznałam jego. Aron był wysoki i muskularny jak żaden ze znanych mi łowców. Jego piękne czarne włosy sięgały mu, aż za ramiona. Na trening zawsze je związywał, ale nie na akcje. Kiedy po raz pierwszy do mnie podszedł nie zamierzał się przedstawić. To ja pierwsza się odezwałam
- Cześć jestem... - Nie dał mi dokończyć kładąc dłoń na moich ustach.
- Nie obchodzi mnie kim jesteś dzieciaku- odparł. Był tylko trzy lata starszy, a już wtedy nie lubiłam go. Po tym pierwszym dniu.

Na akcję ruszyliśmy po zmierzchu. Wpadając do meliny wampirów miałam tylko jedno zadanie - dopaść i zabić potwora. Aron walczył z czterema. Wbiegłam głębiej do pomieszczenia i znalazłam się pośród całego grona wampirów. Krew w żyłach wręcz przestała mi krążyć. Łowcy od dziecka pili specjalnie swięconą wodę, której moc łączyła się z krwią sprawiając, że ta była dla wampirów trująca. Nie oznaczało to jednak, że zapobiegała jadowi. Niestety jeśli wampir zdołał wstrzyknąć nam jad stawaliśmy się wampirem.

Wampiry ruszyły na mnie z ochotą. Zaczęła się moja walka. Unik, wyskok zamach, cios - kolejno zabijałam pijawki licząc, że ktoś w końcu przyjdzie mi z pomocą. Jednak tak się nie stało. Dopiero, kiedy zabiłam ostaniego z wampirów do pokoju weszła moja mama. Uśmiechnęła się widząc to co zrobiłam. Jednak nigdy za nic mnie nie chwaliła. To była działka taty. Zjawił się w tym samym pomieszczeniu chwilę później, w towarzystwie Arona, który krwawił lekko z przedramienia. Spojrzał na mnie z gniewem i wyszedł. Ojciec zaś podszedł do mnie bliżej i biorąc na ręce mocno przytulił.
- Kto jest najlepszą łowczynią? - zapytał
- Ja- odpadłam i przytuliłam się do niego.

Wróciliśmy do bazy. Kolejne treningi i kolejne misje. Aron unikał mnie jak ognia. Tunele pod miastem. Wszędzie była krew i mrok. W pewnym momencie zniknął mój tata. Wszyscy zaczęli go szukać. Na darmo. Zabiliśmy większość wampirów w tamtym miejscu. Jednak do jednostki wróciliśmy przygnębieni. Pogodzeni ze stratą jednego z najlepszych łowców. Ze stratą mojego taty. Następnego dnia wieczorem u drzwi włączył się głośny alarm. Złapaliśmy za broń i wybiegliśmy na zewnątrz. Przed budynkiem stał mój tata. Już rozpędzałam się, by go przytulić, ale wtedy Aron szarpnął mnie za rękę i przyciągając do siebie przytrzymał mocniej. Ojciec był blady. Ruszył w naszą stronę
- Pomóżcie mi - wysyczał, a z jego ust wysunęły się kły. Mama wyszła z szeregów i z kuszy strzeliła w niego, trafiając kołkiem  prosto w serce.
- Nie!!! - krzyczałam wyrywając się Aronowi. Mój tata nie żył. To jeszcze dałabym radę znieść, gdyby to nie mama go zabiła. Z tym nie potrafiłam się pogodzić.

# Od Autorki

Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że jest tu już kilka osób?

Jak wam się podoba?

Dawajcie gwiazdki i komentarze

Pozdrawiam

Roxi

Dipendenza Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz