Rozdział 6

673 36 4
                                    

Po interesującej rozmowie z Kirą i głupiej napaści słownej Arona uznałam, że bedzie lepiej zamknąć w swoim pokoju. Nie zdziwiłam się, kiedy kwadrans później Aron zaczął dobijać się do mnie.
-Lena! Lena wiem, że tam jesteś!! Chcesz mnie wymienić na tamtego frajera?!! Nienawidzę Cię słyszysz!!- krzyknął, a ja wolałam to przemilczeć.
Wcale nie zamierzałam zmieniać partnera. Z resztą moja matka nie dałaby mi pewnie takiej możliwości. Zawsze lubiła robić mi na przekór.
-Zawsze musisz być tą najlepszą!! Nigdy nie byłem zauważany!Przez Ciebie!- wciąż krzyczał, a mi puściły nerwy.
Podeszłam do drzwi i odtworzyłam na oścież.
- Zamiast obwiniać mnie o wszystkie swoje niepowodzenia i tracić czas lepiej zaczął byś więcej trenować i myśleć- odparłam nawet nie podnosząc głosu.
Aron zacisnął dłonie w pięści
- Uważasz, że nie trenuję ?-zapytał z oburzeniem
- Uważam, że wszystko robisz bez zastanowienia, zbyt szybko i często nietrafnie oceniasz sytuację, gubisz się Aron- wyznałam szczerze.
Dopiero teraz zrozumiałam, że przesadziłam. Był trochę wyrywny, ale potrzebował po prostu czyjegoś wsparcia,a ja właśnie go dobiłam. Patrzył na mnie. Jego oczy lśniły jakby pełne łez, które wiedziałam, że nigdy nie spłyną po jego policzkach. Skinął mi głową i szybkim krokiem ruszył przez korytarz w oka mgnieniu pokonując całą jego długość i znikając za rogiem. Poczułam się podle. Ok, byłam na niego zła, ale nie do tego stopnia, by go ranić.

Ruszyłam korytarzem, by go odszukać. Wtedy rozbrzmiał alarm. Zamiast szukać Arona musiałam iść do sali głównej. Zapewne czekał mnie przydział. Na sali było mnóstwo łowców. W tłumie dostrzegłam mojego partnera. Opuściłam głowę. Nie byłam dobra, jeśli chodziło o przeprosiny. O jakiekolwiek uczucia.
- Mamy atak wampirów na Regent Street, dzielnica West End. Znaleziono pięć ofiar ludzkich wyssane do cna- mówiła rzeczowym tonem matka.
- Ja pójdę- odparłam od razu.
Musiałam chociaż na chwilę wyrwać się z tego budynku. Spodziewałam się usłyszeć Arona, ale nie odezwał się.
- Ktoś jeszcze?-zapytała matka spoglądając z zaciekawieniem na mojego partnera.
-Pójdę z nią- usłyszałam czyjś głos.
Tłum się rozstąpił i ujrzałam Kirę. Uśmiechnęłam się do niego. Z chęcią zobaczę go w akcji.

Moja matka przyglądała się nam przez moment i odparła
- Weźmiecie też z sobą Arona- odparła oczywiście psując mi humor.
Całą trójką ruszyliśmy do zbrojowni. Wybrałam łuk i kołczan. Kira sięgnął po włócznię. Rany... Aron zaś wybrał krótkie noże i długi, ostry miecz. Przyczepiłam też do paska bańki z wodą święconą oraz strzałki zrobione ze srebra. Właściwie nie wiem dlaczego mówili u nas na to strzałki. Mi bardziej przypomniało to małe, długości dłoni nożyki. Ubrałam się w typowy strój bojowy. Czarne spodnie, pas na broń, wysokie buty i mocno przylegająca do ciała bluzka. Do tego kołczan i łuk, który trzymałam w dłoni. Aron miał na sobie czarny T-shirt i czarne spodnie, których nogawki ukrywał w wysokich mocnych butach. Miał też na sobie skórzaną czarną kurtkę pod którą spokojnie mógł ukryć broń. Kira zaś mocno się wyróżniał. Jego ubrania były luźne. Czarne sprane jeansy, czarna luźna koszula oraz długi płaszcz sięgający prawie do ziemi. W takim stroju i przy jego wzroście nie w sposób było go nie zauważyć. Na pierwszy rzut oka miał co najmniej metr dziewięćdziesiąt. Jego szare oczy i blada cera oraz japońskie pochodzenie niosące za sobą czarne lśniące włosy sprawiały, że wiele kobiet na jego widok zatrzymałoby się nawet na środku jezdni bez znaczenia czy nadjeżdżałyby właśnie samochody. Długi płaszcz z łatwością maskował długą broń. Kto by pomyślał, że taki niby tylko ostry, lecz bardzo długi kij można zamaskować w tak prosty sposób.

We trójkę ruszyliśmy wprost na Regent Street. Wiedziałam, że nie będzie mi lekko z tymi dwoma. Najgorsze było to, że mieliśmy współpracować. Jeśli nie będą tego umieli osobiście zastrzelę ich z łuku- układałam sobie plan w myślach.
- Hej Lena musimy iść z tym niemotą, ale cieszę się na wspólną akcję. Spojrzałam gniewnie na Kirę.
- Ten niemota jak go nazwałeś to mój partner i przestań go obrażać, nie zrobisz tym na mnie wrażenia, zapamiętaj sobie!-warknęłam i ruszyłam przed nimi.
W jednej chwili dostrzegłam maleńki uśmiech na twarzy Arona i w duchu cieszyło mnie to. Miał być moim partnerem i jest. Będę go chronić. Nawet przed obelgami.
- Hej, a jak skończy się akcja to wrócimy do tematu nas jako duetu- bardziej stwierdził niż zapytał.
Nie zamierzałam wdawać się z nim w dyskusję. Wiedziałam, że Aron za moment zrobi to za mnie.

- Możesz się od niej odwalić skośnooki dupku?- usłyszałam i nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, że Aron zadziała impulsywnie.
Zaczęli się szarpać. Na chodniku. Kiedy doszło do pierwszych ciosów nie miałam zamiaru na nich czekać. Sama zaczęłam szukać wampirów czekających w swoich ukryciach. Nagle coś szarpnęło mnie za włosy i przewróciło z zabójczą prędkością. Mój upadek otrzeźwił chłopaków
- Lena!- krzyknął Kira od razu dobiegając do mnie.
Aron zaczął rozglądać się badawczo. Podniosłam się z ziemi i przygotowałam do ataku. Coś przeminęło po dachu. Z niezwykłą celnością namierzyłam istotę i strzeliłam. Srebrna strzała trafiła w postać i ta spadła z hukiem z dachu. Strzały były nasączone w święconej wodzie. Świetnie raniły wampiry, a trafiając nią w serce zabijały bestie powoli i boleśnie.

Aron dobiegł już do pijawki i jednym ruchem przebił serce swoim srebrnym sztyletem. Pojawiły się następne. Kira pokazał jak wiele potrafi. Jednak, gdy walczył u mego boku zachowywał się dziwnie. Tak jakby w jednym momencie wiedział co robić,a w drugim rezygnował zdając na mnie. Nie mogłam go rozgryźć. Z resztą nie było na to czasu. Kiedy w jednej sekundzie pociągnął mnie w swoją stronę ratując od uzbrojonego wampira, który właśnie skakał na mnie z wielkim ostrzem, a potem osłaniając mnie odciął mu głowę byłam oszołomiona. Wydawał mi się interesujący, ale w tamtym momencie miałam go za boga. Nie czułam wcześniej podziwu do nikogo. Poza moim ojcem. Tylko on budził we mnie to uczucie. Aron dobiegł do nas i starał dorównać naszym zdolnością. Nie mogłam jednak powiedzieć, że jest równie dobry jak Kira. Brak mu było koncentracji i celności. Kiedy udało nam się zlikwidować potwory i wracaliśmy do domu Kira milczał. Szedł nieco z przodu.Był jakiś wyciszony. Z drugiej strony takiego wolałam go bardziej.

Aron szedł obok mnie.
- Przepraszam za to co powiedziałam- odparłam cicho.
Chłopak spojrzał na mnie z zaskoczeniem i uśmiechnął lekko.
- Mówiłaś to co myślisz- stwierdził.
- Olać to co myślę, jesteśmy partnerami i nie chcę się kłócić-wyznałam
- Pracujemy ze sobą, ale nie musisz mnie lubić- odparł
- Ale chcę Cię polubić-odparłam szczerze.
- A on?-zapytał wskazując Kirę.
- Co on ma do rzeczy?- zapytałam
- widziałem jak na niego patrzyłaś podczas walki- odparł
- Niby jak?-zapytałam zdziwiona jego nagłym przekierowaniem tematu na Kirę.
- Z podziwem, uwielbieniem- odparł. Kira odwrócił się jakby cały czas słuchając naszej rozmowy
- Przyzwyczajaj się miernoto... Na mnie zawsze tak patrzą- odparł i mrugnął do mnie z wrednym uśmiechem.
- Rany...ale żenada- jęknęłam
- Jeszcze mi potrzebny narcyz  wśród znajomych-odparłam z niesmakiem,a Aron zaśmiał się cicho.
- Zastanów się co wolisz, miernotę taką jak ja czy tego narcyza, bo uprzedzam, że wersji połączonej nie uznam- stwierdził i wyprzedzając Kirę ruszył do labu, naszego głupiego domu.

#Od Autorki

Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że ciekawy.

Trochę mi zajął. No nie ma co.

Ale jest i rano będzie kolejny.

Teraz czekam na wasze gwiazdki i komentarze

Pozdrawiam

Roxi

Dipendenza Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz