XXXIII

367 20 3
                                    


Upadł twarzą o zimą posadzkę celi. Jego skatowane ciało już nawet nie zareagowało na uderzenie. Podpełzł do prowizorycznego łóżka. Ostatkiem sił rzucił się na nie. Wziął głęboki wdech. Śmierć była kwestią czasu.

-Jak Ci się podoba, kochany?- usłyszał damski jadowity głos. Doskonale znał jego właścicielkę.

Nie wiedział jakim cudem Jezabel dowiedziała się o jego zdradzie. Jednak teraz był w sytuacji bez wyjścia. Role się zamieniły i to teraz on był więźniem, a ona katem. Nie przesłuchiwali go. Po prostu poddawali kolejnym torturom. Z dnia na dzień opadał z sił. Mimo to gdzieś w głębi jego serca nadal tliła się nadzieja, że Ren i reszta rebelianckich śmieci go uratuje. Jednak były to płonne nadzieje.

-Jest uroczo.-wycharczał. Nie miał zamiaru pokazać swoich słabości.

Bez słowa zaczęła go dusić Mocą. Walczył o każdy urywany oddech. Świat rozmazywał mu się przed oczami. Powoli tracił kontakt z rzeczywistością. Zaśmiała się przerażająco i go puściła.

-Przyzwyczaj się.


Rey kulawo przemierzała bazę rebeliantów. Od nieudanej misji na Veteres minęło kilka dni, ale nadal część z załogi nie dała o sobie znać. Wszystkich najbardziej niepokoiło zaginięcie Nyssy. Była jednym z głównych dowódców i oddziaływała na znaczącą część osób jako królowa. Nikt nie chciał uwierzyć, że mogła zginąć. Najbardziej widziała to w jej narzeczonym, Galenie. Za każdym razem błagał Leie o pozwolenie na powrót na tamtą planetę i poszukiwania. Jednak Generał nie zgadzała się, ponieważ w tej sytuacji to on pełnił rolę dowódcy. Nie mógł od tak rzucić się w nieznane. Ból jaki widziała w jego oczach był oczywisty i rozdzierający. Jednak wziął on na barki ciężar prowadzenia swojego ludu.

Rey usiadła na skraju lasu. Uważnie podparła się na prowizorycznej lasce. Miała złamaną nogę, ale odmówiła skuteczniejszego leczenia na rzecz innych rannych. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zaczynało brakować leków, a ona była sobie w stanie poradzić bez nich. Zamknęła oczy i rozpoczęła medytację.


Pomagał rozładowywać nowy transport ze statku. Niesamowite było jak szybko przekonali się do niego rebelianci. Oczywiście, uratował większość z nich spod gruzów zawalonego miasta, ale w jego ocenie to nie wymazywało wszystkich win. Jednak po tych wydarzeniach czuł cichą akceptację ze strony ludzi. Nadal obchodzili się w stosunku do niego z rezerwą, ale nie czuł nienawiści skierowanej w swoją osobę.

-Ben, przenieś to do hangaru nr 5.- usłyszał za sobą miły głos pilota. Wskazywał na jedną z palet.

Najdziwniejszą rzeczą w tym wszystkim była jego relacja z Poe. Od momentu ewakuacji z Veteres zaczęli się ze sobą bardzo dobrze dogadywać. Często ucinali sobie pogawędki o statkach. Oboje mieli do tego smykałkę. Mogli ze sobą konkurować o tytuł najlepszego pilota w galaktyce. Czarnowłosy ze wstydem wspominał czasy kiedy przesłuchiwał rebelianta. Każdego dnia mierzył się z błędami przeszłości, które oddziaływały na jego teraźniejszość. Jednak miał osobę, która bezwarunkowo go wspierała. Rey stała za nim murem w każdej możliwej sytuacji. Podczas narad, posiłków czy treningu. Zawsze była przy nim.

„Nawrócisz się. Pomogę Ci."

Ta dawna obietnica pozwalała mu bez strachu patrzeć w przyszłość i wyczekiwać kolejnego dnia. Dotrzymywała danego mu słowa. Stała się jego ostoją. Kiedy męczyły go koszmary i budził się z krzykiem bezszelestnie wkradała się do jego pokoju. Nawet złamana noga jej w tym nie przeszkadzała. Zasypiali w spokoju przytuleni do siebie.

W jakiś sposób był szczęśliwy żyjąc pośrodku wojny. Jakby walka toczyła się gdzieś obok niego. Może dlatego, że miał przy sobie kochające osoby, a on sam uczył się co oznacza kochać.


Obudziła się na czymś twardym. Zapiekły ją powieki. Przyćmione światło dotarło do jej źrenic.

-Ała.- jęknęła kiedy próbowała przewrócić się na drugi bok.

-Nie wierć się, bo zerwiesz wszystkie szwy.- usłyszała zaraz obok swojego ucha.

Jak postrzelona zerwała się do pozycji siedzącej. Ból przeszył jej klatkę piersiową. Nie zwróciła na to uwagi. Skupiła się na osobie stojącej przed nią. Nadal miała długie blond loki, słodką twarz i za chude kończyny. Jednak w jakiś sposób urosła i wydoroślała.

Siedzieli przed planszą z grą. Każde z nich koncentrowało się do granic możliwości. Oboje nienawidzili przegrywać, ale kochali ze sobą konkurować. Nyssa przesunęła pionek zbijając figurę swojego przeciwnika. Na jej ustach pojawił się uśmiech. Była już blisko celu.

Galen zaśmiał się i jednym sprawnym ruchem obrócił sytuację na planszy. Był naprawdę dobry w gry strategiczne.

W jednej chwili na stół przy którym grali został wrzucony wielki miś. Śmiech małej dziewczynki rozbrzmiał w ogrodzie.

-Maya! Znowu to robisz!- krzyknął Galen ze śmiechem. Mała blondyneczka zawsze chciała, żeby uwaga była skupiona na jej osobie.

Chłopak posadził sobie na kolanach dziewczynkę. Zaczął ją łaskotać. Bardzo kochał swoją młodszą siostrę.

Nyssa nadal wpatrywała się z szokiem w blondynkę. Minęły lata odkąd widziała ją ostatni raz. Po zamachu uznała, że zginęła. Była wtedy dopiero dzieckiem i wszyscy wątpili, że zdoła przetrwać małą apokalipsę.

-Dziękuję Maya.- powiedziała ostrożnie. Dystans czasu jakie je dzielił stworzył mur ostrożności.- Czy Galen wie, że żyjesz?

Naczynie upadło i roztrzaskało się na podłodze. Kobieta stała przez chwilę jak sparaliżowana.

-Galen żyje?

Nyssa ostrożnie wstała i przytuliła dziewczynę.

-Mamy wiele do nadrobienia.-ścisnęła ją serdecznie, ale syknęła pod nosem z bólu.- Twój starszy brat oszaleje na widok jego małej siostrzyczki. Musimy tylko w jakiś sposób wezwać pomoc.

Maya odsunęła się od brunetki.

-Tutaj pojawia się problem.

*

Wróciłam i straciłam serce do tej historii.

Niech Moc będzie z Wami

Vivenn

Siła we mnie- ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz