Rozdział 31

122 24 50
                                    

Akcein z Kataną mknęli przez pusty korytarz. Nie wiedzieli nawet, gdzie się kierować. Na każdym rozwidleniu po prostu zdawali się na los. Gdyby mieli więcej czasu, pewnie wybieraliby północne odnogi, ale go nie mieli. W tym szalonym pędzie nie potrafiliby nawet określić, która to prawa, a która to lewa strona, nie mówiąc już o wyznaczeniu kierunków świata. Obydwoje biegli na złamanie karku. Okazało się, że Katana jest urodzoną biegaczką, a Akcein dzięki zwiadowczym treningom miał całkiem niezłą kondycję. Dlatego nie musieli zamartwiać się czekaniem na siebie, po prostu gnali nawet nie patrząc pod nogi, mając nadzieję, że na ziemi nie leży nic, o co można się potknąć.

Akcein słyszał za nimi odgłosy wskazujące na to, że Temudżini depczą im po piętach. Nic nie mógł na to poradzić, powoli zaczął czuć kłucie w boku, nie mógł przyśpieszyć. Katana stopniowo wysunęła się na prowadzenie. Po chwili oddaliła się na kilka metrów i zniknęła za zakrętem. Kiedy Akcein również go minął wpadł prosto na nią.

– Czemu się tak zatrzymałaś? – wydyszał.

– Ślepy zaułek – poinformowała go dziewczyna. Co dziwne, wcale nie wyglądała na zmęczoną.

– Nie możemy zawrócić, Temudżeini są tuż za nami – powiedział Akcein, starając się wyrównać oddech.

– Wiem – padła krótka odpowiedź.

Chłopak bez nadziei rozejrzał się po ścianach. Oczywiście, mimo usilnych pragnień, nie znalazł tam żadnych drzwi. Jego wzrok przykuło jednak coś innego.

– Widzisz to? – zapytał Katanę, podchodząc do malowidła na murze.

– Co znowu? – dziewczyna nie miała teraz głowy do oglądania czegoś innego niż wyjście. Odwróciła się jednak i spojrzała na obraz.

– Widzę człowieka w koronie, który stoi przed jakąś żelazną konstrukcją, ozdobioną kolorowymi kamykami. Wokół niego stoją rycerze trzymając w rękach miecze. On sam też ma broń, tylko że ona wygląda inaczej niż inne. Jest taka bardziej... Potężna? Wytworna?

– Właśnie! To król Hammingrad i Bursztynowy Miecz! Katana, słyszysz?! – krzyknął radośnie Akcein.

– No super. Mamy przynajmniej ładny widok przed śmiercią – odparła Katana z wisielczym humorem.

Akcein zgromił ją wzrokiem.

– Nie poddawaj się. Będziemy walczyć – to mówiąc, ściągnął z ramienia łuk. Przy okazji niechcący zahaczył jego końcem o obraz. Drzewce dotknęło obrazu dokładnie w miejscu, gdzie był namalowany król. Niespodziewanie ściana zaczęła się przesuwać i zaskoczonym oczom przyjaciół ukazały się schody prowadzące w dół.

– Zejście do Darkscarlandu – szepnął cicho Akcein.

– Schodzimy – zarządziła Katana i pociągnęła chłopaka w mroczną otchłań podziemi.

*****

Aimra skupiła się na nadchodzących przeciwnikach. Było ich trzech. Dziewczyna wyczuła, że chłopak koło niej się ruszył. Zdążył już odrzucić łuk za siebie i wyjął swoją szablę. Zrozumiała, że będzie musiała mu tymczasowo zaufać. W końcu musi walczyć z nim ramię w ramię.

– Jaką mamy taktykę? – zapytał cicho Nalig.

– Unieszkodliwić ich wszystkich i nie dać się zabić – odparła ponuro Aimra ani na moment nie spuszczając wzroku z przeciwników.

– Tak jest, pani generał – odpowiedział chłopak. W jego głosie nie słychać było nawet nuty drwiny. Mówił bardzo poważnie.

W tej chwili dotarli do nich pierwsi przeciwnicy. Jeden z nich – wysoki i barczysty Temudżein – zamachnął się swą szablą na dziewczynę. Ona jednak odskoczyła do tyłu i wykorzystując chwilową bezbronność Temudżeina, rozpoczęła kontratak. Nigdy wcześniej nie biła się tak na serio. Na śmierć i życie. Ale nie miała oporów przed skrzywdzeniem przeciwnika – jeśli rzeczywiście zasłużył, była gotowa nawet zabić. A ci Temudżeini z pewnością zasłużyli na śmierć – w końcu chcieli zabić ją i jej przyjaciół, planowali atak na Araluen, zabijając i plądrując wszystko na swej drodze. Ponadto już kiedyś, wiele lat temu, przeczynili się do śmierci wielu istnień. Również to, że sam Nalig – wcześniejszy kompan Temudżeinów – rzucił się do walki, bez choćby mrugnięcia okiem, musiało o czymś świadczyć. Po sekundzie porzuciła te myśli i na dobre skupiła się na walce. Sparowała boczne uderzenie wojownika i szybko zadała cios lewą pięścią prosto w jego nos. I tak nie posiadała tarczy, a miecz Temudżeina był ciągle zablokowany przez jej własną broń.

Zwiadowcy: Zaginiony mieczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz