Zapaliłam lampki wiszące na moim łóżku i spojrzałam na pierwszą stronę notatnika. Ku mojemu zdziwieniu zamiast doprowadzających mnie na skraj załamania nerwowego japońskich znaków, przed sobą ujrzałam tłustym drukiem napis: Zasady. Nie zdziwiło mnie to, gdyż w dzieciństwie miałam taki sam, jednak skąd w stolicy Japonii znalazł się polski Death Note?
Do tego oczekiwałam standardowej formułki, że człowiek zapisany w notatniku umrze. Zamiast tego na kartce pod napisem Zasady, znajdował się lekko rozmazany napis: Bóg Śmierci.
1. Shinigami nie może zostać zabity ciosem w serce lub strzałem w głowę. Istnieje jednak sposób na ich zabicie, o którym najczęściej nie wiedzą.
Zmarszczyłam brwi i przeczytałam ten punkt jeszcze raz. Nigdy wcześniej tego nigdzie nie słyszałam, a tym bardziej nie widziałam. Po moim ciele przeszedł zimny dreszcz, przez co się skrzywiłam. Zamknęłam notes i wsadziłam go głęboko pod poduszkę, dla pewności zakrywając kocem. Chciałam podnieść się z łóżka, jednak mój brzuch ogłosił wszem i wobec, że jestem głodna; co nie było dziwne, gdyż od rana wypiłam tylko trzy kawy. Chwyciłam więc jabłko znalezione obok notatnika i wytarłam je rękawem swetra. Było ono niesamowicie czerwone i na sam jego widok ciekła mi ślinka. Bez zastanowienia odgryzłam kawałek, a następnie wszystko wyplułam na dłoń.
To jabłko smakowało okropnie. Było strasznie suche, a do tego jego wnętrze było niczym piasek. Wstałam z łóżka i otworzyłam okno, a następnie pięknym rzutem trafiłam nim w dach domu sąsiadów. Otrzepałam dłonie i od razu wypiłam połowę butelki wody, żeby pozbyć się tego smaku. Do tego dochodził zapach zgnilizny, który powodował odruchy wymiotne.
Dlatego, że jabłko nie zaspokoiło mojego głosu w brzuchu, zeszłam na dół do jadalni, gdzie siedzieli moi rodzice wraz z Szkodnikiem. Niechętnie usiadłam na drugim końcu stołu i zaczęłam maczać łyżkę w japońskim rosole.
-Bonapeti Kodoku-chan!
-Tia, smacznego.
-Mogłabyś być milsza dla siostry i zwracać się do niej w znanym jej języku.
Spojrzałam z złością na matkę i cicho prychnęłam. Następnie swój wzrok przeniosłam na "siostrę". Miała cholernie długie i gęste czarne włosy, których jej zazdrościłam. Ja miałam rzadkie włosy, które mimo ciemnego koloru, nie dorównywały włosom Japończyków. Do tego z tego co pamiętam miała sześć lat, a ja znam ją może od pół roku i wymieniłam z nią niecałe trzy zdania. Miałam zacząć z nią rozmawiać o fizyce kwantowej, czy układach równań?
-Mogliście nie przygarniać skośnookiego robotnika, a zaadoptować kogoś kto mówi w moim ojczystym języku.
-Urodziłaś się w Japonii i twoim ojczystym językiem jest japoński.
-Którego jakoś nigdy się nie nauczyłam.- Odłożyłam łyżkę i odsunęłam od siebie ramen. Moja matka cała poczerwieniała ze złości.- I zapewne nigdy nie nauczę. A teraz spadam.
Pomimo ciągle nie zaspokojonego głodu, wstałam z krzesła i chciałam już otworzyć drzwi jadalni, kiedy za mną rozległ się dźwięk wstawania od stołu.
-W tej chwili siadaj i dokończ kolację!
-Wybacz, ale nie lubię tego śmietnika.
-Kodoku...- Tym razem zamiast zdenerwowanego głosu matki dotarł do mnie cichy i spokojny głos ojca.- Nie odchodź w kłótni, bo dajesz zły przykład Atsuko.
Odwróciłam się w stronę przybranej siostry i teatralnie się przed nią ukłoniłam. Dziewczynka spojrzała na mnie ciemnymi oczami i delikatnie pochyliła głowę.
- Gomen'nasai. Watashi wa mō anata o jama shinaidarou. [Przepraszam. Nie będę wam już przeszkadzać.]
Wyszłam z jadalni i trzasnęłam drzwiami. Od dawna nie czułam takiej złości do siebie jak i całego świata. W mojej głowie dźwięczało moje imię... Kodoku. Wpadłam do swojego pokoju i od razu wskoczyłam pod kołdrę. Od dnia kiedy pamiętam nienawidziłam swoich rodziców za to, że mnie tak nazwali.
Moja matka jest Polką, a ojciec Anglikiem z polskimi korzeniami. Do Japonii przeprowadzili się około dwadzieścia lat temu. Przez długi czas nie mogli mieć dzieci, a kiedy mama w wieku prawie czterdziestu lat mnie urodził, była tak zapatrzona w japońską kulturę, że nadała mi imię Samotność. Przez cały czas mi powtarzała, że kiedy ojciec pracował i wyjeżdżał w delegacje, ona spędzała czas sama, gdyż nikogo nie znała. Kiedy nareszcie zaszła w ciążę, tą samotność podzieliła ze mną. Historia może i brzmi pięknie, ale od kiedy pamiętam miałam same problemy z tym imieniem.
Starsi ludzie nie zwracali na to zbyt wielkiej uwagi, chociaż widziałam jak szepczą po kątach. Zasady dobrego wychowania im na to nie pozwalały. Z dziećmi w przedszkolach była zupełnie inna sytuacja. One dawały mi za to odczuć moje imię, na każdy możliwy sposób. Jednak ich ulubioną zabawą było omijanie mnie i traktowanie jak ducha. Moi rówieśnicy tak bardzo wzięli sobie do serca moje imię, że samotności nie opuściła mnie przez te lata na krok. Przez to nigdy do końca nie opanowałam języka japońskiego. Nie wspomnę już o znakach, których do tej pory nie potrafię czytać. Nigdy nie miałam żadnej osoby, z którą mogłabym poćwiczyć tą czarną magię. Pozostała mi tylko samotność, która nie opuszczała mnie tak jak mojej matki.
Cicho westchnęłam i weszłam do łazienki. Pierwsze co zrobiłam to nałożyłam na odrosty dużą ilość rozjaśniacza i siedząc w ręczniku na toalecie przeglądałam strony, które mogłyby mi pomóc w odnalezieniu większej liczby informacji o Death Note. Próbowałam szukać stron w każdym możliwym języku, jednak nigdzie nie odnalazłam tych zasad, które znajdowały się w moim dzienniku. Zaraz po tym odnalazłam dokładne szczegóły śledztwa prowadzonego sprzed dziesięciu lat. Niestety nie znalazłam tam zbyt wiele. Wiadomo było tylko, że Kira został pokonany, a raczej tak brzmiała oficjalna wersja. O samym Bogu Śmierci nie było zbyt wiele. Ludzie bali się tych istot, a mimo to poświęcali im swoją uwagę i popadali w chorą fascynację. Zaraz po artykule, pod spodem pojawił się art jakiegoś artysty, który rzekomo miał przedstawiać Shinigami'ego. To coś było strasznie grube i latało na dwóch malutkich skrzydłach. Skrzywiłam się i zamknęłam tę witrynę. Będę mieć przez to traumę do końca dnia.
Mając nawet dziewiętnaście lat, nie jestem w stanie tego wszystkiego pojąć. Istnienie takich istot jak Bogowie Śmierci, jest dla mnie jakąś abstrakcją. Jednak dowody na ich istnienie są zbyt duże i niezaprzeczalne. Nie można zrobić im zdjęcia, a ludzie którzy nigdy nie dotknęli ich notatnika, nie są w stanie ich zobaczyć. Zawsze miałam duży problem z wyobraźnią, bo mój świat kręcił się wokół liczb i niezaprzeczalnych faktów matematycznych. Przez to nadal nie byłam w stanie pojąć, że obok nas istnieją istoty, których nie można zobaczyć... ale ja go widziałam, chociaż to może tylko przewidzenie.
Odłożyłam telefon na bok i zmyłam rozjaśniacz. Potem na pędzelek nałożyłam resztki niebieskiej farby. Tym razem zamiast na telefonie, spędziłam czas patrząc się pusto w jasne kafelki. Na swoich ramionach poczułam dziwny ciężar. Coś ściągało mnie do dołu i nie mogłam się tego pozbyć. W błyszczących kafelkach widziałam jedynie swoje krótkie niebieskie włosy i niewyraźny zarys twarzy. Żadna niesamowita istota nie z tego świata, nie siedziała na moich bladych ramionach. Byłam sama owinięta w różowy ręcznik w żółte kwiatki.
Kiedy minęło półgodziny, spłukałam farbę i dokładnie wysuszyłam włosy. Wcisnęłam się w swoją piękną jednoczęściową piżamę jednorożca, a na twarz nałożyłam czarną maseczkę. Jeszcze lekko wilgotne włosy związałam w kucyka, chwyciłam telefon w dłoń i weszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i po omacku wyszukałam guzika żeby włączyć lampki, gdyż z każdej strony otaczała mnie ciemność. Nagle poczułam chłód, a za sobą usłyszałam dźwięk otwieranego okna balkonowego.
-Konban'wa. Ogenki desu ka? [Dobry wieczór. Jak się masz?]
CZYTASZ
Deus Ridens
Misterio / SuspensoPokój panujący na świecie nigdy nie był trwały. Owoc niezgody pojawiający się między ludźmi, burzy ich poukładane życie bez skaz. Wystarczy tylko jeden człowiek, jeden notatnik i jedno jabłko. Pokój upada, a strach przejmuje kontrolę nad światem. Wt...