W ciszy siedział na dachu i wpatrywał się w gwieździste niebo. Nad jego głową bezszelestnie przemknęła kometa. Była to niewątpliwie piękna noc. Czysty nieboskłon zachęcał do uważnej obserwacji i analizy gwiazdozbiorów.
Oparł się na przedramionach. Był zmęczony całodniowym wysiłkiem. Już zdążył zapomnieć jak to jest być szeregowym żołnierzem i częścią jakieś grupy, a nie dowodzącym. Dołączając do rebeliantów liczył się z tym, że go nie przyjmą. Jednak sytuacja, z którą się spotkał była zgoła inna. Oczywiście, budził lęk, ludzie rzucali mu nieprzychylne spojrzenia oraz czasami komentowali każdy jego krok. Ale mimo to nikt nie próbował go zabić, miał przy sobie Rey i w jakiś sposób nawiązał nić porozumienia z Poe. Jedyne co nie dawało mu spokoju to jego relacja z matką. Nie wiedział od czego zacząć. Zabił własnego ojca. Był to grzech, który nigdy nie powinien zostać mu wybaczony. Chciał porozmawiać z panią generał, ale nie miał pojęcia od czego zacząć. Mimo to widział jak bardzo jej na nim zależy. Na każdej naradzie rzucała mu pełne miłości spojrzenie. Czasami próbowała go zatrzymać, ale za każdym razem sprawnie wymigiwał się ze spotkania twarzą w twarz. Wiele razy w życiu był przerażony, ale największy strach wzbudzały w nim dwie brązowowłose kobiety. Jego matka i Rey. Ich charaktery, na pozór inne, były silne, wzbudzały respekt. A co najważniejsze, kochał je obie.
Usłyszał szamotanie się i przekleństwa dochodzące z jego pokoju. Bezszelestnie zsunął się z dachu i wszedł do pomieszczenia przez okno.
Rey leżała na podłodze szarpiąc się z dolną częścią garderoby. Czynność skutecznie utrudniał jej gips na nodze. Mamrotała nerwowo po nosem co chwilę uderzając w usztywnienie. Nienawidziła tego ustrojstwa. Doprowadzało ją do szału. Nawet nie była w stanie w spokoju się przebrać. Położyła się zrezygnowana na zimnej posadzce.
- Uwielbiam kiedy się złościsz, skarbie.- usłyszała nad sobą męski głos. Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Kochał ją drażnić. – Daj, pomogę Ci.
Nie zdążyła się nawet sprzeciwić, ponieważ została zwinnie posadzona na łóżku, a duże dłonie Bena już błądziły przy zapięciu jej stroju. Przysiadł tuż za nią. Spięła całe ciało. Mimo tego, że byli blisko każda tego typu sytuacja sprawiała, że w jej żołądku topiła się lawa i szalało niezrozumiałe uczucie. Poczuła jak materiał zsuwa się w jej ciała, a palce mężczyzny delikatnie głaszczą jej plecy.
- Jesteś cudowna.- poczuła jego usta pomiędzy swoimi łopatkami. – Piękna.
Pocałował jej kark, płatek ucha i linię szczęki. Był blisko, zdecydowanie za blisko. A ona nie miała jak uciec. Czuła ciepło jego ciała. Nawet nie była pewna czy tego chciała.
- Ben...- zaczęła, ale nie dane było jej skończyć. Mężczyzna zamknął ją w uścisku swoich ramion i oparł podbródek o jej ramię.
- Wiem.- złożył krótki pocałunek na jej nagiej skórze- To nie jest dobry czas.
Odetchnęła. Rozumiał ją. Czuł to samo.
- Idziemy spać?- rzuciła zmęczonym głosem. Była wyczerpana.
- Tak. Tylko załóż coś na siebie.- grymas na twarzy ukrywał jego pragnienie. W każdej innej sytuacji już dawno robiliby co innego.
Stała pośrodku ruin jej dawnej szkoły. Wszędzie walał się gruz. Brud panujący wokół nie przypominał w niczym jej dawnego ułożonego życia, nieskalanej planety i odległych czasów. Rozglądała się z goryczą. Tak bardzo chciała zostawić to wszystko za sobą. Jednak los zgotował dla niej inny scenariusz. Podniosła wzrok na swoją towarzyszkę. Maya wytłumaczyła jej, że nawiązanie kontaktu z bazą Ruchu Oporu nie będzie takie proste. Wszystkie możliwe radiostacje były kontrolowane, a każdy sygnał wychodzący szczegółowo analizowany. Oddziały Najwyższego Porządku na stałe zadomowiły się na Veteres. Nic co zastała nie przypominało jej dawnego domu. Mimo wszystko uważała, że tak jest lepiej. Mniej sentymentów. Mniej cierpienia.
CZYTASZ
Siła we mnie- Reylo
FanfictionCo mogło stać się po The Last Jedi? Czy wszystko pójdzie po myśli Rey? Rey ma na barkach odradzającą się Rebelię. Czy poradzi sobie z misją jaką nałożyła na swoje ramiona? Czy rozwiąże każde nurtujące ją pytanie? Czy da radę pomóc swojemu wrogowi? D...