-Watashi wa Dokudesu.
-Fukanō. [Niemożliwe]
Słowa dziewczyny początkowo były dla mnie niezrozumiałe. Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić, to było zbyt abstrakcyjne. Mój cały świat legł w gruzach. To przeze mnie ginęli ludzie. To ja ją broniłem i odciągałem od jakichkolwiek oskarżeń, a ona miała dzięki temu większe pole do popisu. Wykorzystała mnie, aby zabić Kaito. Aby zabić mojego jedynego przyjaciela, przez którego śmierć została porwana. A co wtedy ja zrobiłem? Jak ostatni głupiec stworzyłem dla niej ekipę ratunkową. Jedno ocalone istnienie, za dziesiątki martwych. W dokach życie poniosło około trzydziestu mężczyzn, którzy oprócz pobierania haraczy, wymuszeń i pobić, nie mieli na sobie grama krwi, ale przeszkadzali policji. A ona cała w niej ociekała, mając przy tym uśmiech na twarzy i notatnik w dłoni, z Bogiem Śmierci u boku. Jednak jak mogłem o tym wiedzieć, skoro przez cały czas tak dobrze to przede mną ukrywała. Dla mnie była moją małą Kou, która przynosiła mi szczęście i radość z życia. To dla niej rano wstawałem z łóżka i byłem w stanie przeżyć cały dzień, aby w nocy do niej zadzwonić i porozmawiać. Ale to wszystko było kłamstwem. Jej chorą gierką, która na celu miała tylko przelanie krwi niewinnych osób.
-Widzisz Suo, świat nie dzieli się na dobrych i złych ludzi. Istnieją ludzie, bogowie śmierci i ja, ta która posiada Death Note'a.- Dziewczyna lekko przechyliła głowę na bok i uśmiechnęła się do mnie promieniście.- Początkowo traktowałam to jako zabawę. Jedyne czego pragnęłam to sprawdzenie możliwości notatnika. Nie miałam tak wspaniałomyślnych celów jak Kira. Chciałam tylko zabawy z rzeczywistością. Wielkie drzewa spadające na ludzi w centrum miasta, mordercze ptaki, czy zabójcza fontanna. Byłam ciekawa, co kawałek papieru potrafi zrobić.- Jej śmiech rozbrzmiał wokół mnie, na co lekko drgnąłem. Chciałem wstać, ale jakaś dziwna siła trzymała mnie na miejscu. Byłem sparaliżowany.- Ale wtedy pojawiłeś się ty i policja zaczęła się mną interesować. Drażniło mnie to, że biorą mnie za nowego Kirę, dlatego musiałam się im przedstawić. Zamknięcie Sayu tylko ułatwiło mi robotę. Zabijanie ludzi zaczęło mnie nudzić, chciałam być lepsza niż Kira i zniszczyć policję od podstaw. Jednak tutaj pojawił się problem. Nie wiedziałam o was nic i wtedy wpadłam na genialny pomysł. Ożywienie Light'a Yagami'ego niosło za sobą same korzyści. Mógł narobić zamieszania, całkowicie oczyścić mnie z zarzutów, a do tego znał kilka istotnych osób. To on wpisał Mello do notatnika. Wiesz, że mam z nim podobny sposób myślenia? Wiedział, kiedy go zabić żeby mnie ochronić. Czyż to nie cudowne?
-Kodoku... j-jak mogłaś?
-Za chwilę zginie cała grupa dochodzeniowa, związana z moim odnalezieniem i aresztowaniem. Następnie komendant Kagawe będzie miał śmiertelny wypadek po drodze do biura, a ty napiszesz list pożegnalny i skoczysz z mostu. Nie chciałam tego robić Suo. Sami mnie do tego zmusiliście.
Dziewczyna wstała z ławki i pomachała mi na pożegnanie. Zaczęła iść przed siebie, a ja poczułem jak coś każe mi wstać i skierować się do domu. Nie mogę tego tak zostawić.
-Czekaj Kodoku.
-Ryūk się niecierpliwi, bo obiecałam kupić mu jabłka. Streszczaj się.
-Kocham cię i przepraszam za to wszystko. Nie chcę cię stracić Kou...
-Nie chcesz stracić życia Suo. To tego się panicznie boisz. Kiedy śmierć zagląda ci w twarz, zaczynasz rozumieć co straciłeś.-Dziewczynami nagle spojrzała za siebie i cicho się zaśmiałam.-Błaga mnie o życie Ryūk'u. Śmieszy mnie tym, ciebie też?
-Z kim rozmawiasz?
-Wiesz, że bogowie śmierci są wśród nas?- Doku zaśmiała się do przestrzeni obok siebie.- A ten obok mnie to Ryūk, każe mi was poznać i zapewnić, że na pewno nikt nie wymaże cię z notatnika. Nawet on mi tego zabrania.
-Kodoku... dlaczego mi to robisz?- Znowu poczułem dziwną siłę, która kazała mi wrócić do mieszkania.- Co się ze mną dzieje? Dlaczego do cholery mam pisać list pożegnalny?!
-Równo o godzinie szóstej popełnisz samobójstwo. Nie wygrasz z przeznaczeniem... ale warto pożegnać się z bliskimi. Twoi rodzice to złoci ludzie, nie wiem jak mogli wychować takiego potwora.
Dziewczyna ponownie mi pomachała i zniknęła pomiędzy budynkami. Moje nogi same zaczęły iść w stronę mojego mieszkania. Próbowałem się im przeciwstawić, ale to było na nic. Straciłem całkowicie kontrolę nad własnym ciałem. Tylko myśli nadal były niezmienne. Czułem strach, smutek i złość. Chciałem udusić Doku własnoręcznie. Chciałem poczuć jej opór i zobaczyć ostatni oddech. Pragnąłem tego całym sobą, ale ciało mi nie pozwalało. Ono przejęło nade mną kontrolę. Nie chciałem śmierci, ale nie mogłem się temu przeciwstawić. To wszystko się działo przeciwko mojej woli. Byłem jak marionetka w rękach niewidzialnego marionetkarza.
W oczach czułem cisnące się do nich łzy. Ludzie na ulicy kompletnie nie zwracali na mnie uwagi, nie widzieli tego, że właśnie idę na pewną śmierć. To było niczym parada śmierci w prawdziwym życiu.
Nagle przede mną pojawił się mój blok. Otworzyłem drzwi na korytarz, a następnie do swojego mieszkania. Panowała w nim całkowita cisza. Hiro oddałem pod opiekę rodzicom dzisiaj rano, tak jakbym przygotowywał się na śmierć.
Nie ściągając butów wszedłem do salonu i chwyciłem kartkę, na której zacząłem skrobać pojedyncze znaki. Z każdą chwilą stawałem się coraz słabszy, a na papierze pojawiały się mokre plamy. Łzy spływały po moich polikach. Nie potrafiłem tego powstrzymać. Myśl, że właśnie szykuję się na śmierć, była zbyt destrukcyjna. Ciężko mi opisać swoje uczucia. Ktoś przejął kontrolę nad moim ciałem i chciał mnie zabić.
Początkowo myślałem nad telefonem do Kagawe. Powiedziałbym mu kim tak naprawdę jest Kodoku,a on byłby w stanie powstrzymać ją przed dalszymi morderstwami. Ale nie byłem w stanie sięgnąć po telefon. Bylem więźniem w własnym ciele.
Kiedy skończyłem pisać list odłożyłem go na szafkę w korytarzy i wyszedłem z mieszkania. Wychodząc z niego spojrzałem jeszcze na zegar. Była kwadrans do osiemnastej. Słyszałam jak mój telefon zaczyna dzwonić. Sięgnąłem do niego drżącą dłonią i przyłożyłem do ucha. Po drugiej stronie rozległ się spanikowany głos Kagawe.
-Oni wszyscy nie żyją Riggs. Doku wpisał ich do notatnika, Near padł niecałe dziesięć minut temu.- Nagle głos mężczyzny się załamał.- To kwestia czasu jak z nami stanie się to samo, ale ten psychopata przynajmniej kończy. Przy każdym odliczał. Ten bachor był numerem drugim. Została tylko jedna pozycja.
-Skąd wiesz, że to koniec?
-Izanami Sada napisała pożegnanie. Doku kazał nam przekazać, że jesteśmy największą chorobą społeczeństwa, dlatego pozbywając się nas, pozbędzie się brudu.- Słyszałem jak mężczyzna zaczyna płakać. Ten olbrzym nie do zdarcia, płakał jak mała dziewczynka. Zupełnie jak ja.- Nie mogę zostawić Aiko samej. Ona się załamie. Proszę cię Suo, jeżeli ty przeżyjesz, zaopiekuj się nią.
-Obiecuję. A teraz wybacz, ale kończę. Muszę coś załatwić.
Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni. Moje ciało ponownie przejęło nade mną kontrolę. Pragnąłem mu wykrzyczeć kto za tym stoi, oraz że nie jestem w stanie pomóc jego żonie. Z tego co mówiła Doku, on zginie w wypadku czyli będzie numerem jeden, a ja zostanę uznany za samobójcę. Moje dłonie zaczęły drżeć, gdy w oddali zobaczyłem most i tory pod nim. Ludzie nadal mnie mijali, zatopieni w własnych myślach. Nie mogłem krzyczeć, nie mogłem się zatrzymać. Szedłem na śmierć z wysoko podniesioną głową, chociaż w środku się kuliłem i próbowałem rozerwać łańcuchy, które mnie krępowały.
Nagle usłyszałam jak zegar wybija godzinę osiemnastą. Podbiegłem do barierki i na niej stanąłem. Ludzie oderwali się od telefonów i spojrzeli na mnie jak na dziwaczne dzieło sztuki, które zniknie tak szybko, jak się pojawiło. Usłyszałem pod sobą głośny dźwięk nadjeżdżającego pociągu. Kilka osób krzyknęło, a ja zrobiłem krok do przodu w nicość. Poczułem jak tracę równowagę i spadam. Błagałem tylko o bezbolesną śmierć. Więcej bólu nie dałbym rady znieść.
CZYTASZ
Deus Ridens
Mystery / ThrillerPokój panujący na świecie nigdy nie był trwały. Owoc niezgody pojawiający się między ludźmi, burzy ich poukładane życie bez skaz. Wystarczy tylko jeden człowiek, jeden notatnik i jedno jabłko. Pokój upada, a strach przejmuje kontrolę nad światem. Wt...