Rozdział 59

98 14 7
                                    

Katana biegała od jednego rannego do drugiego i nie miała pojęcia w co włożyć umazane czyjąś krwią ręce. Zdążyła już wyjąć z ran ponad tuzin strzał, mimo, że wcześniej nigdy tego nie robiła. Podpatrzyła jednak ruch u Somai i jakoś sobie radziła.

W ich małym obozie co chwilę rozlegały się nowe rozkazy – raz Somai, raz Katany.

– Nalig, zatamuj tamtemu krwawienie! I podaj mi czyste bandaże!

– Wrzątek, szybko!

– Potrzebuję wody!

– Przytrzymaj mi go!

– Szybciej, szybciej, szybciej!

Nalig bez zbędnych komentarzy włączył się do pomocy. Sprawnymi ruchami zajmował się rannymi – Katana podejrzewała, że takie sytuacje nie były mu obce. Chłopak okazał się bardzo przydatny, gdy chodziło o przytrzymanie wyrywającego się rannego, co w przypadku dwukrotnie większych od niego Skandian nie było łatwym zadaniem. No i to ciepło, które zawierało każde jego spojrzenie na dziewczynę... Potrząsnęła głową. Nie czas na takie rozmyślenia.

Katana właśnie kończyła opatrywać ranę na głowie jakiegoś długowłosego Skandianina, gdy usłyszała krzyk:

– Tam... Jest tam cała trójka! Dwaj nieprzytomni i prawie wykrwawieni, trzeci... – głos się urwał.

Katana szybko skończyła wiązać bandaż i obejrzała się. Nalig właśnie przenosił nieprzytomnego wojownika na bok, by poczekał na swoją kolej. Chłopak pochwycił spojrzenie Katany.

– Idę tam – powiedział, chwytając rolkę bandażu, która akurat leżała obok jego nogi. W obozie panował ogromny chaos i bałagan.

– Idę z tobą – odparła Katana, jednocześnie upychając w lnianej torbie maści odkażające, igły, nici i inne przydatne rzeczy. Nie dyskutowali dłużej. Nalig wskazał dziewczynie kierunek, o którym mówił – teraz nieprzytomny – wojownik i ruszyli biegiem.

*****

Akcein zareagował natychmiast. W jednej chwili obrócił się, chwytając tarczę Aimry leżącą na ziemi i zasłonił nią siebie i dziewczynę.

Przed nim stała postać z łukiem znów gotowym do użycia. Niesamowite jak szybko udało jej się wyjąć z kołczana strzałę, nałożyć ją na cięciwę i napiąć łuk. Twarz przeciwnika zasłaniał ciemny kaptur i gdyby Akcein nie uczył się na zwiadowcę, nie zauważyłby go.

– Aimra – mruknął, starając się nie ruszać ustami. Nie uzyskał odpowiedzi. Wciąż wpatrując się w nieruchomą sylwetkę przed nim, wolną ręką dotknął dziewczyny. Ponieważ nie patrzył, co robi, najpierw chwycił ją za zranione ramię. Szybko się zreflektował i opuścił dłoń, by ścisnąć jej nadgarstek. Mimo to, dziewczyna nie zareagowała. Wciąż była jakby w transie – mamrotała coś niedowierzającym tonem i drżała spazmatycznie.

Chłopak zostawił ją, rozumiejąc, że na razie musi sobie poradzić sam. Sięgnął po dłuższy z noży i powoli wstał, puszczając tarczę tak, by choć trochę zasłaniała jego przyjaciółkę.

– Kim jesteś? – zapytał głośno, choć nieco piskliwym tonem. Postać zrobiła krok w przód i odrzuciła łuk. Zamiast tego wyjęła z pochwy przy pasie długi, prosty miecz.

Teraz Akcein mógł stwierdzić, że osoba z wyglądu nie przypomina Temudżeina. Jej skóra była wręcz blada, a sylwetka szczupła. Spod kaptura wystawały jasne kosmyki włosów. No i miecz – zdecydowanie nie był Temudżeiński.

Chłopak odgarnął połę zielonego płaszcza i sięgnął po mniejszy nóż. Technika obrony dwoma nożami przed mieczem, po raz setny tego dnia mogła uratować mu życie. Chłopak miał ochotę wyściskać Gilana za te wszystkie godziny treningów, na które kiedyś narzekał. Teraz uczeń zwiadowcy z chęcią by się za nie zabrał.

Zwiadowcy: Zaginiony mieczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz