XXXVIII

342 24 12
                                    

Jęknął. Oprał się o poręcz łóżka. Po raz kolejny jego poturbowany bok dał o sobie znać. Czekał aż po raz kolejny do jego małego więzienia przyjdzie Nyssa. Odwiedzała go codziennie od kilku tygodni. Starał się nie przejmować wizją czekającego go procesu. Był pewien, że nie będzie żył długo i szczęśliwie. Dlatego też funkcjonował z dnia na dzień wyczekując brązowowłosej kobiety. Tylko to się dla niego liczyło.

- Znowu wstałeś.

Jej pełen nagany głos spowodował, że się uśmiechnął. Powtarzała mu wiele razy, aby został w łóżku, ale jakoś nigdy nie był dobry w słuchaniu od niej poleceń W jakiś sposób lubił ją denerwować.

- Uważaj, bo pomyślę, że się o mnie martwisz.

Położyła na stoliku tacę z jedzeniem. Podeszła do niego i złożyła na jego policzku krótki pocałunek. Uwielbiał ten gest. Codziennie witała go w ten sam sposób.

-Miałeś leżeć.

Objął ją w pasie. Ryzykował, ale nie miał nic do stracenia. Jego życie i tak już było bez sensu. Jej ciało stykające się z jego ciałem spowodowało dreszcze na jego skórze. Ten gest znaczył dla niego wiele.

- Wiem, ale nie mogę już tu wytrzymać.

Założył jej kosmyk włosów za ucho.

-Dlatego dzisiaj wychodzisz.- spuściła smutny wzrok na podłogę.

- Chcą mnie zabić?

Podniosła głowę.

-Wypuścić.


Wtuliła twarz w zimną poduszkę. Była sama.

Jeszcze dwa tygodnie temu wydawało jej się, że nigdy nie poczuje się samotna. Miała swoje miejsce w Galaktyce, misję, przyjaciół i jego. Ben odszedł burząc wszystko co sobie zbudowała. Starała się posklejać rozbite części, ale było to o wiele trudniejsze niż mogło się wydawać. W pierwszej chwili chciała za nim lecieć, sprowadzić go z powrotem. Potem jednak zdała sobie sprawę, że nic by to nie zmieniło. Odszedłby od niej prędzej czy później. Nie wiedziała dlaczego, ale to czuła. Ich bajka skończyła się szybciej niż zaczęła. Teraz miała w głowie jedno zadanie. Musiała położyć kres Najwyższemu Porządkowi i Jezabel. Doskonale wiedziała kto jej w tym pomoże.

Przewróciła się na plecy. Zamknęła oczy. Trzeba było zacząć na nowo.  Walka nigdy się nie kończy.


Ścisnęła mocno rękę Galena. Siedzieli naprzeciwko siebie w jej pokoju. Miał spuszczoną głowę. Musieli wytłumaczyć sobie wiele spraw, a nie byli nawet w połowie.

-Kochanie...- zaczęła, ale nie poruszył się nawet o milimetr. Westchnęła z bezsilności.

Oparła ręce na kolanach i ukryła twarz w dłoniach. To było dla niej cholernie trudne.

Galen zerwał się na równe nogi. Wiedziała, że nie jest w stanie usiedzieć w miejscu. Szczególnie w tak napiętej sytuacji. Zatrzymał się przy oknie. Jej pokój mimo, że mały miał najlepszy widok wychodzący na las, ponieważ znajdował się na najwyższej kondygnacji bazy.

Jego plecy drżały. Nie mogła się powstrzymać, więc odruchowo podeszła do niego i położyła dłoń na nich.Chciała go uspokoić.

-Nyssa...- jego głos się załamał.

-Galen, popatrz na mnie.

Odwrócił się powoli. Nadal drżał. Jego zielone oczy zdradzały każde jego uczucie. Cierpiał. Był sfrustrowany. Czekał na nią. Pragnął jej.

Siła we mnie- ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz