3

164 13 0
                                    

Rei

Wstał kolejny dzień. Budzik pokazuje szóstą rano. Czas wstawać do pracy. Za półtorej godziny muszę być w biurze, a jeszcze tata chciał, abym przed pracą do niego zajrzał. Ciekawe co tym razem się stało. 

Ruszyłem swój tyłek z łóżka i poszedłem wziąć prysznic. Po umyciu się w samym ręczniku poszedłem do kuchni przygotować sobie śniadanie, a mianowicie jajecznicę ze szczypiorkiem. Mniam. Po posiłku udałem się do garderoby i ubrałem się w garnitur. Jezu czemu to jest takie nie wygodne i muszę w tym chodzic?! Jednak pociesza mnie fakt, że za jakiś tydzień pojadę do Luny odwiedzić ją i zrobię jej wtedy niespodziankę, a ja nie będę musiał ubierać tych koszul i całej reszty. Po zawiązaniu krawata i założeniu marynarki wziąłem swoją teczkę z dokumentami i kluczyki do samochodu. Wszedłem do garażu i ujrzałem swoje kochane autko. Czarne lamborghini już czekało na mnie. W środku ma czarną, skórzaną tapicerkę, siedzenia są nawet podgrzewane. Wsiadłem za kierownicę rzucając teczkę na siedzenie pasażera, wyjechałem z garażu wprost na ulicę i skierowałem się w stronę swojego rodzinnego domu. 

Po dwódziestu minutach byłem na miejscu. Mamoru już czekał na mnie przed domem. Wysiadłem i podszedłem do taty.

-Rei jak dobrze, że już jesteś. Mam do ciebie taką sprawę-zaczął. Zaczyna się.

-Zapomnij, że zajmę się Chichoru.

-Skąd wiedziałeś, że o to chciałem poprosić?

-Bo zawsze tak samo zaczynasz, gdy chcesz, abym się nią zajął. Tato ona ma siedem lat. Może zostać sama w domu na dwie czy trzy godziny. 

-Wiesz jaka jest Gou.

-Wiem, ale nie zostanę z nią. Nawet takiej opcji nie ma. 

-A to niby dlaczego?

-Bo jest tak rozwydrzonym dzieckiem, że ja psychicznie nie wyrabiam przy niej. Jak muszę to jakoś daję radę, ale uwierz mi to nie jest proste, a po wyjściu od was zawsze muszę odreagować. Nawet nie wiesz jak się chamuję, aby się nad nią nie wydrzeć czy cokolwiek innego zrobić.

-Synu proszę cię. Ten jeden raz. Ostatni.

-Był pięć razy temu. Zapomnij. 

-Gou mnie zabije. 

-Opiekunke załatw.

-Nie dam rady na dziś załatwić dobrej opiekunki. Ostatnia zrezygnowała.

-Wcale jej się nie dziwie. Ja dziś mam trening, więc tym bardziej zapomnij. 

-Rei proooszę-zaczął robić jakieś dziwne miny myśląc, że mnie tym przekona. Co on dziecko czy jak?

-Tato ogarnji się. Co ty sobą teraz reprezentujesz? 

-Myślałem, że to zadziała.

-Myślał kogut o niedzieli, a w sobotę mu łeb ucieli. Nie jesteś dzieckiem. To, że nie masz z kim zostawić Chichoru to może najwyższy czas, aby zaczęła zostawać sama. Pomyśl o tym.

-Według Gou jest wciąż za mała.

-Pieprzyć zdanie Gou. Mnie jakoś potrafiłeś w takim wieku zostawić samego na cały dzień, a tej smarkuli nie potrafisz na czas, gdy poleziesz z Gou gdzieś tam. Tak w ogóle to gdzie się wybieracie?

-Do teatru. I nie będzie nas góra trzy godzinki. 

-No idealny pomysł, aby mała została sama. Niedługo ma ósme urodziny. 

-Ale Gou..

-Gou to, Gou tamto. Postaw się jej weszcie, tato. Ja już muszę lecieć, bo wiesz firma nadal funkcjonuje.

Wsiadłem do samochodu nie słuchając co tata jeszcze mówił. Może zapomnieć, że zajmę się tą smarkulą. Niby jest to moja przyrodnia siostra, ale co z tego, skoro ona nawet nie potrafi odpowiednio się zachować w danej sytuacji? Może jestem wredny, ale to dziecko wybitnie mnie wkurwia. Marzę, aby wreszcie musiała sama podjąć jakąś decyzję. Nawet bym się założył, że poleci do Gou, aby podjęła ją za nią i rozpłakałaby się. 

Jestem już na podziemnym pargingu swojej firmy. Biorę dokumenty i udaję się do windy, która wiezie mnie na najwyższe piętro wierzowca, gdzie znajduje się mój gabinet. Po otwarciu windy wychodzę z niej i już chcę wejść do swojego gabinetu, gdy łapie mnie asystentka.

-Klient już jest-spojrzałem na godzinę. Nie mam spóźnienia, a nawet mam jeszcze kilka minut. Znowu przylazł przed czasem.-Czeka już z piętnaście minut, ale nie mogłam się do ciebie dodzwonić. Mówiłam, że ciebie jeszcze nie ma, lecz uparł się, że zaczeka u ciebie w biurze-tak, z asystentką jestem na ty. Tak jest łatwiej.

-Okey. Zrobisz mi kawy?

-Dobrze. On swoją już pije bądź wypił. Powodzenia.

-Nie dziękuję.

Wszededłem do środka i ujrzałem wkurzonego klienta, który przechadzał się po pomieszczeniu. No to się zapowiada niezły opieprz.

-Czy pan potafi być punktualny?

-Z tego co wiem, to mój zegarek chodzi dobrze i według niego mam jeszcze kilka minut do naszego spotkania, więc to pan jest przed czasem i powinien się pan liczyć z tym, że mogło mnie nie być jeszcze w biurze. Nie rozumiem pana zdenerwowania. To pan powiniem zainwestować w dobry zegarek albo mieć więcej cierpliwości, jeżeli przychodzi pan przed czasem na umówione na daną godzinę spotkanie-usiadłem za swoim biurkiem i szeroko się uśmiechnąłem widząc jak facet jest jeszcze bardziej wkurwiony. Zapowiada się dziś piękny dzień. 

👽👽👽
Mam nadzieje, że podobają wam się rozdziały.

Gwazdkujcie i komentujcie. To motywuje do dalszego pisania.

Wampirzyca 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz