21.

1.3K 90 18
                                    

- to jest posrane. - mruknął Lucjusz kiedy stał wraz ze Snapem i Rookwoodem między krzakami. Nie dość, że było zimno, śnieg padał to jeszcze oni jak debile musieli stać przyczajeni w krzaczorach.

- Ty się ciesz, że Wąż nie postanowił zrobić nam z dupy jesieni średniowiecza. - mruknął Rookwood i odpalił papierosa.

- normalnie jak wrócę do domu to zacznę bić mu pokłony. Po jaką cholerę tu jesteśmy? - spytał Lucjusz patrząc po reszcie śmierciożerców którzy patrzyli na nich, czekając na jakiś znak. Jednak nie słyszeli nic co mówili, bo Snape jak zwykle rzucił na nich zaklęcie wyciszające aby nie mogli ich podsłuchać.

- nie możemy od tak teleportować się do ministerstwa. Zwłaszcza, że na twój dom i całą jego okolicę jest nałożone zaklęcie antyaportacyjne. Przegrupujemy się, każdy z nas weźmie swoich ludzi i z nimi dopiero się tam przeniesiemy. Nie zamierzam tego skopać. Jestem za stary na łaskotki cruciatusem. - wyjaśnił Snape i przejął papierosa od Rookwooda. Cały czas obiecał żonie, że rzuci ale wychodziło jak zawsze i w rezultacie musiał kryć się po kątach jak jakiś szczeniak aby zapalić.

- posrane. Dobra, ruszamy. - mruknął Lucjusz i zdjął z nich zaklęcie po czym odwrócił się do żółtodziobów stojących na polanie i między krzakami.

- przedzielić się na trzy grupy. - zarządził a Ci od razu rozdzielili się, stojąc już jak wyćwiczeni wojownicy a nie dzieciaki. Malfoy, pomimo tego, że nie lubił walczyć, uśmiechnął się widząc jak Ci go słuchają. Nie mógł nic na to poradzić ale lubił władzę, nawet jeżeli chodziło o takich debili jakich miał przed sobą. Zaraz za nim ustał Snape jak wielki, groźny cień który jakby chciał to zabiłby ich wszystkich jednym spojrzeniem, oraz Rookwood wyglądający jak uciekinier ze szpitala psychiatrycznego, bujając się na piętach.

- znacie plan, więc nie będę wam go tłumaczył po raz kolejny - kontynuował Lucjusz przyjmując swoją jak najbardziej władczą pozę wrednego arystokraty, z rękoma założonymi na plecach i głową dumnie uniesioną do góry. Snape, jakby nie wiedział, że Malfoy jest tylko pozerem który boi się nawet własnej żony, to powiedziałby, że tego człowieka należy się bać. Co po fakcie, kiedyś się go bano, budził nawet postrach w Severusie, jednak te czasy już dawno minęły. Teraz Czarny Pan nie brał praktycznie jego zdania pod uwagę.

- nie macie prawa uciec. Każda niesubordynacja będzie karana.

- i lepiej się módlcie żeby karę wymierzył wam Czarny Pan a nie ja. - wtrącił Snape głosem tak groźnym, że temperatura spadła o kilka stopni. Śmierciożercy wymienili zaniepokojenie spojrzenia słysząc prawą rękę ich pana. Jak węża nie widywali często to tak Snape nie raz ich gnębił, torturował. To jego się bali, to on ich przerażał. Jednak prawda była nieco inna. Większość z nich Severus uczył, byli to w większości jego byli uczniowie których nie dał rady ocalić przed okropnym losem w szeregach Voldemorta. Gnębił ich jak tylko mógł, licząc na to, że się poddadzą i uciekną. Że dzięki temu przeżyją.

- do roboty. - warknął Lucjusz i wyciągnął różdżkę.

Zaraz wszyscy zrobili to samo po czym było słychać głośny huk teleportacji dużej grupy ludzi.

.

.

.

Całe ministerstwo pracowało w ciszy i skupieniu. Pomimo masy ludzi na korytarzach, na głównym holu, w windach i tak panowała względna cisza. Ludzie nie wiedzieli z kim mogą normalnie rozmawiać bo nie wiedzieli kto jest po czyjej stronie. Kto jest zwolennikiem Voldemorta a kto zwolennikiem Dumbledora.

Każdy departament miał ręce pełne roboty. Nieprawidłowe użycie produktów mugoli, nieprawidłowe użycie zaklęć, Wizengamot a najwięcej pracy w tych niepewnych czasach miało biuro aurorów które jako jedyne było w pełni oddane idei zakonu i gardziło szczerze i otwarcie zwolennikami Voldemorta jak i nim samym. Dlatego był to jeden z powodów dla których chwilowo zostali zostawieni sami sobie i Voldemort nie próbował nawet przeciągnąć ich na swoją stronę, wiedząc, że i tak mu się to nie uda, że prędzej zginą niż się do niego dołączą.

Ostateczna Bitwa(Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz