Rozdział 4

644 40 3
                                    

Do centralnej siedziby wróciliśmy nad ranem. Byłam wykończona. Jednocześnie byłam także wściekła. Gdzie niby było to wsparcie o którym mówiła matka? Zostawiła naszą dwójkę z jakąś pięćdziesiątką wampirów. Cud, że w ogóle zdołaliśmy je pokonać. Kiedy tylko weszliśmy do środka i zobaczyłam wszystkich łowców uśmiechniętych i zadowolonych po prostu wpadłam w szał. Ruszyłam do gabinetu matki. Bez pukania weszłam do środka i od progu wrzasnęłam
- Możesz mi wyjaśnić o co ci chodzi?!- spojrzała na mnie zaskoczona.
- Lena dlaczego krzyczysz?-zapytała obojętnie.
- No nie wiem...Może dlatego, że miałaś wysłać nam posiłki?!- wrzasnęłam ponownie.
- Nie widziałam potrzeby- odparła oschle.
- Pięćdziesiąt wampirów to nie powód?-zapytałam. Zobaczyłam zaskoczenie w jej oczach jednak szybko zastąpiła je obojętność.
- Nie życzę sobie takiego tonu córeczko - odparła.
Zacisnęłam dłoń w pięść i uderzyłam nią o blat jej biurka.
- Ja nie mam matki! Straciłam ją, kiedy na moich oczach zabiła mi tatę!-krzyknęłam jej prosto w twarz.- Teraz widzę tylko zimną i bezduszną sukę skupioną tylko i wyłącznie na swojej pseudo karierze dowódcy. Nigdy nie dorównasz tacie!- wysyczałam i trzaskając drzwiami od jej gabinetu wyszłam na korytarz.
        Chciałam płakać. Choć ten jeden raz przestać udawać twardzielkę. Musiałam wyjść z tego pieprzonego budynku. Na moment odetchnąć.

Zimny wiatr zmroził moją skórę. Łzy napłynęły mi do oczu. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i spojrzałam wprost w głębokie, czarne oczy Arona.
- No już...- wyszeptał, a ja po prostu wpadłam w jego ramiona i rozkleiłam na dobre.
- Miałeś rację co do mnie... Zawsze muszę być idealna... Nie mam wyboru- odparłam.
- Zawsze jest jakiś wybór- wyszeptał mi do ucha.
- Twoje życie nigdy nie będzie mniej ważne od mojego Aron... Nie dla mnie- odparłam cicho zalewając się łzami, a on tylko pocałował mnie w czubek głowy milcząc.
Odsunęłam się od niego i otarłam oczy.
- Mam nadzieję, że to co widziałeś zostanie między nami? Mogę ci ufać?-zapytałam niepewnie,a on skinął głową
- Zawsze-odparł.
Uśmiechając się ruszyłam do budynku. To był pierwszy taki moment, gdy cieszyłam się z posiadania partnera.

Dwa dni później obudził mnie telefon. Akcja. Chcąc nie chcąc musiałam zerwać się z łóżka i w pośpiechu ubrać w strój bojowy. Wybiegłam z pokoju. Chwyciłam pasek z kołkami, miecz i łuk z kołczanem. Nie wiedziałam jak wielu wampirów może liczyć ta misja. Nie chciałam ponownie czuć się zaskoczona. W holu stało mnóstwo łowców. No tak, ponieważ nasze godziny snu były odwrotne do ludzkich stawaliśmy o osiemnastej, a niektórzy nawet później i gdy tylko zapanował zmrok jedni dostawali przydział, inni trening obowiązkowy, a jeszcze inni wartę. Mi po raz kolejny miała przypaść warta. Zemsta mamusi, czego się spodziewałam?
- Hej Lena,poczekaj- usłyszałam wołanie Arona.
Spojrzałam w jego stronę i już miałam się uśmiechnąć, kiedy jeden z jego kolegów zawołał
- Lenka tylko się nie rozpłacz tym razem...- zaciskając dłonie w pięści wyszłam z budynku.
Stanęłam na warcie z kamienną twarzą, chociaż od środka cała dygotałam.
- Lena?- usłyszałam głos Arona.
- Zajmij się wartą- odparłam gniewnie.
-Możemy porozmawiać?-zapytał.
Spojrzałam mu w oczy
- Nie sądzę- ucięłam.
- Myślałem, że... jesteś inna- odparł.
- A ja, że można ci zaufać... fajnie było ci się pośmiać na mój temat, jeśli tak to świetnie!!!Więcej nie będziesz miał takich atrakcji!!-krzyknęłam i ruszyłam na obchód.
Co jakiś czas ocierałam łzy. Nikt od dawna tak mnie nie upokorzył, nawet własna matka.

#Od Autorki

Kolejny rozdział. Trochę późno, wiem... ale co poradzić...

Jak Wam mijają święta?

U mnie... zleciały, tak, że prawie ich nie zauważyłam...

I już można powiedzieć, że jest pierwszy dzień świąt... bo piszę o godzinie 01:00 .

Jak Wam się podoba rozdział?

No ten jest trochę krótki, ale jeszcze będą dłuższe😉😁

To co, piszcie komentarze i dawajcie gwiazdki

Pozdrawiam

Roxi

Dipendenza Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz