Rozdział 34

132 20 15
                                    

Mimo tego, że wszystko wokół można było dotknąć, Akcein wciąż nie mógł uwierzyć w to, że znajduje się Darkscarlandzie. Było tu wszystko, co powinno znajdować się w prawdziwym mieście. Kamienne domy wykute w potężnych blokach skalnych, wysoki, kilkupiętrowy budynek, który był pewnie gospodą, wielki sześciokątny plac, a nawet świątynia. Akcein kucnął i przyjrzał się płytom zdobiącym posadzkę. Gładko ociosane, w kształcie trójkątów. Zauważył, że są w kilku wariantach kolorystycznych: lekko błękitne, rudawe, szare, zielonkawe i całkowicie czarne. Były misternie ułożone w skomplikowany wzór.

– Tu jest jak w legendzie... – usłyszał rozmarzony głos Katany.

– Bo w pewnym sensie w niej jesteśmy – odparł podobnym tonem. Zdjął z pasa miecz. Dopiero teraz miał okazję się mu przyjrzeć. Był dość duży i szeroki, mimo to, nie wydawał się ciężki.

– Jest doskonale wyważony – szepnął z czcią podziwiając ozdobną rękojeść. Widniały na niej złocone wzory, jakby pędy, oplatające ją dookoła. Na samym szczycie widniał piękny, okazały, ciemnopomarańczowy bursztyn w kształcie serca. Na klindze z kolei widać było cieniuteńkie rowki układające się w esy–floresy. Chłopak wiedział, że te szczelinki utwardzają miecz i sprawiają, że z broni spływa krew przeciwnika. Sama stal, z której wykonano miecz mieniła się niebieską poświatą.

– Stal nichońska. Jedna z najlepszych na świecie – powiedział z zaskoczeniem, pokazując go Katanie.

Dziewczyna pokiwała głową.

– Rzeczywiście, to piękna broń. Ciekawe w ilu turniejach brała udział.

– Pewnie w wielu – Akcein z ociąganiem przymocował broń do pasa. – Masz pomysł gdzie teraz iść?

– Może tam? – zaproponowała Katana, wskazując okrągły budynek znajdujący się w pobliżu.

– Czemu nie? Jest dość pokaźnych rozmiarów – chłopak wzruszył ramionami i ruszył za dziewczyną niosącą pochodnię.

*****

– Spodziewałeś się tu biblioteki?! I to z takim ogromnym księgozbiorem? – zapytała podekscytowana kurierka, stojąc pomiędzy masywnymi, kamiennymi półkami.

– Z pewnością nie – odparł Akcein, przesuwając wzrokiem po grzbietach zakurzonych książek. Większość z nich miała pięknie wykaligrafowane tytuły.

Podręcznik taktyczny sir Wołodyja".

Sztuka oblegania zamków według sir Anastazego".

Wiersze z podróży – dookoła".

O pięknej lady z różą".

Z podróży na powierzchnię – zapiski Łuczka Jednonogiego".

Ten ostatni tytuł wypisany na granatowej księdze zwrócił uwagę Akceina. Ostrożnie zdjął ją z półki i otworzył, tak delikatnie, jakby coś miało z niej wyskoczyć. Jednak zamiast tego czegoś pojawił się tylko kurz.

– Aaa... Psik! – głośny dźwięk poniósł się pomiędzy regałami.

– Co tam masz? – zapytała Katana, obracając się w jego stronę. Wcześniej była zajęta przeglądaniem jakiś romansideł.

– Sam nie wiem... – powiedział Akcein, przewracając pergaminowe karty. – Chyba dziennik podróżniczy. Możliwe, że jest tu jakaś mapa.

Katana przysunęła bliżej pochodnię. Odczytała na głos jedną notatkę.

– „To już trzeci dzień mojej samotnej podróży. Odwiedziłem Komnatę Przodków, teraz zmierzam do najbardziej wysuniętego na wschód wyjścia na powierzchnię – do Starej Bramy. Powiadają, iż mieszkają w niej magiczne istoty – Lukerby. Podobno taki jeden Lukerb ma ze dwa metry wysokości i siłę pozwalającą kruszyć kamień – przerwała i spojrzała pytająco na Akceina. Ten tylko wzruszył ramionami, czytała więc dalej. – Nigdy żadnego z nich nie widziano. Ja mam zamiar być pierwszym. Żywię nadzieję, iż jeśli powrócę do domu, będę mógł zaświadczyć o ich istnieniu. Ja, Łuczek Jednonogi" – skończyła czytać. Przewróciła kartkę i ich oczom ukazała się karykatura człowieka. Na ile mogli to stwierdzić niósł na plecach ogromny wór podróżny i miał jedną nogę.

Zwiadowcy: Zaginiony mieczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz