VII

560 37 2
                                    

Poranek na planecie Endor jak zwykle zawitał zbyt szybko. Rey leniwie otworzyła oczy i przekręciła się na drugi bok. Nagle zerwała się jak oparzona do pozycji siedzącej. Intensywność zeszłego wieczora przypomniała jej o osobie. Kylo Ren był znowu przy niej... Nie, Ben był tutaj. Pomyślała z lekkim uśmiechem na ustach. Nieświadomie jej ręka powędrowała do policzka gdzie młody mężczyzna jeszcze kilka godzin temu położył dłoń. To co się stało było dla niej prawie nierzeczywiste. Było bardziej snem niż jawą. Jego oczy, dotyk, magnetyzm między nimi. Wszystkie te doznania były dla Rey nowe i nie potrafiła ich zdefiniować. Nigdy jeszcze nie była w tak skomplikowanej relacji z mężczyzną, wrogiem czy jakąkolwiek inną osobą. Chciała po prostu pomóc mu wrócić do matki, odkupić swoje winny, by znowu podążał Jasną ścieżką Mocy oraz wspomóc odradzającą się Republikę. Jednak nie mogła przewidzieć i spodziewać się takiego obrotu spraw. Czuła się niepewnie w tej nowej sytuacji. Nie wiedziała co ma o tym myśleć, a co najważniejsze, co może dalej zrobić. Zgubiła się w swoich uczuciach oraz w tym czego chce.

Odruchowo zaczęła powoli ubierać się na trening, ale jej ruchy były mocno ograniczone przez ból, który odczuwała. W pewnym momencie po prostu się do niego przyzwyczaiła. Był nieodłączną formą jej egzystencji od kilku miesięcy. Nie pamiętała już jak to jest żyć bez niego. Chwyciła szybko pożyczony miecz świetlny o żółtym zabarwieniu i pobiegła w stronę strumienia, gdzie zawsze odbywały się ćwiczenia.

-Dzień dobry Rey.-rzuciła z uśmiechem Jez, która jak zwykle już na nią czekała- Musimy porozmawiać.

Młoda Jedi poczuła dziwne zawirowanie Mocy. Coś nie grało i to było widać na pierwszy rzut oka.

-Muszę zakończyć treningi z Tobą. Mam do wykonania własną misję.-mina Rey musiała być dla niej dość zabawna, ponieważ uśmiech na jej ustach stał się jeszcze większy, przez co blizna na policzku stała się mocniej widoczna- Zostawiam Ci wszystko co potrafię, ale też całą wiedzę, którą zgromadziłam przez te wszystkie lata. Księgi i ich tłumaczenie zostawiłam w swoim pokoju. Myślę, że Ty będziesz miała z nich więcej użytku niż ja.

Jezabel puściła do niej oko i odwróciła się z zamiarem odejścia. Bez pożegnania, nawet bez uścisku dłoni. Rey się tego spodziewała. W tej dziewczynie było coś dzikiego czemu nie dawała wyjść na zewnątrz, dlatego też prawie nigdy nie wchodziła w bezpośredni kontakt fizyczny. To tajemnica, której nie dało się rozwiązać.

-A i najważniejsze!- zatrzymała się i odwróciła- Zbuduj swój własny miecz dziewczyno!

Kylo z pasją uderzał w worek treningowy. Musiał odreagować wszystko co miało ostatnio miejsce. Cios za ciosem. Ta sytuacja przerażała go jak cholera. Był Najwyższym Przywódcą, dorosłym mężczyzną, mistrzem zakonu Ren, a mimo to bał się jak małe dziecko. Otarł pot z twarzy, oparł się o ścianę i wrócił do nurtującej go sprawy. Tamtego wieczora poczuł czego chce i to właśnie napawało go największą obawą. Nigdy nie był dobry w radzeniu sobie z emocjami. Zazwyczaj to uczucia kierowały nim, a nie na odwrót. Teraz jednak jego głowa i serce mówiły jedno; Rey. Ta drobna kobieta zawładnęła całym jego umysłem. Nie mógł pozbyć się jej obrazu z głowy. Zwłaszcza kiedy byli tak blisko. To już nie była tylko więź Mocy. Ich losy zostały splecione i zdawał sobie z tego sprawę. Nie zostawi tego od tak. Musi się o nią postarać. To był jego cel.

Do sali treningowej z impetem wpadł jeden ze szturmowców, co zakłóciło perfekcyjny spokój Kylo.

-Najwyższy Przywódco generał Hux pilnie potrzebuje Pana na mostku!- krzyknął jednocześnie salutując.

Mistrz zakonu Ren niewiele myśląc użył Mocy i rzucił nieszczęśnikiem o ścianę. Nikt nie powinien zakłócać mu jego ćwiczeń. W szczególności rudy idiota wysyłając posłańca.

Co za skończony debil. Nikt miał się tu nie pojawiać. NIGDY. Krzyczał w myślach Kylo. Szybkim krokiem ruszył w stronę głównodowodzącego.

-Ren, mamy problem.-tylko to usłyszał do Huxa zaraz po przekroczeniu progu, kiedy ten podawał mu dokumenty. Wynikało z nich, że ich główny skład broni i części został zaatakowany, a wszyscy żołnierze zabici. Wściekłość w Najwyższym Przywódcy urosła o kilka kolejnych punktów. Ruch Oporu rósł w siłę. Już od kilku tygodni odnotowali znaczny wzrost ich aktywności. Odradzali się wraz z nowymi sojusznikami.

-Przygotujcie statek, sześć oddziałów szturmowców i mechaników do naprawy systemów.-rzucił zimnym jak sopel lodu tonem -Hux lecisz na miejsce. Będziesz dowodził atakiem.

Nadal czując mętlik w głowie i brak skupienia musiał oprzeć się na kimś kompetentnym. Rudowłosy generał mimo wszystko był jego prawą ręką przez co była to osoba, której Kylo najbardziej ufał w Najwyższym Porządku. Mimo ich ciągłej rywalizacji zawsze byli dla siebie fair. Każdy kierował się honorem i zasadami uczciwej rywalizacji. Zarówno Hux jak i Ren doceniali to w sobie. Była to niepisana cienka nić porozumienia między nimi. Od śmierci Snoke'a wypracowali wzajemny szacunek, a nawet szczyptę sympatii.

Ostrzał ich składu broni był istnym piekłem. Wszędzie walały się ciała szturmowców, ale również rebeliantów. W powietrzu dało się wyczuć specyficzny metaliczny odór, który przypominał o krwi poległych, która ciekła po posadzkach bazy. Był to obraz istnego pobojowiska.

Hux już dawno przyzwyczaił się do takich widoków. Jako jeden z niewielu dowodzących był świadomy ofiar będących konsekwencją jego rozkazów. On sam nawet przez jakiś czas pracował w jednostce terenowej, walcząc ramię w ramię ze szturmowcami. W ten sposób powoli zaczynał piąć się po gałęziach kariery. Od zawsze wychodził z założenia, że musi wiedzieć jak to jest być w ogniu walki.

Nadal był zdziwiony zachowaniem Kylo Rena. Nie spodziewał się aż takiego kredytu zaufania w stosunku do jego osoby. Dlatego też chciał udowodnić mu, że jest odpowiednią osobą na odpowiednim stanowisku. Oddelegował szturmowców na pozycje, a sam zajął miejsce na statku dowodzącym, który wylądował w bezpiecznej odległości.

-Oddział FT skierować się na północ, oddział FS na wschód.- wydawał poszczególne rozkazy pochylając się nad mapą samego składu i szukając jego ewentualnych słabych punktów. Zawsze był dobry w planowaniu oraz wyszukiwaniu niuansów.

Z zamyślenia wyrwał go huk i dym wydobywający się z głównego włazu statku. Byli atakowani. Szybko chwycił blaster i wraz z sześcioma szturmowcami ustawili się w pomieszczeniu, aby odeprzeć ofensywę wroga.

Na mostek wpadło około dziesięć osób. Hux nigdy nie był wybitny jeśli chodzi o bezpośrednie starcia, ale nie radził sobie źle. Od zawsze powtarzał, że musi być solidny w tej kwestii, dlatego też trenował w godzinach nocnych. Nie chciał, żeby ktokolwiek widział jego pot i zmęczenie.

Walka była zacięta i pełna krwi. Generał nie chciał dać za wygraną, po części ze względu na honor, ale również z racji braku wyjść ewakuacyjnych z tej sytuacji. Gorączkowo rozważał różne opcje odpierając ataki wroga. Komunikator. Pomyślał w akcie desperacji. Nie mieli szans, rebeliantów było zbyt wielu. Potrzebowali wsparcia. Hux rzucił się w stronę deski rozdzielczej statku, ale w tym momencie poczuł przeszywający ból w okolicy żeber. Upadł łapiąc się za krwawiący bok.

Kolejne co zobaczył to ciemność.

*

I jak się podoba? Musimy dać sobie chwilę oddechu czy wręcz przeciwnie?

Niech Moc będzie z Wami

Vivenn

Siła we mnie- ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz