Rozdział 51

146 16 34
                                    

– Myślałeś kiedyś o zmianie fachu? Z powodzeniem poradziłbyś sobie jako przewodnik górski.

Słysząc kolejną uwagę Jespera, Akcein przewrócił oczami.

– Powiedz, że ciebie też to irytuje – szepnął w ucho Arcosa, a ten zarżał radośnie i minimalnie przyspieszył.

Dzięki tobie już się przyzwyczaiłem do irytujących osób.

Akcein prychnął i wyrównał się ze swoim konikiem. Jak widać, nie tylko ludzcy przyjaciele postanowili dzisiaj z niego kpić. Podniósł wzrok i przyjrzał się linii horyzontu. Dostrzegł niewyraźne we mgle zarysy chat, należących do najbliższej wioski. Z tego, co pamiętał Akcein, nazywała się Grosbrad. Może zatrzymamy się na odpoczynek – pomyślał z nadzieją, choć bez większego przekonania. Po chwili zauważył, że wraz z Arcosem wysunęli się trochę za bardzo do przodu. Nawet nie słyszał już głosów towarzyszy. Zwolnił, a po chwili znów zaczął słyszeć ich dyskusję. Niestety – na temat Akceina i jego predyspozycji.

– Albo taki saneczkarz – zaproponował Nalig. – Atabi pasowałby idealnie.

Akcein spojrzał na Naliga kątem oka. Wydawał się zachowywać normalnie, ale odkąd zostawili Katanę i Lydię w Lonestiff zdarzało mu się odpływać gdzieś myślami – i to w najmniej odpowiednich momentach.

– Saneczkarz, przewodnik. Nudne to – włączył się Thorn. – Taki zielony ludek kopiący tunele pod śniegiem, to byłoby coś!

– Thorn! – Jesper równocześnie z Naligiem wyraził swoje niezadowolenie. – Wszystko psujesz.

– Ale – Nalig uniósł palec – prawdą jest, że zielony przewodnik-saneczkarz kopiący tunele byłby najlepszy. Najlepiej w piżamce w motylki.

Akcein westchnął przeciągle. Wprost nie mógł się doczekać spotkania z Erakiem. Do Hallasholmu zostało im jeszcze mniej-więcej półtorej godziny.

*****

Gorąca para uderzyła dziewczynę w twarz. Mruknęła coś pod nosem, a po chwili wyjęła z wody ostudzony metal.

– Nieźle sobie radzisz, jak na dziewczynę.

Nawet się nie odwróciła. Gunvald nie po raz pierwszy ją komentował. Prawdę mówiąc, słyszała jak obgaduje ją za plecami z innymi Skandianami. Chcąc, nie chcąc, stała się chwilową gwiazdą kuźni, co właściwie nie brzmi zbyt imponująco.

– Nieźle plotkujesz, jak na faceta – odparła sucho i dopiero wtedy się obróciła.

Gunvald zaśmiał się. Był starym Skandianinem, z typu tych, co uwielbiają plątać się pod nogami i udawać, że na wszystkim najlepiej się znają. Jego długa, jasna broda opadała na pokaźnych rozmiarów brzuch. Miał całą twarz w bliznach – uwielbiał opowiadać, że powstały, gdy z narażeniem życia ratował pasażerów z tonącego statku. Tak naprawdę były skutkiem młodzieńczego braku rozsądku i braku umiejętności wchodzenia na drzewo.

– Gdzie się nauczyłaś wykuwać broń? – spytał.

Aimra spuściła wzrok na niedokończone ostrze trzymane w obcęgach.

– Mój ojciec był kowalem – odparła, siląc się na lekki ton.

Gunvald podrapał się po brodzie.

– Aha – nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo wtedy podszedł do niego młody chłopak.

– Wrócili – oznajmił i wskazał ręką za siebie. W tamtym kierunku znajdował się Wielki Dom Eraka.

Aimra ożywiła się. Wcisnęła w ręce chłopaka obcęgi z niedokończonym ostrzem i szybko zdjęła fartuch.

– Tylko tego nie spapraj – powiedziała, narzucając mu fartuch na głowę i wybiegła z kuźni.

Zwiadowcy: Zaginiony mieczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz