Rozdział 44

123 15 17
                                    

Akcein nie wiedział jak ma zareagować. W jednej chwili Aimra krzyczy mu w twarz, a w drugiej płacze wtulając się w jego pierś.

– Przepraszam! Tak bardzo przepraszam! – zawodziła.

Chłopak niewiele z tego rozumiał. Co się stało, że tak silna i niezależna osoba teraz go przeprasza? A on nawet nie wie za co... Tak bardzo chciał zapytać, pocieszyć, ale nie miał odwagi. Bał się. Jedna część jego osoby rwała się do pomocy, druga odmawiała, bojąc się tego, jak zareaguje dziewczyna. Chociaż, czy może być coś gorszego od nieuzasadnionego szlochu silnej osoby?

– Co się stało? – odważył się w końcu spytać.

Aimra podniosła wzrok. Oczy miała opuchnięte i zaczerwienione, a policzki mokre od łez. Szybko się od niego odsunęła i kucnęła na ziemi. Po chwili udało jej się w miarę opanować płacz.

– Przepraszam, nie powinnam. Ja... – zaczęła dziwnie wysokim głosem i urwała, jakby miała znowu zacząć łkać. Żeby temu zapobiec, Akcein szybko powiedział:

– Spokojnie. Nie musisz przepraszać – domyślił się, że dziewczyna ma jakiś problem. Niemały, sądząc po jej zachowaniu. Z własnego doświadczenia wiedział, że łatwiej jest uporać się z kłopotem, jeśli się komuś zwierzy. – Może powiesz o co chodzi? – zaproponował i przykucnął obok niej.

Aimra zapatrzyła się w dal. Lekki wiatr tworzył małe fale na tafli jeziora. Promienie słońca odbijały się w jasnym śniegu. Zza jej pleców dochodził szum drzew w lesie. Było tak spokojnie. Emocje, które nią targały były dokładnym przeciwieństwem krajobrazu. W końcu się odezwała:

– Wspomniałeś o moim tacie. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam. Myślałam, że już umiem panować nad sobą. Najwyraźniej się myliłam – po jej poliku popłynęła kolejna łza. Było tyle rzeczy, które leżały jej na sercu. Nigdy nikomu się nie zwierzała, bo nie chciała pokazać, że jest krucha. Nie chciała, by się nad nią litowano. Po pożarze, w którym zginęli jej rodzice, nie zawierała z nikim głębszych znajomości. Bała się przywiązywać do innych. Pragnęła uchronić się przed bólem związanym ze stratą kolejnych, bliskich jej osób. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że brakowało jej osoby, z którą może szczerze porozmawiać. Osoby, która ją wysłucha i zrozumie. Spojrzała na chłopaka siedzącego obok. Wiele dla niej zrobił. Pomógł wydostać się z obozu Temudżeinów. Walczył z nią ramię w ramię. Opatrzył jej rany – nie tylko fizyczne. A co najistotniejsze – nie odrzucił jej. Od pożaru, tylko on rozmawiał z nią normalnie. Choćby wtedy, gdy się ledwie znali. Na początku, nawet Katana miała co do niej uprzedzenia. Kurierka nie powiedziała tego głośno, ale Aimra wyczytała to z jej postawy. Oczywiście, potem szczerze się zaprzyjaźniły, ale początek był, jaki był.

Dziewczyna zrozumiała, że jeśli na świecie istnieje osoba, która może ją wysłuchać i pomóc, to jest nią Akcein. Zaczerpnęła powietrza i zaczęła cicho mówić. Każde jej słowo pochodziło z serca. Z każdym pozbywała się kolejnych ciężarów.

– Gdy miałam dwanaście lat, moi rodzice zginęli w pożarze. Zostali uwięzieni w zawalającym się pomieszczeniu. Chciałam im pomóc, ale musiałam uciekać, by ratować młodszą siostrę – jej twarz nabrała gniewnych rumieńców. – Nie zdążyłam wrócić. Patrzyłam jak zawala się budynek, w którym zostali. Byłam bezradna. Bezradna, rozumiesz?! – ostatnie zdanie prawie wykrzyczała. Akcein widział, że te słowa wiele ją kosztowały. Zapominając o nieśmiałości, objął ją ramieniem. Dziewczyna oparła się o niego i zaczęła szlochać.

– Miley miała ledwie roczek. Przeze mnie straciła rodziców i szansę na normalne dzieciństwo – mówiła przez płacz. – Tylko ze względu na nią, pozwoliłam się adoptować. Ludzie, którzy się tego podjęli są bardzo bogaci, dają jej wszystko czego potrzebuje. Oprócz prawdziwych rodziców – zamilkła. Na nowo przeżywała tamte chwile.

Zwiadowcy: Zaginiony mieczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz